W tej branży od dawna nie działo się tak dużo. Tygiel innowacji aż kipi od inwestycji, pomysłów i nowych trendów. Ostatnie kilka lat to globalny triumf biotechnologii, genomiki i cyfryzacji służby zdrowia.
impakt / Dziennik Gazeta Prawna
Nic dziwnego, że tylko w zeszłym roku na przejęcia w tych branżach poszło 90 mld dol. (wg wyliczeń Deloitte) – w końcu prognozy mówią o tym, że globalny rynek opieki zdrowotnej za trzy lata przebije barierę 10 bln dol., rosnąc rok do roku o niemal 6 proc. Efekt? Z 50 firm wytypowanych na miliardowe unicorny 2019 r. (wybór analityków CB Insights przy pomocy sztucznej inteligencji) aż siedem to spółki z sektora life sciences. Są wśród nich np. szwedzki KRY (konsultacje medyczne online) i chiński Medbank (bazy danych dla firm z sektora onkologii). Wciąż nie ma tu firm made in Poland, choć to nie znaczy, że nie ma tu potencjału na jednorożce. W minionych kwartałach swoje centra R&D rozwinęło nad Wisłą – inwestując setki milionów dolarów – kilkoro globalnych graczy z najwyższej ligi zwanej Big Pharmą. Mowa m.in. o takich tuzach jak AstraZeneca czy Roche. Do tego na szersze wody wypłynęła grupa przyszłych czempionów narodzonych w stricte polskim środowisku naukowym i farmaceutycznym, zdolnych finansować kosztowne badania kliniczne, m.in. dzięki wsparciu funduszy publicznych (np. z PFR). Tu na czoło wybija się Selvita – mająca realną szansę na wyrośnięcie do poziomu zarabiających krocie międzynarodowych graczy. Jeszcze więcej pieniędzy i czasu potrzebuje długi ogon start-upów, kluczowy – bo najbardziej innowacyjny – element zaczynu rodzimego ekosystemu biotechnologii. W 2019 r. polski biotech (trzymając się statystycznych trendów) składać się będzie z około 300 podmiotów, w tym niemal 250 firm zatrudniających łącznie ponad 12 tys. osób i inwestujących w badania i rozwój znacznie ponad 1 mld zł w skali roku. Oczywiście, to wciąż jedynie ułamek w porównaniu np. z klastrem biotechowym w Cambridge, na który składa się niemal 500 firm o łącznych przychodach na poziomie 5 mld dol. I to wszystko przy wsparciu armii 15 tys. specjalistów. To potwierdza tezę, że w life science jeden trend ma zdominować najbliższą dekadę: ten trend ukrywa się pod hasłem „go big or go home”.

W rytmie Apple’a

33 mln – oto wolumen sprzedaży godny lidera telemedycyny na świecie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mówimy o tegorocznych planach sprzedażowych dla smartwatcha Apple, idącego prostą ścieżką ku uzyskaniu pełnoprawnego tytułu urządzenia medycznego służącego do badania EKG. Szybko rosnący rynek telemedycyny i tak już jest bardzo szeroki – zaczyna się od prostych telefonicznych konsultacji, a kończy na zaawansowanych urządzeniach i algorytmach, błyskawicznie analizujących wyniki badań, które można przeprowadzić na kanapie, w domu. Tu wyróżnia się kilka firm znad Wisły z globalnymi ambicjami. Na razie najdalej – na amerykański rynek – zaszedł Medicalgorithmics, który notuje kwartalne przychody rzędu 50 mln zł, a oferuje urządzenia medyczne do zdalnych badań EKG.

Nowość w starości

Historia 23andMe oraz Grail – dwóch z wielu amerykańskich start-upowych unicornów w obszarze nauk o życiu – pokazuje, że rynek najwyżej docenia zespoły potrafiące diagnozować choroby nowotworowe, ale i je przewidywać na podstawie genomiki i big data.
– Możemy i musimy opracowywać nowe terapie. Ale najlepszym sposobem na zwiększenie ich skuteczności jest wczesna diagnoza i zrozumienie ryzyka zdrowotnego stojącego za poszczególnym człowiekiem. To masa danych, które można przekuć w konkretne wnioski – uważa Anne Wojcicki, prezes 23andMe.
Choroby nowotworowe co roku dotykają blisko 160 tys. Polaków i kosztują gospodarkę niemal 20 mld zł (wg danych z raportu NIK). Start-up Pure Biologics, szukający antynowotworowych przeciwciał na zlecenie większych firm farmaceutycznych i pracujący nad opracowaniem własnych terapii immunoonkologicznych, to dopiero kandydat na „coś dużego” (na skalę np. Celonu, Selvity czy OncoArendi, czyli firm, których łączna wartość dobija do 4 mld zł, a pracujących nad terapiami onkologicznymi). Co ciekawe, inwestorzy i rynek wyceniają tu wciąż głównie postęp w R&D i potencjał. Finalne produkty dopiero nadejdą, a cierpliwość jest wskazana: pełna ścieżka badań klinicznych zajmuje zwykle 10–15 lat. Jest jednak obszar, w którym zmiany dzieją się znacznie szybciej – diagnostyka.

