Kogo dotyczy nakaz pracy w jednym miejscu? Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie sprawia problem nie tylko pracownikom, ale nawet dyrektorom szpitali
Rozporządzenie w sprawie standardów w zakresie ograniczeń przy udzielaniu świadczeń opieki zdrowotnej pacjentom innym niż z podejrzeniem lub zakażeniem wirusem SARS-CoV-2 przez osoby wykonujące zawód medyczny mające bezpośredni kontakt z pacjentami z podejrzeniem lub zakażeniem tym wirusem (Dz.U. poz. 775) weszło w życie z końcem kwietnia. W zeszłym tygodniu trwało zbieranie deklaracji z placówek objętych zakazem. Miały na to czas do 5 maja, ale jeszcze w piątek były takie, które nie były pewne, czy powinny to zrobić. Problemem bowiem jest ustalenie, kogo te ograniczenia dotyczą, a kogo nie.
– Lekarze nie wiedzą, czy ich oddziały podlegają ograniczeniom. Niekiedy nie wiedzą tego nawet dyrektorzy – potwierdza Katarzyna Fortak-Karasińska, radca prawny, partner w Kancelarii Fortak&Karasiński.
W rozporządzeniu wskazane są szpitale umieszczone w wykazie, o którym mowa w art. 7 ust. 1 ustawy z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 374, ze zm.). Jest to lista placówek udzielających świadczeń, w tym transportu sanitarnego, w związku z przeciwdziałaniem COVID-19, która jest na bieżąco aktualizowana. Dodatkową komplikacją jest to, że w wykazie wskazano, iż chodzi o placówki i oddziały, gdzie są udzielane świadczenia „wyłącznie w związku z przeciwdziałaniem COVID-19”, i o personel medyczny mający „bezpośredni kontakt” z pacjentami z podejrzeniem lub zakażeniem wirusem SARS-CoV-2, w tym uczestniczący w ich transporcie.
– Gdyby czytać ten przepis literalnie, trzeba by wykluczyć część placówek, które znajdują się w wykazie, ale mają w nim tylko SOR albo izbę przyjęć, bo wykonują tzw. pretriage (trafiają tam pacjenci z podejrzeniem zakażenia i czekają na wynik testu – ale przyjmowani są również inni chorzy). Oczywiście można przyjąć, że nie taki był zamiar ustawodawcy, bo jest to sprzeczne z ideą rozporządzenia, które miało na celu rozdzielenie pracy personelu leczącego koronawirusa od tzw. czystego. My jednak radzimy klientom, by w sytuacjach wątpliwych pisać pismo do NFZ z informacją, jak oni interpretują ten przepis (czy ich obejmuje, czy nie) i z zastrzeżeniem, że jeśli fundusz uważa inaczej, dostosują się do jego decyzji – mówi Katarzyna Fortak-Karasińska.
O tych wątpliwościach pisaliśmy na etapie projektu („Ograniczenia w pracy dla medyków pełne wątpliwości”, DGP nr 79/2020). Nie zostały one jednak wyeliminowane i jak pokazują sygnały docierające do nas od lekarzy, sprawiają kłopoty w praktyce.
Zdaniem NFZ rozporządzenie dotyczy placówek wskazanych w wykazie. Takie szpitale i oddziały powinny przesłać do funduszu listę wszystkich swoich pracowników wykonujących zawody medyczne. W piątek informowano o złożeniu wykazów przez 111 podmiotów, są one weryfikowane teraz przez oddziały wojewódzkie.
Katarzyna Fortak-Karasińska zwraca uwagę, że w obecnej sytuacji dyrektorom raczej zależy, by się na te przepisy „załapać”, bo to szansa na dodatkowe pieniądze dla pracowników. Za nakazem pracy w jednym miejscu mają iść bowiem finansowe dodatki.
– Na razie pewny jest tylko nakaz, bo jedynie tego dotyczy rozporządzenie. Jeśli chodzi o kwestie finansowe, gwarancji nie ma, są tylko obietnice. Rekompensat nie wpisano do rozporządzenia, wynikają one z zaleceń ministra przekazanych NFZ, więc na razie nie ma podstaw prawnych do ich wypłaty. Gdyby jakiś lekarz chciał wystąpić z roszczeniem z tego tytułu, również nie ma podstaw. Ma to zostać dopiero wpisane do umów pomiędzy szpitalami a NFZ – podkreśla prawniczka.
Przypomnijmy, rekompensaty mają wynosić 80 proc. wynagrodzenia brutto otrzymanego przez daną osobę w innych miejscach pracy za marzec br. albo miesiąc poprzedzający ten, w którym nastąpiło objęcie ograniczeniem, albo 50 proc. wynagrodzenia zasadniczego danej osoby w szpitalu, w którym będzie objęta ograniczeniem.