Pandemia pokazała, że żadne państwo – nawet odległa Nowa Zelandia – nie jest bezpieczne: koronawirus rozprzestrzenia się po całym globie - pisze Jacek Rothert, ekonomista GRAPE.

W tej sytuacji teoria ekonomii podpowiada, że – jeśli chcemy zatrzymać zarazę – lockdowny powinny być skoordynowane.
Badania ekonomistów z berlińskiego Uniwersytetu Humboldtów wykazały, że efektem zamknięcia granic w strefie Schengen było zmniejszenie liczby nowych przypadków zakażeń o ok. 6 proc. (60 tys. mniej na milion przypadków). Z moich badań (GRAPE Working Paper #48, „The Fragmented United States of America: The impact of scattered lock-down policies on country-wide infections”) wynika, że co siódmy przypadek zakażenia w USA był efektem kontaktów między osobami z różnych stanów; podobne wyniki uzyskali badacze z regionalnego oddziału Rezerwy Federalnej w Filadelfii.
Brak koordynacji w ograniczeniach działalności gospodarczej może prowadzić do większej liczby zachorowań. Ten wzrost wynika z tego samego powodu, który skłania rządy do wprowadzania obostrzeń. W końcu każdy wie, że jeśli w trakcie pandemii pójdzie na siłownię lub na koncert, to może się zakazić. Jeżeli jest gotów zaryzykować, to dlaczego rząd ma mu czegoś zakazywać? Przecież jedna chora osoba mniej lub więcej nie robi różnicy. A jednak robi. Bo ryzykując zakażenie, zwiększamy potencjalną pulę osób, które są zagrożeniem dla innych.
W ekonomii nazywa się to efektem zewnętrznym – działania jednej osoby nie mają wpływu na populację, ale jeżeli duża grupa jednostek podejmuje takie same czynności, to suma ich zachowań wpływ już ma. Klasycznym tego przykładem jest decyzja, by pojechać gdzieś samochodem. Jedno dodatkowe auto na drodze ma prawie zerowy wpływ na natężenie ruchu, lecz suma wszystkich pojazdów powoduje korki.
W przypadku lockdownów problem polega na tym, że działania lub ich brak w jednym kraju lub regionie mają wpływ na rozwój epidemii u sąsiadów. Z moich badań wynika, że gdyby w Ameryce gubernatorzy 16 stanów, w których restrykcje były minimalne, zwiększyli ich poziom chociaż do średniej krajowej, to liczba infekcji w pozostałych stanach spadłaby na przestrzeni całego roku o 2 mln. Inne badania sugerują, że gdyby wszystkie stany skoordynowały restrykcje, ponad połowy ofiar pandemii w Stanach Zjednoczonych można by uniknąć.
Uważny czytelnik na pewno wskaże, że wpływ jednego regionu na drugi jest inny niż wpływ samochodu na natężenie ruchu – gubernator Florydy (albo prezydent Francji) wie, że jego działania mają wpływ na sąsiadów i że poczynania sąsiadów mają wpływ na mieszkańców Florydy (Francji). Teoria ekonomii w tym przypadku powie, że zasada, iż „pan na zagrodzie równy wojewodzie”, ma dodatkowy negatywny skutek. Otóż gubernator jednego stanu (prezydent Francji) ma interes w tym, żeby poluzować lockdown, który dołuje gospodarkę, i przerzucić część kosztów walki z pandemią na sąsiada.
Kto zatem powinien decydować o otwieraniu/zamykaniu szkół, restauracji albo siłowni – lokalne władze czy rząd? To zależy od tego, w jakim stopniu epidemia rozprzestrzenia się z jednej części kraju na drugą.