Zdyscyplinowanie lekarzy, wzmocnienie kadry o młodych bez specjalizacji i zachęty finansowe – to pomysły na walkę z deficytem medyków.
Brakuje głównie anestezjologów, ale też zakaźników czy pielęgniarek. W wielu szpitalach jeszcze przed koronawirusem było ich mało. Teraz odchodzą, ale coraz częściej są też na kwarantannie.
– W tej chwili największy problem jest z lekarzami od chorób zakaźnych. Wszyscy, którzy mogli być powołani do pracy, już są zmobilizowani. A mimo to na samym Śląsku zagrożone jest istnienie trzech z sześciu oddziałów chorób zakaźnych – mówił kilka dni temu w rozmowie z DGP dr hab. Jerzy Jaroszewicz, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego i hepatologii w Szpitalu Specjalistycznym nr 1 w Bytomiu. – Do leczenia pacjentów covidowych ściągamy więc lekarzy innych specjalizacji, w tym pulmonologów, kardiologów i internistów. Problem jest również z personelem pielęgniarskim – dodaje Jaroszewicz.
Resort szuka na szybko rozwiązań – zapowiada, że jak będzie trzeba, przesunie lekarzy z innych oddziałów, placówek czy województw. Nie muszą to być tylko zakaźnicy. Jak wynika z danych zebranych przez prof. Roberta Flisiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych – aktywnie zaangażowanych w leczenie pacjentów z COVID-19 jest 462. Z tego 38 jest w wieku emerytalnym, 78 to rezydenci bez specjalizacji, a tylko 356 to specjaliści chorób zakaźnych w wieku aktywności zawodowej. To niewielu, biorąc pod uwagę, że obecnie liczba hospitalizowanych przekracza 4 tys.


Możliwości kierowania do leczenia chorych na COVID-19 nie tylko zakaźników dają przyjęte wiosną tego roku przepisy. Te jednak do tej pory niespecjalnie się sprawdziły. Wielu pracowników medycznych odmawiało (z różnych przyczyn) odgórnego oddelegowania, korzystając ze zwolnień lekarskich. Teraz, jak się dowiedział DGP, możliwości odmowy będą ograniczone.
Jest jednak grupa specjalistów, których nie da się zastąpić. To anestezjolodzy potrzebni m.in. do obsługi respiratorów, ale i innych czynności przy chorych z COVID-10. Jak planuje resort, ma się pojawić dodatkowe 500 osób. Uprawnienia do samodzielnej pracy mają uzyskać młodzi lekarze ostatniego roku specjalizacji anestezjologicznej, którzy mają co najmniej półroczne doświadczenie.
Resort planuje też wprowadzić zachęty finansowe dla lekarzy, którzy zdecydują się stanąć na pierwszej linii frontu z koronawirusem. Dla przykładu: lekarze POZ dostaną od 40 zł (teleporada) do 100 zł (wizyta domowa) za opiekę nad pacjentem z koronawirusem, a szpitale mają mieć 100 zł za to, że mają łóżka, 200 zł za respiratory, a 530 zł przysługiwać im będzie za hospitalizację związaną z COVID-19 (dla szpitali, które są do tego wyznaczone).
Zmiana jest konieczna, bowiem przybywa szpitali, które mają coraz większy kłopot z ustaleniem grafików. – Mamy 100 pacjentów na 188 łóżek. Dziś jakoś dajemy radę, ale gdy nastąpi pełne obłożenie oddziału, to zabraknie personelu – wyjaśnia Małgorzata Pisarewicz ze spółki Szpitale Pomorskie, do której należy Pomorskie Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy.
Wojewodowie przyznają, że otrzymują wnioski od szpitali z prośbą o pomoc. – Wpłynęły do nas wnioski o przekierowanie dwóch lekarzy anestezjologów z SP ZOZ w Łukowie, lekarza psychiatry ze Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie, chirurga z Arion Szpitale Zespół Opieki Zdrowotnej w Biłgoraju. Działania w sprawie skierowania lekarzy do tych placówek są w toku – mówi Agnieszka Strzępka, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego. I dodaje, że do 6 października wydano 13 decyzji dotyczących skierowania lekarza do pracy przy zwalczaniu na obszarze województwa lubelskiego epidemii w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2.
Podobnie jest na Śląsku. Alina Kucharzewska, rzecznik wojewody śląskiego, wylicza, że do końca września wojewoda śląski skierował 130 osób do pracy przy zwalczaniu epidemii. W Podlaskiem działają na bieżąco.
Problemów dokłada to, że szpitale coraz częściej stają się miejscami wybuchu ognisk koronawirusa i część pracowników jest chorych. Tylko w pięciu województwach takich ognisk w placówkach medycznych było 82. I tak na przykład w woj. kujawsko-pomorskim – jak informuje sanepid – „odnotowano już 23 ogniska choroby, z powodu których 575 osób jest w kwarantannie”. W woj. podlaskim ujawniono ogniska w 12 szpitalach, z czego sześć tylko w październiku. Łącznie w regionie z powodu koronawirusa w szpitalach na kwarantannę musiało iść 135 osób z personelu medycznego.
W województwie wielkopolskim wybuchły już 23 ogniska szpitalne. Z tego powodu 210 osób jest na izolacji albo w hospitalizacji, a 698 osób jest na kwarantannie. W województwie opolskim koronawirus pojawił się natomiast w sześciu placówkach medycznych. Z tego powodu zakażeniu uległy 84 osoby. Na kwarantannę wysłano natomiast 203 osoby.
W województwie pomorskim ujawniono ogniska w 18 podmiotach leczniczych – w sumie zakażeniu uległo ponad 160 pracowników, z czego ok. 140 w szpitalach. A eksperci nie mają wątpliwości, że takich sytuacji będzie więcej.