Koncerny farmaceutyczne, hurtownie oraz właściciele aptek podwyższają ceny leków sprzedawanych bez recepty (tzw. OTC) – tak próbują się ratować przed skutkami ustawy refundacyjnej. Wprowadzenie niskich marż dla aptek i hurtowni oraz sztywnych cen leków na receptę dla koncernów odbiło się na ich sytuacji finansowej. Ratują się więc, inaczej sięgając do kieszeni pacjentów.
Polacy wydali na leki OTC w zeszłym roku blisko 8 mld zł, to jest o 500 mln zł więcej niż rok wcześniej. Eksperci przewidują, że w tym roku ten wzrost będzie jeszcze większy. Ale nie dlatego, że wzrośnie spożycie farmaceutyków – po prostu pójdą w górę ich ceny. Niektóre firmy, wiedząc o planach resortu zdrowia dotyczących wprowadzenia sztywnych cen
leków refundowanych, zawczasu zaczęły poszerzać swoją ofertę produktów OTC. Zamawiały też więcej suplementów diety, dermokosmetyków czy artykułów spożywczych. – Wiedziały, że to jest szansa na poprawienie swojej sytuacji finansowej – mówi Paweł Kliś, dyrektor Polskiego Związku Producentów Leków bez Recepty. Jednym z przykładów jest wykupienie przez Sanofi-Aventis firmy Nepentes, produkującej m.in. sprzedawane w aptekach kosmetyki Iwostin. Oprócz tego producenci oraz hurtownie już w grudniu 2011 roku zaczęli podwyższać ceny produktów nierefundowanych, wiedząc, że nie będą mogli ruszyć cen leków refundowanych. Dla przykładu – jak twierdzą farmaceuci – o 10 – 15 proc. wzrosły ceny takich medykamentów, często kupowanych przez pacjentów, jak flegamina, calcium, prostalong, vibovit, rutinoscorbin, panadol, niquitin, grypolek, naproxen, relamax.
Marże na lekach z refundacją są niskie. Farmaceuci zarobią na panadolu
Apteki także próbują zarobić jak najwięcej na produktach, do których kupna nie potrzeba recepty. Dlatego każda sprzedaje je według własnego uznania. Dla przykładu ibufen dla dzieci w aptece w centrum Warszawy kosztuje 17 zł, na przedmieściach 12 zł, a w Gdańsku już tylko 10 zł. Ten sam lek w zeszłym roku w niektórych warszawskich aptekach nie przekraczał ceny 10 zł. Jakie są powody? Radykalnie spadły marże leków, na których wcześniej zarabiały apteki. Jak tłumaczy Aleksandra Kuźniak, farmaceutka z Gdańska, teraz marża apteczna na leki refundowane nie jest liczona od ceny zakupu konkretnego specyfiku, tylko od limitu ustanowionego ustawą dla danej grupy terapeutycznej. Ponieważ w grupie są zarówno leki tanie, jak i dużo droższe, w efekcie marża często jest bardzo niska. Dla przykładu nawet na drogich lekach sprzedawanych za ponad 100 zł marża wynosi 3,10 zł. W wielu przypadkach apteki na leku nie zarabiają nawet złotówki – ich
zarobki przy sprzedaży danego medykamentu kształtują się na poziomie kilkudziesięciu groszy. – Ponadto w związku z procedurami wynikającymi z umów aptek z NFZ wydłużył się czas oczekiwania na zwrot refundacji, teraz kredytujemy leki nawet ponad miesiąc. Apteki, których sytuacja finansowa nie jest najlepsza i nie mają pełnej płynności, znalazły jedyny ratunek w podniesieniu cen na leki pełnopłatne, OTC i suplementy – mówi Aleksandra Kuźniak.
Wzrost cen potwierdzają analitycy z IMS Heath. I ostrzegają – będzie jeszcze drożej. – Tendencja wzrostowa utrzyma się w 2012 roku ze względu na wpływ nowej ustawy refundacyjnej, która powoduje spadek rentowności na lekach refundowanych, które odpowiadają za mniej więcej jedną trzecią obrotu wartościowego statystycznej
apteki. Apteki będą musiały odrobić część strat na produktach dostępnych bez recepty – twierdzi ekspert IMS Health.
Wartość rynku produktów dostępnych bez recepty
/
DGP
Gdzie kupić taniej witaminy? Pacjentom została informacyjna poczta pantoflowa
Wzrost cen można wywnioskować z danych sprzedażowych. Choć w styczniu tego roku w porównaniu z początkiem zeszłego roku o 16 proc. spadła liczba sprzedanych produktów (jak tłumaczą eksperci powodowane jest to mniejszą zachorowalnością Polaków), to tylko o 7 proc. zmniejszyła się wartość sprzedanych produktów. Wniosek jest jeden: różnica wynika ze wzrostu cen.
Jak twierdzi Jacek Czarnocki z IMS Health, firmy związanej z rynkiem leków, ceny, które wzrosły już w zeszłym roku, będą wzrastać także w przyszłym.
To jeden z efektów ustawy refundacyjnej, która zmusiła firmy do zbijania cen leków refundowanych i wprowadziła sztywne ceny. Zmniejszyły się także marże przy sprzedaży na lekarstwa refundowane dla aptek. – Dlatego odrobić straty będzie można na rynku leków OTC, czyli tych sprzedawanych bez recepty, suplementów diety czy dermoksmetyków dystrybuowanych przez apteki – mówi Czarnocki. Z raportu przygotowanego przez jego firmę w 2012 wynika, że roku sieci mające powyżej pięciu aptek mogą osiągnąć między 40 proc. a 50 proc. udziału w wartości sprzedaży na rynku OTC.
Po zmianach w ustawie ostrą walkę o pieniądze pacjentów podjęli m.in. producenci środków sprzedawanych bez recepty. Przedstawiciele takich firm szukają każdej możliwości zbytu. Bojąc się spadku obrotów, próbują wcisnąć jak najwięcej aptekom. – Reprezentanci koncernów proponują teraz, że dadzą duży upust na dany produkt, sprzedawany bez recepty, jeżeli kupię np. 200 sztuk. Kiedyś tę samą zniżkę można było uzyskać, kupując kilkadziesiąt sztuk – mówi właścicielka jednej z warszawskich aptek.
Producenci, chcąc zarobić, chwytają się różnych trików: np. zmieniają nazwę i opakowanie leku, tylko po to, by go móc sprzedać po wyższej cenie. Farmaceutka podaje przykład specyfiku przeciwgorączkowego, który jesienią pojawił się w nowej odmianie – dodano nazwę junior, sugerując, że jest dla dzieci od 6 roku życia. Haczyk w tym, że ma on identyczny skład jak ten sam przeznaczony dla dzieci od 3. roku życia. Różni się tylko ceną: junior jest znacząco droższy.
Farmaceutka jednak chwali ustawę refundacyjną, wskazując, że w końcu ukróciła dyktat firm, które bardzo zawyżały ceny. Jednak przyznaje, że apteki postawią na konkurencję w ilości leków sprzedawanych bez recepty. Ponieważ od nowego roku obowiązuje ścisły zakaz reklamy w aptekach, nie mogą już one przyciągać klientów informacją o niskich cenach produktów lub programami lojalnościowymi. Paradoksalnie to właśnie może się obrócić przeciw pacjentom. Apteki, wykorzystując ich niewiedzę, mogą podwyższyć ceny.
– Z czasem jednak rynek powinien się wyrównać, pacjenci będą sobie przekazywali informacje o tanich aptekach pocztą pantoflową – uspokaja Adam Kliś, dyrektor Polskiego Związku Producentów Leków bez Recepty.