Rząd ma pomysł, jak odbudować gospodarkę po wielomiesięcznych obostrzeniach, jak na nowo zdefiniować priorytety różnych polityk państwa - mówi prof. Norbert Maliszewski, podsekretarz stanu, pełnomocnik prezesa Rady Ministrów – Szef Centrum Analiz Strategicznych.

W Europie widzimy tendencję do mnożenia obostrzeń z powodu rosnącej liczby zachorowań, w Polsce sytuacja jest stabilna i widzimy rosnący bunt – zwłaszcza przedsiębiorców – wobec restrykcji.
Po ograniczeniach wprowadzonych na początku listopada obserwujemy spadek zachorowań. Pomogły też obostrzenia wprowadzone na święta. Podejmując decyzje epidemiczne, musimy brać pod uwagę nie tylko sytuację w Polsce, ale także zagrożenie ze strony pojawienia się nowego, bardziej zaraźliwego szczepu koronawirusa. Dlatego cały czas utrzymywane były zasady etapu odpowiedzialności. Ta nieco lepsza sytuacja u nas niż u sąsiadów wynika właśnie z tych decyzji. Porównajmy Polskę i Czechy. Jesienią sytuacja epidemiczna w obu krajach była podobna. Czesi poluzowali na początku grudnia obostrzenia m.in. w gastronomii i dziś jest tam trzecia fala, a u nas jej nie ma. Społeczny bunt wynika z przedłużania się obostrzeń, to trudna sytuacja. Ale rząd pomaga przygotowując tarcze i prowadzi dialog z przedsiębiorcami i branżami w kłopotach. Trzymanie się restrykcji to jedyna droga, bo niestosowanie się do tych zasad doprowadzi nas do punktu wyjścia i konieczności podjęcia decyzji o twardym lockdownie, tak jak to uczynili Niemcy i wiele innych krajów w UE.
Bunt przedsiębiorców przeciwko pandemicznym obostrzeniom zrobił wrażenie na rządzie?
Rozumiemy trudną sytuację firm i staramy się im pomóc, także tym, które się buntują.
To może lepiej powiedzieć przedsiębiorcom: musicie się liczyć z tym, że obostrzenia będą działać do kwietnia czy maja. Wiele frustracji wynika z tego, że ludzie nie wiedzą, na czym stoją.
Problem w tym, że nikt nie wie, jaka będzie sytuacja nawet za dwa tygodnie. Są korzystne prognozy ICM UW i one się na ogół sprawdzają. Odpowiedzialność wymaga jednak empirycznego sprawdzenia dwóch rzeczy: wpływu powrotu dzieci z klas I–III do szkół oraz skutków rozpowszechnienia się wariantu brytyjskiego w UE.
Słyszymy, że trwają prace nad nowymi zasadami reżimu sanitarnego. Kiedy możemy je poznać?
Rząd chce, by branże działały jak najlepiej. Jak zawsze przygotowujemy się na różne scenariusze. Nie możemy składać obietnic na wyrost. Odpowiedzialność wymaga rzetelnej analizy sytuacji i podjęcia decyzji opartej na niej. Trzeba zrozumieć dynamikę pandemii. Sytuacja w Polsce się polepsza, ale trzeba działać bardzo ostrożnie, gdyż szybkie luzowanie z pewnością doprowadziłoby do trzeciej fali.
W takim razie wcześniejsze strategie rządu, mówiące o tym, jak zadziała państwo w zależności od liczby dziennych zachorowań, od początku były niewiele warte.
Plan pokazywał scenariusz kolejnych etapów odmrażania oparty na obiektywnych przesłankach, wywiedzionych z badań dotyczących tego, które branże stanowią mniejsze lub większe zagrożenie. Ale tak jak mówiłem: nie wiemy, czy i na jaką skalę wariant brytyjski koronawirusa pojawi się w Polsce. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii często dochodzi do ponad tysiąca zgonów dziennie. Przy tak dużej niepewności kryterium liczby nowych zakażeń musi być zawieszone, ale sam plan kolejności odmrażania można będzie wykorzystać, bo tam zawarte są zasady luzowania.
Jesteśmy przygotowani na brytyjską mutację koronawirusa? W Niemczech pojawił się wymóg noszenia wyłącznie medycznych maseczek.
