Od września – na mocy porozumienia z ministrem zdrowia – dodatek do pensji, który otrzymywały pielęgniarki, tzw. zembalowe, został włączony do podstawy wynagrodzenia. To dla nich korzystna zmiana, m.in. dlatego, że od podstawy liczą się pochodne. Jednak część pielęgniarek przebywających na urlopach macierzyńskich, które do tej pory dodatek otrzymywały, straciła go, a na podwyżkę muszą poczekać do czasu powrotu do pracy.
Na zwolnieniu lekarskim lub urlopie macierzyńskim nie dostaje się wynagrodzenia, ale zasiłek – wyliczony na podstawie średniego wynagrodzenia z ostatnich 12 miesięcy. Dlatego też pielęgniarki przebywające w momencie podpisania porozumienia na urlopach nie odczuły jego pozytywnych skutków. A część z nich została nawet poszkodowana.
Jak tłumaczy Katarzyna Kowalska, prezeska Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe, chodzi o te osoby, które dotąd otrzymywały dodatek. W tym zakresie praktyki poszczególnych placówek były różne – niektóre wypłacały te pieniądze pielęgniarkom na urlopach i zwolnieniach, inne nie. – Sytuacja w każdym szpitalu jest odrębna. Trzeba ujednolicić ten system, bo każdy rządzi się swoimi prawami – wskazuje.
Teraz jednak te osoby dodatek straciły, bo włączono go do podstawy płacy. One jednak nie otrzymują wynagrodzenia, ale zasiłek. Katarzyna Kowalska przyznaje, że jest to swoisty pat, bo wszystko odbywa się zgodnie z przepisami. – W efekcie mamy dużą grupę osób pokrzywdzonych przez prawo. Zmiana przepisów spowodowała, że wiele pielęgniarek na macierzyńskim albo ciążowym L4 straciło – zwraca uwagę.
Potwierdzają to sygnały, jakie otrzymują organizacje pielęgniarskie. – Obecnie przebywam na zwolnieniu ciążowym. Co z tego, że włączą mi 1100 zł do podstawy, skoro zabrali dodatek i podwyżkę odczuję dopiero po powrocie do pracy. Jestem stratna 1200 zł brutto – podkreśla jedna z pokrzywdzonych. – Jestem na zwolnieniu chorobowym z powodu ciąży od dwóch miesięcy. 1100 zł do podstawy dostałam, bo właśnie podpisałam nową umowę. Te pieniądze są tylko na papierku, bo w praktyce płaci mi ZUS, który wypłaca średnią z ostatnich 12 miesięcy. W efekcie wróciłam do wypłaty sprzed czterech lat. Nie dostaję zembalowego, bo już nie istnieje, a wynagrodzenia wyższego też nie mam. Byłam u pracodawcy, w ZUS i izbach pielęgniarskich, wszyscy rozkładają ręce – żali się inna pielęgniarka. Katarzyna Kowalska zapowiada, że jej stowarzyszenie będzie próbowało interweniować w tej sprawie, zbiera grupę zainteresowanych, zamierza wystąpić do Ministerstwa Zdrowia, Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, a także do rzeczników praw obywatelskich i praw pacjenta.
Zawarte w lipcu porozumienie sprawiło, że tzw. zembalowe, czyli dodatek, który pielęgniarkom przyznał minister Marian Zembala (4 x 400 zł, czyli 1600 zł – brutto, tzn. uwzględniające składki za pracownika i koszty, które ponosi pracodawca – w czterech transzach) został włączony do podstawy wynagrodzenia. Uzgodniono, że pielęgniarki i położne, którym on przysługuje, otrzymują od września br. wzrost miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego w kwocie nie mniejszej niż 1100 zł, a od lipca 2019 r. – 1200 zł. Jeżeli koszty tej podwyżki nie przekraczają łącznie z pochodnymi i składkami ZUS obciążającymi pracodawcę kwoty 1600 zł brutto, jest on zobowiązany do wypłaty wyrównania. Na przykład 1100 zł powiększone o składki to ok. 1330 zł, zatem pielęgniarka będzie musiała otrzymać jeszcze dodatek do miesięcznego wynagrodzenia, na który pracodawca przeznaczy około 270 zł.