Mniej więcej tyle samo z nas, ile chciałoby przyjąć szczepionkę, gotowych jest też zaszczepić własne dzieci – to wyniki sondażu United Surveys wykonanego na zlecenie DGP i RMF FM.

Najbardziej chętni są wyżej wykształceni rodzice w rodzinach wielodzietnych. Najmniej – słabiej wykształceni rodzice jedynaków. Różnice widać także w podziale na płeć ankietowanych: bardziej sceptycznie do tej kwestii nastawione są kobiety.

Najszybciej szansę na otrzymanie szczepionki otrzymają 16- i 17-latkowie, dla których już istnieje przebadany preparat. Trwają prace nad szczepionką dla młodszych.

Niemal 70 proc. ankietowanych poparłoby szczepienie dzieci ‒ tak wynika z sondażu United Surveys wykonanego na zlecenie DGP i RMF FM. Jeszcze większe poparcie widać w licznych rodzinach: 74 proc. osób posiadających dwoje i więcej potomstwa na pytanie, czy zaszczepiłoby swoje własne dzieci, gdyby była taka możliwość, odpowiedziało twierdząco. Wśród rodziców jedynaków poparcie jest znacząco niższe.
Różnice widać w podziale na płeć. Kobiety mniej chętnie niż mężczyźni zdecydowałyby się na podanie preparatu najmłodszym: za takim rozwiązaniem byłoby 65 proc. kobiet i 72 proc. mężczyzn. Zależności też widać w związku z wykształceniem: im niższe, tym większa niechęć. 62 proc. ankietowanych z wykształceniem podstawowym i zawodowym zgodziłoby się szczepić dzieci. Przy wyższym wykształceniu ten odsetek rośnie do 77 proc.
To dobra wiadomość dla rządu: lada moment mogą być wprowadzone szczepienia dla osób poniżej 18. roku życia ‒ dla 16- i 17-latków. To grupa, która może być już teraz dopuszczona do szczepień preparatem firmy Pfizer. Trwają też badania nad dopuszczeniem preparatu dla młodszych.
Przy spadku zainteresowania zastrzykami wśród 20- i 30-latków, szczepienie dzieci może poprawić sytuację odporności populacyjnej.
‒ 70 proc. Polaków jest przekonanych do szczepienia i przekłada tę opinię również na dzieci. Choć w przypadku rodziców ten procent jest niższy, bo są oni bardziej ostrożni, zwłaszcza że szczepionki nie są jeszcze dopuszczone dla dzieci ‒ podkreśla prof. Norbert Maliszewski, szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych. Liczy on, że w miarę publikacji kolejnych badań o szczepieniach dla dzieci ten odsetek wzrośnie.
Profesor Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant ds. medycyny rodzinnej, przyznaje, że wyniki sondażu napawają optymizmem. ‒ Podejście do szczepień jest ogólnie dobre. Większość ludzi traktuje je bardzo rozsądnie. W mediach, głównie społecznościowych, głośni są negacjoniści wszystkiego, ale to raczej mniejszość ‒ tłumaczy.
Zdaniem ekspertów brak chęci szczepień w młodszych rocznikach wynika nie tyle z obaw, ile z braku odpowiedniej motywacji. Rząd zdaje sobie z tego sprawę i dlatego chce w przyszłym tygodniu ruszyć z kampanią, która ma zachęcać do korzystania z tej formy ochrony przed COVID-19.

OPINIA

Młodzi nie ocalą świata
Jakub Kapiszewski, dziennikarz DGP
Społeczna akceptacja dla szczepień dzieci i młodzieży to dobra wiadomość. Podwijanie rękawów przez młodych nie zakończy jednak pandemii. Szczepić muszą się przede wszystkim starsi.
Doskonały przykład płynie z Wielkiej Brytanii, gdzie ponad 90 proc. osób w wieku 50 i więcej lat otrzymało przynajmniej pierwszą dawkę, oraz z Izraela, gdzie współczynnik ten jest podobny. W Anglii szczepią się obecnie 40-latkowie. U nas dostęp jest otwarty dla wszystkich, chociaż wskaźnik wyszczepienia w grupie 51–60 lat wynosi mniej więcej połowę.
To każe zadać pytanie, jak długo jeszcze utrzyma się u nas wysokie tempo szczepień. Barierą będzie społeczna niechęć: statystyki zaczną się kurczyć, kiedy preparat otrzymają wszyscy chętni. Z jakim odsetkiem wyszczepionych wówczas zostaniemy?
O tym, że nie jest to niemożliwy scenariusz, niech świadczy przykład Stanów Zjednoczonych. Kraj, w którym jeszcze w połowie kwietnia podawano 4 mln dawek dziennie, a teraz podaje się po 2 mln. W wielu stanach duże centra szczepień są zamykane z powodu znikomego zainteresowania, chociaż wyszczepiona jest tam raptem połowa ludności powyżej 18. roku życia.
Za dolną granicę odporności zbiorowej uznaje się 70 proc., ale wartość ta w odniesieniu do koronawirusa – który jest mocno zaraźliwy, zwłaszcza po kilku mutacjach – pewnie jest wyższa. Nie osiągniemy jej, jeśli nie będą szczepić się i starsi, i młodzież. Bo na możliwość szczepienia dzieci – a to przecież poważna część populacji – przyjdzie nam jeszcze poczekać. Pfizer szacuje, że zakończy swoje badania nad skutecznością preparatu w grupie wiekowej od pół roku do 11 lat dopiero na jesieni. Preparat tej samej firmy dla nastolatków w wieku 12–15 lat dopuści już Europejska Agencja Leków. Jej szefowa Emer Cooke wczoraj – po pozytywnej decyzji amerykańskiego odpowiednika – zapowiedziała, że kierowana przez nią instytucja powinna zdążyć z zapaleniem zielonego światła do końca maja.
Młodzi na Zachodzie nie uratują też świata, jeśli nie rozkręci się akcja podawania szczepionki w pozostałych krajach. Do niektórych państw nie dotarła jeszcze ani jedna dawka antycovidowego preparatu – w tym np. do Czadu, Burkina Faso i Erytrei. WHO słusznie przestrzega, że im dłużej wirus może krążyć swobodnie po takich miejscach, tym więcej ma okazji do mutacji. W tym takich, które „unieszkodliwią” odporność nabytą w drodze szczepień, jak zademonstrował wariant z RPA w przypadku jednego z preparatów.
Gdyby była taka możliwość czy zaszczepiłbyś własne dzieci na COVID-19?