Od danych do wiedzy

Przez lata firmy biofarmaceutyczne skupiały się głównie na biologii doświadczalnej, inwestując w badania nad nowymi lekami od odkrycia do terapii. Patrząc na tempo rozwoju technologicznego i transformację cyfrową, przemysł biofarmaceutyczny zaczął inwestować w technologie cyfrowe: projekty wykorzystujące sztuczną inteligencję czy uczenie maszynowe w dziedzinach związanych z naukami o życiu. Dobrym przykładem jest przejęcie Flatirona – platformy analitycznej dla lekarzy onkologów, uczelni, naukowców, szpitali, regulatorów – przez Roche za kwotę 1,9 mld dol.
To nie wyjątek: inne globalne firmy inwestują w tego typu rozwiązania. W portfolio inwestycyjnym Pfizer Ventures jest już m.in. kanadyjska firma Adapsyn Bioscience działająca w obszarze drug discovery, zastosowania sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego w analizie mikrobiomów. Przemysł biofarmaceutyczny dostrzegł potencjał również w holistycznym podejściu do leczenia, czego przykładem jest zainteresowanie branżą... gier. Tu wyróżnia się inwestycja m.in. Amgen Ventures w Akili, technologię opracowaną we współpracy z neuronaukowcami, a poprawiającą – poprzez gry komputerowe – procesy poznawcze w zaburzeniach psychicznych, w tym w ADHD.
Podczas gdy badania kliniczne późnych faz oraz produkcja i dystrybucja leków wciąż dominują na rynku polskim, globalne firmy farmaceutyczne konsekwentnie zwiększają swoje działania badawczo-rozwojowe w Polsce. Roche zainwestował w centrum bioinformatyki i wspólnie z Instytutem Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie otworzył Oddział Badań Wczesnych Faz. Na początku 2019 r. rozpoczął też współpracę z Polskim Ośrodkiem Rozwoju Technologii (PORT) w obszarze medycyny personalizowanej. W ramach współpracy stworzone zostaną bazy genomowe chorych na nowotwory, co w przyszłości może umożliwić opracowanie nowych, celowanych terapii. Już w 2011 r. AstraZeneca, jako pierwsza w tej części Europy, utworzyła globalne Centrum Operacyjne Badań Klinicznych. W Warszawie znajduje się również jedno z sześciu jej centrów badawczo-rozwojowych, w ramach którego prowadzone są badania m.in. w obszarze zdrowia cyfrowego.

Narybek na celowniku

W kwestii startup-ów analitycy Deloitte są bezwzględni. W raporcie „Life sciences outlook’19” konstatują wprost, że „status quo w branży farmaceutycznej nie istnieje. Podczas gdy potentaci farmaceutyczni inwestują w oparte na genach rozwiązania terapeutyczne, ponad 250 startupów już opracowuje te terapie i buduje je wokół pacjenta. Te startupy będą się łączyć i tworzyć zupełnie nowy rodzaj firmy o bardzo odmiennej kulturze wokół innowacji i nauk przyrodniczych”. Jednocześnie eksperci podkreślają, że nadzieje medycyny takie jak Enterome, Virion czy Intarcia (finansowana przez Fundację Gatesów) wkrótce staną przed kolejnym wyzwaniem – brakiem zdolności produkcyjnych w zakresie terapii następnej generacji.
Na razie trwa inwestycyjny ferment, także nad Wisłą: Pfizer, Amgen Ventures oraz J&J Innovation, które do tej pory nie szukały potencjalnych inwestycji w Polsce. A jednak: obecnie otwarcie mówią o tym, że są zainteresowane wsparciem ekosystemu biomedycznego w Polsce, projektami badawczymi i start-upami na wczesnym etapie rozwoju. Fundusze korporacyjne – jako inwestycyjne ramię firm z sektora life science – mają więcej możliwości, dysponując nie tylko kapitałem, lecz także specjalistyczną wiedzą. Zaangażowanie globalnego przemysłu w polskie projekty badawcze i start-upy to dobry sygnał. Pozwoli na zwiększenie inwestycyjnego know-how, lepsze zrozumienie potrzeb przemysłu biofarmaceutycznego oraz zwiększenie udziału tzw. smart money – co jest szczególnie potrzebne w sektorze biomedycznym w Polsce. W kolejnych latach mamy doczekać się tu spektakularnych inwestycji.

Moda na bioinwestowanie

Sektor zdrowia działa niczym magnes na podmioty pozornie zupełnie niezwiązane z branżą. Inwestują w niego giganci branży ubezpieczeniowej, finansowej, e-commerce czy nowych technologii. W portfolio inwestycyjnym Google Ventures (fundusz VC należący do Alphabet) możemy znaleźć firmy z obszaru nauk o życiu, w tym wspomniany wcześniej Flatiron, 23andMe czy Alector – firmę z obszaru immunoneurologii, opracowującą leki na choroby neurodegeneracyjne. Zaś Microsoft otworzył w Cambridge UK swoje laboratorium badawcze, w którym naukowcy pracują nad zastosowaniami AI oraz uczenia maszynowego w biologii molekularnej i komórkowej. Amazon? Ten – wspólnie z JPMorgan Chase i Berkshire Hathaway – stworzył niezależny joint venture działający w obszarze zdrowia. Przykładem inwestycji Amazona w sektor ochrony zdrowia jest przejęcie za ok. 1 mld dol. PillPack, start-upu będącego apteką typu full online (od recepty do dostarczenia leku do pacjenta). Zdaniem części ekspertów rośnie też kolejna inwestycyjna fala, tym razem oparta na wdrożeniach technologii blockchain do baz danych, zarządzaniem informacjami o pacjentach czy w kwestii mikropłatności. Tu aktywne mają być m.in. bankowe fundusze venture capital.
– Technologie znane z fintechu zagnieżdżą się w naukach o życiu szybciej, niż się spodziewamy – zapowiada Randy Bean, prezes NewVantage Partners doradzający firmom z branży medycznej i farmaceutycznej.

Polskie geny

– Przyszłość twojego zdrowia jest w twoim DNA – mówi Georg Church, profesor Harvard Medical School i MIT, współzałożyciel Nebula Genomics, zwany ojcem syntetycznej biologii.
Nebula chce łączyć sekwencjonowanie genomowe z technologią blockchain i nie jest tu sama. Analiza genów i całych genomów to obszary, nad którymi prowadzone są intensywne badania. Genomika to dla wielu podstawa postępu w terapiach, to interdyscyplinarna dziedzina nauki łącząca biologię, matematykę, bioinformatykę, polegająca na poznaniu i analizie genomu organizmów.
Rozwój genomiki ma wpływ na postępy w medycynie, w tym badania nad terapiami celowanymi oraz immunoterapiami w onkologii, farmakologii, chorobach rzadkich i zakaźnych. W projekty dotyczące badań genomowych i genetycznych angażuje się więc zarówno przemysł, jak i strona publiczna. Przykładem projektu, działającego na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego, w którym uczestniczą zarówno uczelnie, przemysł biofarmaceutyczny, biobanki oraz szpitale jest fiński FinnGen – w ramach projektu przebadanych zostanie pod kątem genetycznym aż 0,5 mln Finów. W FinnGen już zaangażowały się globalne firmy, w tym Pfizer, AstraZeneca, Genentech, Sanofi, Abbvie. A Polska? Również ma swój głos w tym obszarze medycyny. Obecnie trwa bowiem program „Badamy geny”, prowadzony przez zespół prof. Krystiana Jażdżewskiego, a pod koniec 2018 r. rozpoczęła się rekrutacja do projektu genomowej mapy Polski (zsekwencjonowany zostanie genom 5 tys. Polaków).

Potencjał na hub

Wygląda więc na to, że Polska zaczyna przebijać się w excelach branżowych gigantów, pokazując swój potencjał naukowo-badawczy. Bazując na zasięgu i liczbie globalnych i lokalnych projektów, można zaryzykować stwierdzenie, że w Polsce mamy możliwości dla rozwoju sektora biomedycznego. Tę zwiększoną aktywność globalnych firm farmaceutycznych w obszarze badań i rozwoju, inicjatywy rządowe wspierające sektor biomedyczny i naukę podstawową na światowym poziomie można przekuć w coś więcej. W co? Dopełnieniem obrazu mogłoby być stworzenie w Polsce biomedycznego hubu skupiającego najlepsze polskie uczelnie, instytuty badawcze, globalne i polskie firmy biofarmaceutyczne oraz szpitale.
Przykłady największych i najbardziej zaawansowanych hubów biomedycznych koncentrują się wokół najlepszych uczelni (np. Cambridge UK, Boston, Oxford) i w perspektywie kilkudziesięciu lat stają się wylęgarnią wybitnych firm. A to buduje samonapędzający się mechanizm: tylko w 2017 r. w Bostonie fundusze VC zainwestowały 3 mld dol. w innowacyjne projekty w obszarze biomedycyny. W Cambridge swoje główne siedziby mają największe firmy biofarmaceutyczne i technologiczne, m.in. AstraZeneca, wydające tam miliardy dolarów na inwestycje i seryjnie produkujące kolejne unicorny. Brzmi wspaniale? Owszem, ale w rzeczywistości oznacza to projekt na poziomie rządowym, o długim czasie inkubacji. Tu potrzeba czasu, energii i świadomości, że sama obecność masy ciekawych projektów, firm i pieniędzy nie tworzy jeszcze wydajnego ekosystemu. Bo jak mawiał jeden z ojców założycieli klastra technologicznego wokół Cambridge, „nie jest łatwo stworzyć miejsce i klimat, w którym nauka nabiera biznesowej odwagi”.