Ponad 4,5 tys. zł brutto to przeciętne wynagrodzenie „specjalisty w ochronie zdrowia”. Prawie 10 tys. zł zarabiają lekarze, pielęgniarki niemal połowę mniej – 5,3 tys. zł.
Opublikowane właśnie dane GUS potwierdzają to, co związkowcy mówią od dawna: rozwarstwienie płacowe w tym sektorze postępuje.
Raport GUS może być ważnym argumentem w dyskusji na temat nowelizacji z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1471 ze zm.). Minister Łukasz Szumowski zapowiedział już, że zostanie ona zmieniona i obiecał partnerom społecznym, że przedstawi wyniki ankiety dotyczącej rzeczywistej wysokości wynagrodzeń w placówkach leczniczych. Posiedzenie trójstronnego zespołu ds. zdrowia w tej sprawie miało odbyć się dziś, zostało jednak odwołane.
Zdaniem związkowców, niezależnie od informacji, które poda resort, dane GUS potwierdzają, że ustawa wymaga pilnej nowelizacji. Urszula Michalska z OPZZ podkreśla, że to, co w tej chwili się dzieje z wynagrodzeniami, „absolutnie nijak nie przystaje do tego, co jest w ustawie”.
Zgodnie z ustawą minimalny poziom płac w ochronie zdrowia ustala się jako iloczyn wskaźnika przypisanego danym grupom zawodowym i kwoty bazowej. W zeszłym roku kwota bazowa została podniesiona z 3,9 tys. zł do 4,2 tys. zł. W tym roku osiągnie wartość średniej krajowej (przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej w roku poprzednim), czyli wzrost będzie znaczący, bo o ok. 1 tys. zł.
Urszula Michalska przekonuje jednak, że samo podwyższenie kwoty bazowej nie wystarczy, konieczne są też zmiany wskaźników. I przypomina, że minister zapowiedział, że zostaną one podwyższone, przynajmniej te najniższe, które zdaniem związkowców „nie przystają do niczego” (najniższy to 0,58, przy obecnej kwocie bazowej daje to 2,4 tys. zł).
– Na pewno będziemy naciskać, żeby zmienić jedno i drugie, bo teraz płace rozjechały się zupełnie, dysproporcje są ogromne – przekonuje Urszula Michalska.
Dobrze to widać na podstawie danych GUS dotyczących lekarzy i pielęgniarek (choć jest to stan na październik 2018 r.). Przeciętna płaca lekarza to ponad 9,9 tys. zł, przy czym w sektorze publicznym jest wyższa niż w prywatnym (odpowiednio 10 tys. zł i 9,1 tys. zł). Młody lekarz (do 24 lat) zarabia niespełna 3 tys. zł, w wieku 24–34 lata – ok. 7 tys. zł, a potem już ok. 11 tys. zł. Pielęgniarka na starcie zarabia średnio ponad 4,4 tys. zł, ale w kolejnych latach może liczyć najwyżej na tysiąc złotych więcej (5,4 tys. zł).
Pielęgniarki, podobnie jak lekarze, mogą więcej zarobić w publicznym sektorze niż w prywatnym (5,4 tys. zł wobec 4,8 tys. zł). Za to lepiej placówki prywatne płacą diagnostom laboratoryjnym. Ich średnia płaca to według GUS ponad 5,5 tys. zł, w państwowej lecznicy mogą liczyć na 5,1 tys. zł, a w prywatnej na 6,3 tys. zł. Podobnie rzecz ma się ze specjalistami ratownictwa medycznego – przy średniej niespełna 5 tys. zł, sektor publiczny płaci 4,9 tys. zł, a prywatny 5,6 tys. zł.
– Podawanie średnich przybliża nam, jak to wygląda naprawdę, ale w każdej grupie zawodowej są ogromne różnice – zastrzega Urszula Michalska. – W praktyce każda placówka ma swój system wynagradzania. Tam, gdzie jest presja specjalisty, płaci się kilkadziesiąt tysięcy, w innych przypadkach, w ramach tego samego zawodu, najwyżej po 5–6 tys. zł – dodaje.
I przypomina, że właśnie dlatego rozważane jest wprowadzenie ponadzakładowego układu zbiorowego pracy dla pracowników podmiotów leczniczych. Na odwołanym posiedzeniu Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej miało przedstawić swoje stanowisko w tej sprawie.