Szpitale nie chcą zawierać ugód z osobami, które poniosły szkodę wskutek leczenia. Płacą za to wysokie odsetki, bo na wyroki w sądach czeka się latami.
Szpitale nie chcą zawierać ugód z osobami, które poniosły szkodę wskutek leczenia. Płacą za to wysokie odsetki, bo na wyroki w sądach czeka się latami.
W ciągu ostatnich dwóch lat o ponad 25 proc. wzrosła liczba spraw wniesionych przez pacjentów przeciw szpitalom i Skarbowi Państwa za szkody powstałe wskutek leczenia. W 2011 r. do sądów okręgowych takich pozwów wpłynęło 613, a w ubiegłym roku – już 773.
– Dane dowodzą, że rośnie świadomość pacjentów o przysługujących im prawach i dochodzeniu roszczeń – podkreśla Krystyna Barbara Kozłowska, rzecznik praw pacjenta.
Rośnie też – choć powoli – liczba spraw wygranych przez ofiary błędów medycznych. Dzieje się tak, mimo że sytuacja pacjentów przed sądami nie jest dobra, bo muszą udowodnić, iż doszło do błędu lekarza. Sądy wymagają np. udokumentowania roszczeń opiniami biegłych, o które nie jest łatwo.
Motywacją do skarżenia szpitali jest nie tylko chęć uzyskania rekompensaty za doznaną krzywdę (np. niepełnosprawność w wyniku źle przeprowadzonej operacji), ale przede wszystkim konieczność zdobycia pieniędzy na opłacenie prywatnej rehabilitacji, zakup leków, zaopatrzenie protezowe. Dlatego ofiary błędów lekarskich coraz częściej występują o rentę od szpitala.
– Żeby efektywnie się leczyć, trzeba mieć na to pieniądze, bo jest to możliwe poza siecią placówek finansowanych przez NFZ. Dlatego częścią składową każdego pozwu, oprócz zadośćuczynienia, jest żądanie renty z tytułu zwiększonych potrzeb. Zgodnie z obecną linią orzeczniczą sądów jak najbardziej dopuszczalne jest obciążenie szpitala, w którym doszło do błędu medycznego, kosztami prywatnego leczenia czy rehabilitacji, mimo że są one teoretycznie finansowane przez NFZ – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny z kancelarii Budzowska, Fiutowski i Partnerzy, reprezentująca pacjentów w sprawach o błąd medyczny.
Dodaje, że w praktyce taka renta tymczasowa ma charakter dożywotni, np. gdy skarżący szpitale występują o świadczenie z tytułu zwiększonych kosztów opieki, np. nad niepełnosprawnym dzieckiem lub dorosłym.
Wzrost spraw w sądach może także wynikać z większej aktywności ofiar błędów medycznych. Tę spowodowała działalność specjalnych komisji orzekających o zdarzeniach medycznych, które od początku 2012 r. działają przy wojewodach. Pacjenci mogą tam uzyskać orzeczenie o zaistniałej szkodzie wskutek niewłaściwego leczenia w szpitalu. Z założenia komisje miały odciążyć sądy powszechne, ale tak się nie stało. Do komisji trafiają tylko sprawy o mniejszym ciężarze gatunkowym. Droga sądowa jest jedyną skuteczną w przypadku dużych błędów medycznych, które skutkują poważnymi konsekwencjami dla zdrowia i życia.
Jednak w przypadku sądów problemem jest przewlekłość postępowań w sprawach o błędy medyczne. Głównym powodem jest brak lekarzy chętnych do współpracy z sądami w charakterze biegłych. W Sądzie Okręgowym w Warszawie jest ich co najmniej o 80 za mało w porównaniu z potrzebami. Biegłych brakuje we wszystkich dużych miastach. Powodem są zbyt niskie honoraria. Nie pomogło urealnienie stawek w ubiegłym roku przez ministra sprawiedliwości, który oprócz ryczałtowej dopuścił godzinową metodę liczenia ich wynagrodzeń. Lekarze nadal uważają, że kwoty nie są adekwatne do ich wkładu pracy w sporządzenie opinii. Za sporządzenie ekspertyzy dostają ok. 300 zł na rękę.
– Lekarzy jest za mało, a praca dla sądu jest dorywcza i wykonywana pomiędzy innymi zajęciami, więc może powodować perturbacje w stałym miejscu zatrudnienia – uważa Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
W efekcie w niektórych sądach na ekspertyzy lekarzy trzeba czekać nawet rok. Opóźnia to wydawanie wyroków w sprawach o błędy medyczne. Wyrok zapada zwykle po 3–4 latach od wniesienia pozwu, a w skrajnych przypadkach nawet po 10.
Poszkodowani pacjenci mogliby otrzymywać zadośćuczynienia szybciej, gdyby szpitale zawierały z nimi ugody. Te jednak nie chcą. W ubiegłym roku przed sądem doszło tylko do 14 ugód.
Szpitale sporadycznie godzą się też na ich zawarcie w ramach postępowania mediacyjnego. Jedno z nielicznych zapadło w lipcu. Ugoda przewiduje, że szpital wypłaci rolnikowi, który wskutek błędu lekarza miał amputowaną nogę, 240 tys. zł odszkodowania i dożywotnio 400 zł miesięcznej renty.
– Brak jest woli po stronie ubezpieczycieli i samych szpitali do zawierania ugód. Większą skłonnością do kompromisu wykazują się towarzystwa ubezpieczeniowe, ale szpitale za wszelką cenę dążą do wyroku. Wiążę to z tym, że dyrektorzy boją się odpowiedzialności za przyjęcie w drodze ugody zobowiązania finansowego. Wolą, żeby rozstrzygał sąd – tłumaczy Jolanta Budzowska.
Jednak w efekcie, jeżeli sprawa trwa kilka lat, pacjentowi należą się odsetki ustawowe od momentu, kiedy wystąpił z pozwem. Wynoszą one obecnie 13 proc. w skali roku. Zdarzają się więc sytuacje, gdy zasądzona kwota wynosi np. 400 tys. zł, a szpital lub jego ubezpieczyciel musi zapłacić prawie tyle samo odsetek od wszystkich przyznanych pacjentowi świadczeń.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama