944 placówki zostały ocenione przez sanepid pod względem panujących w nich warunków. W większości mogą one zagrażać bezpieczeństwu chorych. W takiej sytuacji lecznice powinny zostać zamknięte albo przynajmniej ograniczyć działalność.

Z informacji DGP wynika, że sanepid wydał 718 opinii. W 123 placówkach dopatrzono się poważnych nieprawidłowości, w 544 takich, które nieznacznie zagrażają zdrowiu pacjenta (dane bez woj. lubuskiego). Zaledwie część przeszło test bez uwag.

Te, które zakwalifikowano do grupy o „istotnym wpływie na bezpieczeństwo pacjenta”, mogły mieć problemy m.in. z centralną sterylizatornią, brakowało w nich rezerwowego zasilania w wodę i energię, a także pełnego bezpieczeństwa radiologicznego. Nieprawidłowo działały w nich również ciągi wentylacyjne. Zdaniem byłego wiceministra zdrowia Piotra Warczyńskiego placówki, które nie spełniają standardów, powinny zostać zamknięte. Od 31 grudnia ubiegłego roku obowiązuje rozporządzenie, zgodnie z którym wszystkie lecznice muszą przestrzegać określonych standardów sanitarnych. Ministerstwo Zdrowia, wprowadzając te regulacje, wyraźnie mówiło, że niespełnianie wymagań będzie naruszeniem warunku wykonywania działalności leczniczej. W takich okolicznościach istnieje ryzyko naruszenia prawa pacjentów do dobrej jakości opieki zdrowotnej i bezpieczeństwa, a przez to uniemożliwia się funkcjonowanie podmiotu oraz przekreśla jego szanse na kontrakt z NFZ.

Szpitale tłumaczą się brakiem pieniędzy. – Wymogi są bardzo rygorystyczne, nawet w porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej, a polskie placówki robią, co mogą, żeby im sprostać – tłumaczy Jarosław Fedorowicz, prezes Polskiej Federacji Szpitali.

Wyniki raportu sanepidu trafiły już na biurko ministra zdrowia. Jak przekonują eksperci, ocena danego szpitala może być brana pod uwagę przy planowanym audycie sieci szpitali. To oznacza, że oddział – lub cała placówka, w której ujawniono uchybienia – może zostać pominięty przy kolejnym podziale pieniędzy z NFZ.

Obowiązek stosowania wentylacji lub klimatyzacji w blokach operacyjnych, izolatkach oraz pomieszczeniach dla pacjentów o obniżonej odporności, umywalka z ciepłą i zimną wodą, dozownik z mydłem i ze środkiem dezynfekcyjnym, pojemnik z ręcznikami jednorazowymi w każdej sali chorych i pomieszczeniu zabiegowym, specjalne ciągi komunikacyjne czy zmniejszona liczba osób w pokoju – to tylko niektóre wymogi sanitarne stawiane placówkom medycznym. Wciąż nie są one spełniane. Efektem jest m.in. rosnąca liczba zakażeń.

– Wymóg dostosowania się do standardów sanitarnych przez placówki medyczne jest zrozumiały: mamy XXI w. i warunki leczenia oraz sprzęt powinny pomagać pacjentom w odzyskiwaniu zdrowia, a nie stanowić dla nich zagrożenie – mówi Jakub Szulc, ekspert ds. ochrony zdrowia z E&Y.

Największym problemem jego zdaniem jest brak precyzyjnego określenia źródeł finansowania działań, które pozwolą te standardy spełnić. Przy niektórych inwestycjach można było skorzystać ze środków unijnych, ale to nie było wystarczające.

Według Szulca w Polsce wystarczyło prowadzić pozorowane programy dostosowawcze i nikt nie traktował poważnie obowiązku przestrzegania norm, które bada sanepid. Od stycznia tego roku placówki medyczne, które nie spełnią wymogów sanitarnych określonych przepisami, muszą liczyć się z karami.

