Ledwie zaczęliśmy poznawać SARS-CoV-2, a już mamy do czynienia z jego kolejnymi odmianami.
Ledwie zaczęliśmy poznawać SARS-CoV-2, a już mamy do czynienia z jego kolejnymi odmianami.
Naukowcy starają się odpowiedzieć na trzy podstawowe pytania w związku z pojawieniem się nowych wariantów koronawirusa: na ile skuteczniej się rozprzestrzeniają, czy częściej powodują ciężkie odmiany COVID-19 oraz czy szczepionki będą przed nimi chronić.
Na razie zidentyfikowaliśmy trzy warianty, które zaniepokoiły epidemiologów: B.1.1.7, nazwany od miejsca wykrycia brytyjskim; B.1.351, zwany południowoafrykańskim oraz P.1, zwany brazylijskim. Mówimy o wariantach czy odmianach, ponieważ różnią się one od oryginalnego SARS-CoV-2 różnymi mutacjami.
W samym pojawianiu się ich nie ma nic niepokojącego, ponieważ wirusy mutują cały czas. Dochodzi do tego podczas powielania się SARS-CoV-2 we wnętrzu naszych komórek (proces nie jest doskonały). Większość tych zmian w ogóle nas nie interesuje, ponieważ nie wpływają na zachowanie wirusa. Inaczej jest w przypadku mutacji, które nagromadziły się w podanych wyżej wariantach.
Jedna z nich, oznaczona jako N501Y, sprawia, że wirus łatwiej zakotwicza się na powierzchni naszych komórek – ma ją każdy z trzech nowych wariantów. W praktyce powinno to oznaczać, że wszystkie łatwiej się rozprzestrzeniają. I faktycznie, z pierwszych szacunków znad Tamizy wynikało, że wariant brytyjski przenosi się nawet o 70 proc. skuteczniej. Teraz mówi się o 30–50 proc.
Podobne liczby padają w przypadku wariantu z RPA. Najmniej jednak chodzi o rozprzestrzenianie się wiemy o wariancie brazylijskim, ponieważ z tej trójki został rozpoznany jako ostatni. Wiemy jednak, że nowe warianty wypierają starą odmianę SARS-CoV-2, co wskazuje na wyższą skuteczność w przeskakiwaniu z człowieka na człowieka. Taka sytuacja miała miejsce zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w RPA oraz Brazylii, a konkretnie w jednym ze stanów tego kraju na terenie Amazonii.
Jeśli chodzi o cięższe postacie COVID-19, to nowe warianty nie wydają się być bardziej zjadliwe, chociaż na razie nie rozprzestrzeniły się aż tak bardzo, żebyśmy mogli zebrać na ten temat wystarczającą liczbę danych. Sytuację komplikuje to, że aby dowiedzieć się, iż dany pacjent jest zakażony konkretnym wariantem wirusa, nie wystarczy zwykły test: pobrany materiał genetyczny należy zsekwencjonować, co zajmuje kilka dni. Nawet w Wielkiej Brytanii, która pod tym względem przoduje na świecie, sekwencjonuje się co najwyżej jedną dziesiątą próbek pobranych od pacjentów.
Jeśli chodzi o skuteczność leków i szczepionek, to wariant brytyjski wydaje się bezpieczny: chociaż skuteczniej przenosi się z człowieka na człowieka, to dotychczas nie nabył mutacji pozwalającej mu oszukiwać układ odpornościowy. Taką mutację, oznaczoną jako E484K, mają odmiany z RPA i Brazylii. W praktyce sprawiają one, że przeciwciała nie rozpoznają wirusa tak skutecznie, jak wcześniej.
W efekcie może więc dojść do fali ponownych zakażeń, jak to się stało w brazylijskim mieście Manaus, co do którego naukowcy podejrzewali, że w toku pandemii tamtejsza ludność nabyła odporność zbiorową. Wymanewrowywanie przeciwciał obniża też skuteczność leków opartych na tych cząsteczkach. Koncern Eli Lilly & Co. już poinformował, że ich lek nie jest tak skuteczny w przypadku wariantu z RPA. Bardziej optymistyczni są przedstawiciele Regeneron Pharmaceuticals, którego lek składa się z dwóch przeciwciał – tylko jedno z nich działa gorzej w przypadku nowej odmiany SARS-CoV-2. Producent remdesiwiru firma Gilead podała w komunikacje, że na podstawie analizy genomów nowych szczepów doszli do wniosku, że ich lek będzie działał.
Mutacja E484K martwi naukowców szczególnie w kontekście szczepionek, których skuteczność zasadza się m.in. na pobudzeniu organizmu do produkcji przeciwciał. Pfizer i Moderna przeprowadziły badania z wykorzystaniem osocza osób zaszczepionych ich preparatami. Wyszło z nich, że preparaty chronią przed wariantem z RPA, chociaż nie tak silnie, jak w przypadku oryginalnego SARS-CoV-2.
W badaniach klinicznych z udziałem ludzi z nową odmianą koronawirusa zmierzyły się preparaty Johnson & Johnson oraz Novavaxu (jeszcze nie są dopuszczone do użytku). Skuteczność szczepionek wyniosła kolejno 60 i 57 proc. (wobec 89 i 72 proc. w grupach bez nowej odmiany). Kilka dni temu RPA wstrzymało podawanie preparatu AstryZeneki przez wzgląd na podejrzenia, że preparat kiepsko chroni przed dominującym tam teraz wariantem południowoafrykańskim. W praktyce jednak na ten temat jest za mało danych, bowiem – podobnie jak w przypadku Moderny i Pfizera – badania kliniczne szczepionki z Oksfordu zakończyły się w większości przed rozprzestrzenieniem się nowej odmiany.
Jeśli chodzi o wariant brytyjski, to w Wielkiej Brytanii już wykryto ponad setkę przypadków, w których wirus miał również mutację E484K. Jeśli rozprzestrzeni się ona nad Tamizą, postawi to pod znakiem zapytania tamtejszą akcję szczepień, także opartą na preparacie AstryZeneki.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama