Sejmowi legislatorzy maja zastrzeżenia do rządu, że ten chce utrudnić pacjentom dostęp do leczenia się za granicą
Rząd ma już pół roku spóźnienia we wdrażaniu unijnej dyrektywy transgranicznej, która ma ułatwić chorym dostęp do świadczeń medycznych na terenie całej Unii Europejskiej. Za zagraniczne leczenie pacjent ma płacić z własnej kieszeni, a jego ubezpieczyciel zrefunduje mu wydatki według krajowych stawek.
Polski projekt ustawy transgranicznej był dopracowywany przez wiele miesięcy. Jednak, jak ustalił DGP, zastrzeżenia do niego mają prawnicy z Biura Analiz Sejmowych (BAS). Wskazują przede wszystkim na to, że rząd idzie zbyt daleko w ograniczaniu prawa pacjentów do swobodnego korzystania z usług medycznych w krajach UE.
– Staraliśmy się wykorzystać wszystkie możliwości zawarte w dyrektywie, które dają maksymalną ochronę finansów NFZ. Brak takich zabezpieczeń spowodowałby wielki odpływ środków za granicę. Nie chcemy finansować niemieckich, czeskich czy słowackich placówek medycznych – nie kryje Sławomir Neumann, wiceminister zdrowia.
Jednak zdaniem sejmowych legislatorów niektóre rozwiązania nie są w pełni zgodne z przepisami dyrektywy. Miedzy innymi mają oni wątpliwości do mechanizmu czasowego zawieszania wypłat pacjentom. Projekt ustawy przewiduje bowiem, że wydatki NFZ na leczenie transgraniczne będą limitowane. Regulacja wskazuje, jakie kwoty na ten cel będą wydawane w kolejnych latach do 2023 r. Jeżeli limit na dany rok zostanie przekroczony, wówczas NFZ będzie zawieszał wypłaty aż do kolejnego roku. Tymczasem legislatorzy wskazują, że co prawda dyrektywa wyjątkowo dopuszcza ograniczenie prawa pacjenta do refundacji kosztów, to nie może ono zostać zawieszone.
– Określony w projekcie mechanizm może budzić wątpliwości, gdyż ma być stosowany rutynowo przez kolejne lata, a nie wyjątkowo. Zawieszenie prawa do świadczeń transgraniczych nie mieści się w kompetencji państwa członkowskiego – podkreśla Leszek Bosek, naczelnik wydziału analiz legislacyjnych w Biurze Analiz Sejmowych.
BAS ma też zastrzeżenia do przyjętego przez rząd mechanizmu zwrotu kosztów leczenia transgranicznego. Dyrektywa mówi wprost, że musi on być przejrzysty. Tymczasem zgodnie z projektem NFZ będzie zwracał pacjentom poniesione przez nich wydatki według stawek, które stosuje w rozliczeniach ze świadczeniodawcami.
– System ten jest od lat krytykowany za dowolność i niejasność kryteriów wyceny świadczeń – podkreśla Leszek Bosek. A to oznacza, że sposób ustalania kwot refundacji nie będzie czytelny dla pacjentów.
Jak ustalił DGP, pomimo zastrzeżeń legislatorów, ustawa ma być procedowana szybko. 7 maja odbyło się jej pierwsze czytanie w Sejmie. Będzie się nią zajmowała dalej specjalnie powołana podkomisja. Ma czas do 28 maja na opracowanie swojej wersji projektu.
– Jeśli ten termin zostanie dotrzymany, ustawa zostanie uchwalona w czerwcu – wskazuje Jarosław Katulski, wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia.
Pacjenci, pomimo braku ustawy, już teraz – na podstawie samej dyrektywy – dopominają się zwrotu poniesionych przez siebie kosztów leczenia za granicą. Tyle że muszą to robić na drodze sądowej, bo NFZ odmawia zwrotu kosztów. Wstąpiło na nią m.in. kilka osób, które zostały poddane zabiegowi usunięcia zaćmy w jednej z czeskich klinik okulistycznych.
Etap legislacyjny
Po I czytaniu w Komisji Zdrowia