Jesteśmy przygotowani. Mamy szpitale tymczasowe. Mamy zasady bezpieczeństwa, które nie sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa. Z prognoz ICM UW wynika, że gdyby w Polsce wariant brytyjski się rozprzestrzeniał, to trzeciej fali nie byłoby tylko przy założeniu, że obywatele zachowają obecną wysoką dyscyplinę społeczną. To oznacza, że możemy sobie pozwolić tylko na bardzo ostrożne i niewielkie zmiany obostrzeń.
Wiosną zeszłego roku panował kompletny paraliż i strach przed nieznanym. Latem dyscyplina opadła, a jesienny powrót do obostrzeń zaczął ludzi irytować. Gdzie jesteśmy teraz?
Jak się patrzy na społeczne oceny, to one ostatnio rosną, co oznacza, że rząd jest doceniany...
...doceniany za zamknięcie biznesów?
Za zarządzanie sytuacją covidową. Jest dużo krytycznych uwag dotyczących zasad bezpieczeństwa, na szczęście większość ludzi stosuje się do nich, dzięki czemu liczba zachorowań spada.
Dziś priorytetem jest zaszczepienie społeczeństwa. Rząd jest przekonany, że szczepionka okaże się skuteczna na kolejne mutacje wirusa?
Eksperci z Rady Medycznej przy premierze wskazują, że co prawda wirus ciągle mutuje, ale szczepionka będzie skuteczna. Teraz najważniejszym celem jest szybkie zaszczepienie osób najbardziej zagrożonych, czyli starszych, z chorobami przewlekłymi i medyków.
Nie obawia się pan, że w procesie szczepień zaczyna szwankować komunikacja? Ciągle słyszymy o problemach przy rejestracji, wiele kontrowersji budzi to, w jaki sposób ustalono kolejność.
Jak się patrzy na zainteresowanie, to osiągnęliśmy założony cel, tzn. ludzie chcą się szczepić. Jeśli chodzi o problemy komunikacyjne, to jest jeden podstawowy problem: dostępność szczepionek. Nie ma możliwości, aby nie pojawiła się w takiej sytuacji frustracja. Jeśli poza preparatem Pfizera dojdą produkty innych producentów, nie będzie problemu z kolejkami, bo w innym kanale dystrybucji, równolegle do seniorów, będziemy mogli szczepić zbiorowo różne grupy. Teraz, gdy mamy ograniczoną dostępność szczepionki, pojawianie się różnych grup w kolejce może wzbudzać kontrowersje. Ale zgodnie z rozporządzeniem najpierw musimy zaszczepić osoby starsze, z chorobami przewlekłymi czy nauczycieli i tych zasad się trzymamy. Te grupy, które budzą kontrowersje, muszą czekać na większą dostępność szczepionki.
Minister Michał Dworczyk mówił, że jesteśmy w stanie szczepić ok. 4 mln ludzi miesięcznie, a niedawno premier podał liczbę 8 mln. To która wersja jest prawdziwa?
Gdybyśmy wzięli pod uwagę większą dostępność szczepionki, to możemy stworzyć aż cztery równoległe kanały dystrybucji. W kanale szczepień populacyjnych, w którym dominują POZ, przy sześciu tysiącach punktów możemy osiągnąć ponad milion osób zaszczepionych miesięcznie. Na masową skalę można też szczepić w szpitalach tymczasowych, to jest drugi kanał dystrybucji. Trzeci stanowią szczepienia zbiorowe, czyli np. w DPS-ach, w służbach czy w wojsku, które ma własną sieć kadry medycznej. Szpitale węzłowe to czwarta, dodatkowa możliwość szczepień, rzędu 300–400 tys. tygodniowo. Widać więc, że system, który został zbudowany, ma bardzo dużą przepustowość, a wszystko zależy od dostępności preparatów. Jeśli ktoś na podstawie obecnego tempa liczy, kiedy zaszczepimy całą populację, popełnia błąd.
Możemy sobie mówić, że mamy potencjał na zaszczepienie nawet 15 mln ludzi miesięcznie, tylko co z tego, skoro rzeczywistość weryfikuje te plany. Bo albo mamy za mało szczepionki, albo zapycha się infolinia, albo w punktach szczepień nie ma wolnych terminów.
Jeśli opozycja krytykuje rząd, że nie przygotował systemu, to my pokazujemy, że system został zbudowany. Podstawowym miejscem zapisów są punkty szczepień, które zarezerwowały większość terminów jako wewnętrzne dla swoich pacjentów w wieku 70 plus. Stąd pojawił się problem mniejszej dostępności wolnych zewnętrznych terminów, ale on też będzie rozwiązany, gdy pojawią się nowe szczepionki.
Z naszych rozmów z POZ wynika, że frustracja tam jest dość duża, nie tylko z powodu limitu 30 dawek tygodniowo. Także dlatego, że co chwilę przychodzą nowe wytyczne, np. odnośnie do rezerwacji terminów.
Problemem jest to, że decyzje są czasem korygowane, ale wpływ na to ma obiektywna sytuacja. Korekty wynikały z nagłej, niespodziewanej redukcji dostaw przez Pfizera, co wpłynęło na kalendarz szczepień. AstraZeneca także zmienia swój harmonogram. To złożony system, który wymaga interakcji z sześcioma tysiącami podmiotów i dopiero się dociera. Póki nie wpływa to na jakość obsługiwania pacjentów, trzeba te problemy potraktować ze zrozumieniem. One nie wynikają z błędów, ale czynników, na które nie mamy wpływu, jak zmiany dostaw przez producentów szczepionek. A system będziemy optymalizować.
Rząd walczy z epidemią, a jednocześnie szykuje popandemiczny nowy ład. Nie za wcześnie?
Dominującą potrzebą w życiu społecznym jest powrót do normalności w pracy, edukacji, życiu gospodarczym. To jest punkt zwrotny, czas przewartościowania. Uwaga opinii publicznej kieruje się nie tylko na zagrożeniach związanych ze zdrowiem, a coraz bardziej na społecznych i gospodarczych konsekwencjach pandemii. Nowy ład ma pokazać, że rząd ma pomysł, jak odbudować gospodarkę po wielomiesięcznych obostrzeniach, jak na nowo zdefiniować priorytety różnych polityk państwa.
Co kryje się za tym terminem?
Nowy ład przedstawi premier. Będzie to ofensywa programowa, która ma wskazać remedium rządu na aktualne wyzwania, pomysły na przykład na utrzymanie niskiego bezrobocia, rozwiązanie problemów ochrony zdrowia czy dalszą digitalizację usług publicznych.
Może powie pan więcej o kierunkach zmian? W 2015 r. było 500 plus i obietnice redystrybucji, potem nacisk był kładziony na zwiększanie dochodów i gonienie unijnej średniej. A teraz?
Pierwsza kadencja rządów PiS to była polityka przywracania godności, stąd programy 500 plus, 300 plus czy 13. emerytura. Ta kadencja będzie je oczywiście kontynuować, ale położony zostanie nacisk na kwestie rozwojowe. Na rozwiązanie problemów i usuwanie barier.
Nie ma czasem w obozie władzy sporu o agendę? To, o czym pan mówi, to polityka społeczno-gospodarcza, ale słychać głosy, że trzeba wrócić do twardych postulatów jak dalsze zmiany w sądach. To da się pogodzić?
Jak w każdym szerokim obozie są różnice w akcentach, ale każdy z partnerów podziela priorytet wartości rodzinnych, konserwatywnych, znaczenie patriotyzmu, tradycji. Każdy z programów Zjednoczonej Prawicy zbudowany jest na fundamencie obrony tych wartości, a więc nie tylko zawiera komponent gospodarczy. Jest też zgoda co do konieczności dalszego reformowania sądów. Natomiast o tym, co będzie elementem nowego planu, jakie będą szczegóły, opowie premier.
Po odejściu Donalda Trumpa międzynarodowa koniunktura zmieniła się niekorzystnie dla rządu PiS?
Joe Biden będzie dalej realizować amerykańskie interesy w tej części Europy. Dotyczy to kwestii bezpieczeństwa, czyli obecności wojsk USA w tej części Europy. Co więcej, można się spodziewać, że nowa administracja zwiększy swoje zainteresowanie Ukrainą, a nawet sytuacją na Białorusi. Kontynuację wcześniej obranego kursu widać także w stanowisku demokratów w takich kwestiach jak Nord Stream 2 czy sprzedaż gazu do Europy Środkowo-Wschodniej. Ważna rola Polski w polityce amerykańskiej się nie zmieni.
Jednak jest już rewizja polityki USA: powrót do WHO, porozumienia paryskiego, zmiana w kwestiach migracyjnych. Co to będzie dla nas oznaczać?
Joe Biden będzie skoncentrowany na sytuacji wewnętrznej i walce z COVID-19. Polska ma znaczącą pozycję w regionie, nie spodziewam się, by miało dojść do jakichś niekorzystnych zmian w relacjach, tym bardziej że w żadnej z tych kwestii nie jesteśmy na kolizyjnym kursie z USA. ©℗
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak