Regulacje, za pomocą których rząd chciał walczyć z mafią lekową, są groźne dla lekarzy i kierowników przychodni. Jeśli źle określą zapotrzebowanie na leki, to mogą trafić na wiele lat do więzienia.

Eksperci uważają, że konieczna jest zmiana przepisów. Inaczej pacjenci mogą nie dostać pomocy na czas, a nieuczciwi gracze i tak pozostaną na rynku.

Na półkach polskich aptek brakuje wielu leków. Są wśród nich medykamenty ratujące życie, np. leki przeciwzakrzepowe i insuliny. Powód takiego zjawiska jest jeden – zorganizowane grupy przestępcze pozyskują produkty lecznicze z legalnych źródeł, a potem wywożą je do krajów, gdzie kosztują kilkakrotnie więcej. Fachowo nazywa się to mianem odwróconego łańcucha dystrybucji leków. Proceder jest bardzo lukratywny – szacuje się, że chodzi o obrót o wartości nawet 2 mld zł.

Rząd postanowił walczyć z tym zjawiskiem, ale zdaniem ekspertów na tyle nieporadnie, że rykoszetem dostają uczciwi świadczeniodawcy. Jeśli popełnią błąd przy zamówieniu, to grozi im nawet 8 lat za kratami. Czy naprawdę mogą się tego obawiać? Wiele zależy od inspektorów farmaceutycznych i tego, jak będą podchodzić do kontroli, a przede wszystkim, z czym będą chcieli walczyć – czy np. z lokalną przychodnią zdrowia lub niewielkim szpitalem, które nie potrafiły przewidzieć, ile konkretnie miesięcznie będzie potrzebne danego leku i zamówiły go za dużo, czy z prawdziwymi przestępcami. Osobną kwestią jest to, czy lekarze – mając świadomość odpowiedzialności karnej – nie ograniczą prowadzonej działalności. Jak się dowiedzieliśmy, niektóre urzędy marszałkowskie zamierzają to sprawdzić po wakacjach (stanowisko GIF).

TO TYLKO FRAGMENT TEKSTU. CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ W TYGODNIKU GAZETA PRAWNA >>

Piotr Najbuk, prawnik i lekarz, Kancelaria Domański, Zakrzewski, Palinka;
Paweł Kaźmierczyk, prawnik, Kancelaria Domański, Zakrzewski, Palinka;
Jakub Styczyński, dziennikarz DGP