Pół roku czekania na rehabilitację, wizyta, a na niej okazuje się, że zlecenie jest źle wystawione. Fizjoterapeuta, choć potrafi je poprawić, musi pacjenta odesłać do lekarza
Uprawnienia fizjoterapeutów / Dziennik Gazeta Prawna
Trwają właśnie prace nad nowelizacją rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu rehabilitacji leczniczej. Fizjoterapeuci zabiegają, żeby przy tej okazji przywrócić im możliwość modyfikacji skierowań, z którymi trafiają do nich pacjenci (na mocy wcześniejszych przepisów mieli bowiem taką możliwość).
Dlaczego to ważne? Bo przeważająca większość skierowań zawiera błędy. Krajowa Izba Fizjoterapeutów (KIF) zwraca uwagę, że ok. 70 proc. zleceń na rehabilitację pochodzi od lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, a ok. 90 proc. z nich ma wady: są nieczytelne lub puste.
Do niedawna fizjoterapeuci modyfikowali skierowania w razie potrzeby, bo literalnie stosując prawo, utrudnia się życie pacjentom – trzeba ich odesłać do lekarza i z powrotem do kolejki. Teraz jednak coraz częściej są za to karani przez NFZ.

Lekarze się nie boją

Błędy na skierowaniach to jedna rzecz, ale czasem są one po prostu nieaktualne. Na rehabilitację czeka się przeciętnie trzy–sześć miesięcy, a zdarza się, że nawet dłużej. W ciągu takiego czasu stan pacjenta może się zmienić. – Ale jeśli odeślemy go do lekarza, żeby uaktualnił skierowanie, znowu będzie czekał w kolejce i sytuacja się powtórzy. Czasem modyfikacja skierowania to konieczność – podkreśla wiceprezes KIF Tomasz Niewiadomski.
Potwierdzają to lekarze. – Jeśli fizjoterapeuta nie może dostosować zabiegów do potrzeb pacjenta, działa wbrew jego interesowi. Pamiętajmy, że lekarze, którzy nie są specjalistami z zakresu ortopedii czy rehabilitacji medycznej, nie mają takiej wiedzy o układzie ruchu, jaką mają fizjoterapeuci. To wynika choćby z różnic w programach specjalizacji lekarskich. Dlatego większość lekarzy zwykle nie ma z tym problemu, że fizjoterapeuta zmodyfikuje zlecenie – przekonuje dr Andrzej Sałakowski, specjalista chorób wewnętrznych i specjalista rehabilitacji medycznej.
Profesor Anna Skalska z Katedry Chorób Wewnętrznych i Gerontologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista chorób wewnętrznych oraz geriatrii, przyznaje, że nie zawsze skierowania od lekarzy są wystarczająco precyzyjne. – Możemy czasem dobierać niewłaściwe formy rehabilitacji. Znamy ogólne zasady czy przeciwwskazania, ale czasem brakuje nam szerszej wiedzy w zakresie technik, które mogą być najkorzystniejsze. Współdziałanie z fizjoterapeutą w ich doborze może przynieść pacjentowi korzyść – mówi.

Resort wspiera samodzielność

Można odnieść wrażenie, że podobne zdanie ma Ministerstwo Zdrowia, które w projektowanej nowelizacji zamierza znieść obowiązek określania na zleceniu szczegółów rehabilitacji. Zabiegi będzie mógł dobrać fizjoterapeuta zgodnie z potrzebami pacjenta. Jednak w dalszym ciągu lekarze będą mogli zlecać konkretne zabiegi i na pewno wielu będzie to robić. Zatem wciąż będą się pojawiać skierowania niepełne lub nieaktualne, których fizjoterapeuci nie będą mogli poprawić.
– Możliwość wystawienia skierowania do pracowni fizjoterapii bez wpisania konkretnych zabiegów po to, aby zlecił je już fizjoterapeuta, byłaby dla części lekarzy dużym ułatwieniem – przyznaje dr Sałakowski. Podkreśla jednak, że dopóki skierowania są wypełniane, możliwość modyfikowania jest potrzebna. W przygotowywanej nowelizacji rozporządzenia takiego zapisu jednak wciąż nie ma. Zamiast tego NFZ zaczął karać fizjoterapeutów za poprawianie skierowań, choć wcześniej – jak twierdzą – uznawał ich prawo do zmian w uzasadnionych przypadkach.
– Na razie głównym problemem jest to, że NFZ upiera się przy stwierdzeniu, że wszystkie zabiegi fizjoterapii odbywają się na podstawie zlecenia lekarskiego, które nie może być zmienione przez fizjoterapeutę. NFZ trzyma się literalnie jednej interpretacji tego zapisu. My go nie negujemy. Zgadzamy się, że rola lekarza w procesie diagnostyczno-terapeutycznym musi być nadrzędna, ale możliwość – w razie potrzeby – zmiany przepisanych zabiegów przez fizjoterapeutę jest zarówno w interesie pacjentów, jak i lekarzy. Tymczasem obecnie pracownie fizjoterapii, w których fizjoterapeuci dokonują zmian zabiegów z uwagi na stan zdrowia pacjenta, są za to przez NFZ karane – mówi dr Sałakowski.
Jak dodaje, w swoim oddziale NFZ usłyszał, że możliwość modyfikacji skierowań dałaby fizjoterapeutom furtkę do zmiany procedur tańszych na droższe. – Ale jeśli pacjent przychodzi z niedoprecyzowaną diagnozą, to jedynym, co można mu zaproponować, jest praca indywidualna – jedna z najdroższych procedur. Warto tu wspomnieć, że NFZ boi się zmiany zabiegu za np. 9 zł na zabieg za 23 zł. A jeśli fizjoterapeuta będzie musiał go odesłać do lekarza, to wyjdzie jeszcze drożej, bo NFZ będzie musiał zapłacić za dodatkową wizytę nawet ok. 100 zł. Dodatkowo jeszcze bardziej wydłużą się kolejki. Najważniejsze jest jednak dobro pacjenta, i to ono powinno być priorytetem nie tylko dla lekarzy i fizjoterapeutów, lecz także dla NFZ – przekonuje specjalista.
Problemem dla fizjoterapeutów są także niejednolite interpretacje. – W odpowiedzi na interpelację poselską wiceminister Zbigniew Król uznał, że modyfikacja skierowania jest możliwa, ale dział prawny resortu zdrowia wydał stanowisko, że nie jest to dozwolone. My zabiegamy o przywrócenie możliwości modyfikacji. Obiecano nam, że ten przepis wróci do rozporządzenia, bo jego brak utrudnia życie wszystkim – mówi Tomasz Niewiadomski.
Samorząd fizjoterapeutów będzie próbował dziś przekonać o tym ministra Łukasza Szumowskiego, z którym ma zaplanowane spotkanie.