Wprowadzenie obowiązku regulowania płatności przez placówki medyczne w ciągu 60 dni może być gwoździem do ich trumny – ostrzegają eksperci
Wprowadzenie obowiązku regulowania płatności przez placówki medyczne w ciągu 60 dni może być gwoździem do ich trumny – ostrzegają eksperci
Obecnie szpitale płacą swoim kontrahentom nawet po roku. Dlaczego? Bo – jak przekonują zgodnie dyrektorzy – z opóźnieniem dostają środki z Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ). Przyczyną jest nie tylko konstrukcja systemu (faktury wystawia się po wykonaniu świadczenia, co trwa czasem kilka albo i kilkanaście dni, a koszty wykonania trzeba ponosić na bieżąco), ale również to, że fundusz często z płatnościami zalega. Szpitale są więc uzależnione od zatorów po stronie NFZ. Opóźnienia wynikają też z niewielkiej sankcji za przeciąganie płatności – wynosi ona 40 euro bez względu na kwotę zaległości. Firmy nie mają więc wystarczającej motywacji do spłacania swoich zobowiązań terminowo. To wszystko sprawiło, że niektórzy zamawiający z terminu płatności czynili kryterium pozacenowe w zamówieniach. A wykonawcy – chcąc uzyskać zamówienie – godzili się na taką niesprawiedliwość.
Taki stan rzeczy niedługo może zostać zakończony, bo Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii przygotowało projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu ograniczenia zatorów płatniczych. Przewiduje on skrócenie terminu zapłaty w transakcjach, w których dłużnikiem jest podmiot publiczny, do 30 dni (bez możliwości jego wydłużenia). Jedyny wyjątek stanowią podmioty lecznicze, dla który przewidziano termin 60-dniowy.
/>
Projekt zaostrza również sankcje za nieprzestrzeganie czasu spłaty. Do obecnych 40 euro ma zostać dołożony 1 proc. wartości zaległego zobowiązania. Inne rozwiązania to możliwość zaliczenia w koszty przez zamawiającego wartości faktury dopiero po jej zapłaceniu i zaliczenie jej do przychodu po stronie dostawcy dopiero po uzyskaniu zapłaty. Nowe przepisy wprowadzają też w przypadku przekroczenia ustawowych terminów płatności odpowiedzialność kierownika zamawiającego z tytułu ustawy o dyscyplinie finansów publicznych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1458, ze zm.).
Według ekspertów projektowane zmiany będą tylko kosmetyczne i pozostaną bez większego wpływu na rynek.
– 11 mld zł długu to duży garb. Ciąży on szczególnie szpitalom, które rolują długi, korzystając ze swego specjalnego statusu wynikającego z wrażliwości społecznej. Odbija się to na całym mikrosystemie gospodarczym, dotykając w szczególności małych, polskich dostawców – twierdzi Dariusz Wasilewski, ekspert Fundacji Republikańskiej w dziedzinie zarządzania i finansów, systemów informacyjnych w opiece zdrowotnej oraz modeli opieki zdrowotnej.
Dyrektorzy placówek medycznych wskazują, że wina leży po stronie płatnika.
– Stawki, które płaci NFZ, są za niskie. Większość szpitali powiatowych jest dofinansowywanych przez władze samorządowe, bez tego by nie przetrwały – mówi Mariusz Wójtowicz, prezes zarządu Szpitala Miejskiego w Zabrzu, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali (PFSz).
Jego zdaniem termin 60 dni dla szpitali to pomysł zupełnie rozmijający się z rzeczywistością.
– Z punktu widzenia państwa te rozwiązania są dobre, bo zatory powodowały wiele problemów dla całej gospodarki. Ale dla szpitali wprowadzenie takich regulacji, przy tak marnym finasowaniu, będzie gwoździem do trumny – przekonuje.
Tłumaczy, że można by było pozwolić sobie na takie rozwiązanie, gdyby świadczenia były prawidłowo finansowane.
– Ale dziś większość szpitali się nie bilansuje. To nie jest kwestia długów wymagalnych, ale utrzymania jakiejkolwiek płynności finansowej – mówi Mariusz Wójtowicz.
Dlatego szpitale nauczyły się żyć z długami. To efekt sztywnego systemu finansowania, który wręcz betonuje zdolności zarządcze dyrektora przez narzucane przez państwo wymagania.
– Minimalne pensje, minimalne kwoty za godzinę pracy, normy zatrudnieniowe itp. Efektem końcowym jest problem z płynnością, który jest przerzucany często na dostawców lub właścicieli – podkreśla Dariusz Wasilewski.
Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, poprawy płynności tych jednostek, zmniejszenia kosztów obsługi długu i zwiększenia możliwości zarządczych dyrektorów placówek upatruje w zmianie art. 54 ustawy o działalności leczniczej, który uzależnia przeniesienie (cesję) wierzytelności od zgody organu podmiotu tworzącego (np. samorządów).
– Ten przepis musi się zmienić. Jeżeli mechanizm cesji nie zostanie uwolniony, narazi to szpitale na wynikające z nowej ustawy dotkliwe koszty przeterminowanych zobowiązań, a zarządzających placówkami na osobistą odpowiedzialność uniemożliwiającą im dalsze zarządzanie – podkreśla ekspert.
Zgadza się z nim Dariusz Wasilewski. – Cesja daje możliwość złapania oddechu, umożliwia zmniejszenie kosztów długu (nawet o ok. 30 proc.), bieżące funkcjonowanie, finansowanie personelu, niezbędne inwestycje wymagalne przez NFZ – wskazuje.
Eksperci nie wierzą jednak, że takie rozwiązanie ma szansę. – Nie sądzę, żeby uwolnienie cesji dotyczyło również zobowiązań publicznych. Regulator sobie na to nie pozwoli. Jakiś czas temu wprowadzono przepisy zakazujące obrotu długami szpitalnymi. Nie wierzę, żeby był od tego odwrót, a cesje by do tego de facto prowadziły – mówi Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym.
Resort zdrowia jest przeciwny takiemu rozwiązaniu. Dlatego – zdaniem ekspertów – wejście w życie nowych przepisów o zatorach nic nie zmieni na tym rynku.
Etap legislacyjny
Projekt po konsultacjach
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama