NIK wydała miażdżącą ocenę psychiatrii dziecięcej. Najgorzej mają osoby ze wsi i małych miast.
Nierówności w dostępie do leczenia, brak kompleksowej opieki, brak lekarzy – to główne zarzuty NIK wobec opieki psychiatrycznej oferowanej dzieciom. Jak wyliczają kontrolerzy, w pięciu województwach nie było ani jednego oddziału całodobowego. W efekcie zdarzało się, że dzieci trafiały na oddziały dla dorosłych. Kłopotem jest także zmniejszanie liczby miejsc, w których najmłodsi mogli otrzymać pomoc w trybie ambulatoryjnym bez konieczności hospitalizacji. Najgorzej mają ci z małych miast i wsi.
Autorzy raportu, który dziś publikuje NIK, podkreślają, że przede wszystkim brakowało profilaktyki zaburzeń psychicznych, a także systemu, który oferowałby pomoc blisko domu, czyli opiekę środowiskową. Brakuje także standardów – chociażby dotyczących liczby psychiatrów dziecięcych, która odpowiadałaby potrzebom. I choć resort zdrowia wpisał psychiatrię dzieci i młodzieży na listę specjalności priorytetowych, to nie przełożyło się to na zwiększenie liczby chętnych: na 161 miejsc szkoleniowych w tej dziedzinie tylko 39 osób zdecydowało się na podjęcie szkolenia w tej specjalizacji. Problemem jest też nierówny dostęp: najmniej lekarzy było w województwie lubuskim (0,16 na 10 tys. osób poniżej 18. roku życia), a najwięcej – w łódzkim (0,79).
To przekłada się na poziom opieki. Choć dostępność do szpitali jest kiepska, jeszcze gorzej jest w poradniach. Wydłużył się średni czas oczekiwania na wizytę – z ponad 44 dni w 2017 r. do 56 dni w 2019 r. W jednej z poradni wynosił aż 120 dni. Placówki tłumaczyły to w prosty sposób: za mała liczba zatrudnionych lekarzy.
Resort zdrowia przekonuje, że sytuacja się zmieniła w ostatnich miesiącach. Po pierwsze zwiększono finansowanie – jak wyliczają urzędnicy, nakłady na świadczenia psychiatryczne dla dzieci i młodzieży zostały podwojone w stosunku do 2019 r. (wówczas wynosiły 251 mln zł, w tym roku planowane nakłady to 504 mln zł.). Ponadto na początku tego roku wprowadzono gruntowną reformę – wtedy ogłoszono konkursy dla placówek, które mają stworzyć podstawę nowego systemu. Jednak działanie rozpoczęły one już w czasie pandemii – kontrakty zawierano w kwietniu, zatem pierwsze miesiące ich funkcjonowania przypadły na dość nadzwyczajne warunki, przez co nie mogły podjąć pracy stricte środowiskowej.
– W czasie pandemii nie było to możliwe, ponieważ zamknięte były szkoły i obowiązywały ograniczenia w przemieszczaniu się. Teraz powoli zaczyna się prawdziwa praca środowiskowa. Musimy mieć jednak na uwadze, że większość profesjonalistów uczy się dopiero funkcjonowania w tym modelu. Nie jest to typowa praca gabinetowa, kluczowe jest wejście w cały system społeczny, w którym żyją młodzi pacjenci – mówi dr Tomasz Rowiński, dyrektor Środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego dla dzieci i młodzieży Warszawa Bielany, członek zespołu ds. zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży przy resorcie zdrowia.
Przypomnijmy, nowy system składać ma się z trzech rodzajów placówek, podzielonych na trzy poziomy referencyjne. Pierwszy (ośrodek opieki środowiskowej) ma być najbliżej pacjenta – docelowo takie placówki, w których mają pracować psycholodzy i psychoterapeuci, mają działać w każdym powiecie. Na razie, jak podkreśla Tomasz Rowiński, zakontraktowanych jest ponad 130 zespołów terapeutycznych, co jednak nie przekłada się prosto na liczbę ośrodków, ponieważ niektóre mają po 3–5 zespołów, inne po jednym. Choć w pierwszym etapie planowano powołanie 300 takich placówek.
Lekarz psychiatra ma być dopiero na drugim poziomie, w środowiskowym centrum zdrowia psychicznego, które w swojej strukturze powinno mieć m.in. poradnię i oddział dzienny. Trzeci poziom to szpitale z całodobowymi oddziałami. Całość ma tworzyć swoistą piramidę – najwięcej placówek powinno być na pierwszym poziomie, najmniej na trzecim.
Tworzenie nowej struktury zaczęto od pierwszego poziomu, który w zasadzie trzeba zbudować od podstaw. Niestety nie udało się od razu załatać wszystkich białych plam.
– Jest zróżnicowanie regionalne, co wynika gównie z nierównego dostępu kadr. Wiemy jednak, że tam, gdzie działają już nowe ośrodki, rodziny otrzymują wsparcie – zapewnia dr Rowiński.
NIK podkreśla, że potrzebne są pilne zmiany, tym bardziej że 9 proc. dzieci i młodzieży, czyli ok. 630 tys. osób, wymaga pomocy systemu lecznictwa psychiatrycznego i psychologicznego. Z danych policji wynika, że samobójstwa w grupie nastolatków są drugą przyczyną śmierci. Liczba zamachów samobójczych wśród małoletnich w wieku 7–18 lat rośnie z roku na rok: z 730 w 2017 r. do 772 w 2018 r., a w I półroczu 2019 r. wyniosła już 485. W latach 2017–2019 (I półrocze) na łącznie 1987 zamachów samobójczych 250 zakończyło się zgonem.