Ścierają się koncepcje terapii nowotworów piersi. Problemy to finansowanie i liczba specjalnych placówek
/>
Utworzenie 37 ośrodków, które zajęłyby się wykrywaniem i leczeniem nowotworów piersi – Breast Cancer Units – zakłada projekt, nad którym kończy pracę Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Lada moment trafi on do Ministerstwa Zdrowia. I choć środowisko lekarskie od dawna mówi o potrzebie tworzenia takich ośrodków, nie ma zgodności co do szczegółowych rozwiązań.
Najwięcej kontrowersji budzi liczba ośrodków i sposób finansowania. W dużych centrach onkologicznych panuje pogląd, że najważniejsze jest doświadczenie placówek, które miałyby taką kompleksową opiekę oferować. Część lekarzy i pacjenci przekonują, że istotne jest to, żeby były dostępne dla pacjentów, więc trzeba brać pod uwagę ich rozmieszczenie geograficzne.
W rekomendacjach AOTMiT znalazł się zapis uwzględniający liczbę zabiegów przeprowadzonych w danym ośrodku – co najmniej 150 rocznie. Nie wzięto jednak pod uwagę doświadczenia lekarzy specjalistów, którzy mogą przecież pracować w kilku placówkach. W sumie przyjęte standardy spełnia ok. 37 ośrodków, czyli jeden na milion mieszkańców. W niektórych województwach nie byłoby jednak żadnego.
– Powinno ich być dwa razy więcej, zgodnie z zaleceniami europejskimi – uważa Wojciech Wiśniewski z Fundacji Alivia, przedstawiciel pacjentów. Profesor Tadeusz Pieńkowski z Radomskiego Centrum Onkologii dodaje, że takie centra muszą być łatwo dostępne i że trzeba zagwarantować możliwość powstawania nowych.
Główna różnica między obecnym leczeniem a tym, co mają oferować Breast Cancer Units, to kompleksowość. Opieka miałaby się zaczynać od badań przesiewowych i diagnostyki, w tym badań genetycznych, obejmować cały proces leczenia, łącznie z operacjami plastycznymi, np. rekonstrukcją piersi, oraz rehabilitację czy nawet współpracę z pracownikiem socjalnym, który pomógłby wrócić do aktywnego życia. Autorzy projektu chcą zagwarantować opiekę psychologa i monitorowanie losów pacjentki przez dwa lata.
Wszystko to miałoby być nadzorowane przez specjalny zespół, co zapobiegałoby takim sytuacjom, w których np. chirurg po wycięciu guza odsyła chorą z depresją do kolejki u psychologa, bo stan psychiczny to już nie jego działka.
Jak dodaje prof. Pieńkowski, który o wprowadzenie takiego rozwiązania walczy od wielu lat – sama organizacja leczenia już jest lekiem. Profesor Rafał Matkowski, szef Centrum Chorób Piersi w Dolnośląskim Centrum Onkologicznym, przekonuje, że dobra organizacja może poprawić nawet o 10 proc. tzw. wynik pięcioletnich przeżyć, który wskazuje, czy leczenie było skuteczne. Jak przekonuje, liczą się nawet drobne kwestie. W nowo powstałym centrum np. jest osobne wejście dla pacjentek, które przychodzą na badania profilaktyczne, aby nie musiały czekać razem z tymi, które są już na dalszych etapach leczenia – czasem nie mają włosów lub straciły piersi. Jak przekonuje prof. Matkowski – brak szpitalnej atmosfery ma poprawić komfort psychiczny pacjentek i zachęcić do regularnych badań profilaktycznych.
Eksperci zwracają uwagę, że nadal nie ma projektu zasad finansowania. Czy NFZ miałby płacić za całość leczenia w formie ryczałtu, czy też za poszczególne procedury, ale na wyższym poziomie niż w innych ośrodkach – tego jeszcze nie rozstrzygnięto.
– Ostateczne zasady finansowania będą omawiane dopiero wówczas, kiedy świadczenie będzie uwzględnione przez NFZ – wyjaśnia dr hab. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii, w ramach którego powstało Centrum Chorób Piersi, spełniające standardy Breast Cancer Unit. Już wiadomo, że na razie trzeba będzie dokładać do jego działalności kilka milionów rocznie. Nie tylko dlatego, że wiele zabiegów jest wycenianych poniżej realnych kosztów, ale również z tego powodu, że wiele badań nie jest w ogóle finansowanych. – Nie uwzględnia się np. przy refundacji diagnozowania pacjentów, u których badania nie wykazały zmian nowotworowych – wymienia Maciejczyk.
Wprowadzenie skuteczniejszego leczenia to także szansa na oszczędności dla państwa. Raka piersi wykrywa się rocznie u 15–17 tys. kobiet, umiera ok. 6 tys. chorych. Wydatki na leczenie są kilkukrotnie niższe niż koszty społeczne związane m.in z absencją w pracy. Z przeprowadzonej na Dolnym Śląsku analizy Ogólnopolskiego Zrzeszenia Publicznych Centrów i Instytutów Onkologicznych wynikało, że w 2016 r. koszty absencji pracowniczej z powodu nowotworów piersi w województwie wyniosły ponad 48 mln zł, podczas gdy wydatki NFZ na leczenie tej grupy pacjentów to ok. 30 mln zł.
Rozmowy o powstaniu Breast Cancer Units zaczęły się niemal dekadę temu. Obecnie ich tworzenie rekomenduje Unia Europejska. Co prawda pierwsze kliniki już działają, ale bez odrębnego finansowania. Obok Centrum na Dolnym Śląsku są one m.in. w Kielcach czy Gdańsku. To jednak nadal działania – jak mówi jeden z naszych rozmówców – garstki zapaleńców.