Jak podkreśla Jakub Szulc, średni wiek polskiego szpitala wynosi ok. 60 lat. Niektóre mieszczą się w zabytkowych budynkach. Zdarza się, że tańsze byłoby wybudowanie nowego budynku niż modernizacja starego pod kątem koniecznych do spełnienia standardów. Ale trudno oczekiwać, że szpitale wygospodarują na to środki z marży uzyskanej na świadczeniach. Szulc uważa, że na ten cel powinien być osobny budżet.

– Nasz szpital znalazł się wśród tych opiniowanych przez sanepid. Nie otrzymaliśmy sygnału, aby ujawnione niedociągnięcia były tak duże, by konieczne było zamknięcie placówki. Otrzymaliśmy natomiast polecenie uaktualnienia procedur obowiązujących w szpitalu dotyczących bezpieczeństwa epidemiologicznego. Zdajemy sobie jednak sprawę, że remontu i modernizacji wymagają nasze trzy sale operacyjne oraz centralna sterylizatornia – mówi w rozmowie z DGP Agnieszka Wołowiec, prezes zarządu Szpitala Miejskiego w Siemianowicach. I wylicza: na wykonanie prac potrzebują 15 mln zł. Starali się o nie z funduszy UE. Bezskutecznie. Tymczasem – jak dodaje – pieniądze otrzymały w tym roku głównie szpitale onkologiczne.

– Niestety, nie są praktykowane w Polsce rozwiązania stosowane na Zachodzie, gdzie obok przestarzałych obiektów stają nowe, do których jest przenoszona cała placówka – dodaje. Powstaje błędne koło. Jeśli chciałaby wyremontować salę operacyjną, musiałaby ją zamknąć, bo nie ma możliwości przeniesienia jej w inne miejsce. – To z kolei oznacza niewykonanie planu, co wiąże się z utratą kontraktu NFZ. W takiej sytuacji jest wiele szpitali w Polsce – podsumowuje.

Podobnie mówi Barbara Szubert, dyrektor SPZOZ w Lublińcu. Również podkreśla, że problem tkwi przede wszystkim w braku pieniędzy. Budżet do wykorzystania przez publiczną służbę zdrowia co prawda z roku na rok rośnie, jednak te nowe pieniądze konsumowane są przede wszystkim na wynagrodzenia. – Jesteśmy świeżo po kontroli sanepidu. Jej efektem jest przygotowywanie pisma, w którym deklarujemy przeprowadzenie niezbędnych inwestycji polepszających standard placówki. Nie wskazujemy jednak terminu, w którym zostaną one zrobione – tłumaczy.

Na remont sali operacyjnej jednego z oddziałów czy przeniesienie apteki w nowe miejsce szpital potrzebowałby ok. 8–10 mln zł. – O kredycie nie możemy myśleć, mamy prawie 3 mln zł zadłużenia. Pozostają nam tylko fundusze unijne – przyznaje Barbara Szubert.

Nie można zapominać o tym, że wiele szpitali, zwłaszcza powiatowych, znajduje się w starych obiektach, będących często pod nadzorem konserwatora. To podraża koszty wszelkich remontów nawet o 100 proc. – Borykamy się z rosnącymi kosztami prac budowlanych. Podam przykład: chcemy przenieść aptekę do przyziemia. W tym celu potrzebny jest jego remont. Jesteśmy po dwóch unieważnionych przetargach, gdyż kwota, którą dysponujemy, jest za niska, w stosunku do składanych ofert (prawie o 70 proc.). Wkrótce ogłosimy trzeci przetarg. Brak konkurencji na rynku budowlanym umożliwia firmom windowanie cen, którym niejednokrotnie nie jesteśmy w stanie sprostać – wylicza Szubert.

Jarosław Fedorowicz, prezes Polskiej Federacji Szpitali, przyznaje, że wiele niedociągnięć sanitarnych jest widocznych na pierwszy rzut oka – choćby problemy z palącymi pacjentami czy też bazarami zaraz przy wejściu do szpitala. Z wyliczeń federacji wynika, że ok. 30–40 szpitali z 580 znajdujących się w sieci będzie musiało prosić o możliwość dalszego wykonywania świadczeń bez spełnienia wymogów.