Projektantom ciuchów nie wiedzie się chyba zbyt dobrze, bo postanowili zstąpić z piedestałów swojej wspaniałości i wyciągnąć swoją boską rękę do zwykłego, ciemnego ludu ubranego w dżinsy z Tesco. Jako pierwszy ideały zechciał zdeptać Maciej Zień. I to zdeptać dosłownie, bo zaprojektował dywaniki do łazienki. Sprzedaje je w Biedronce. Są białe, kwadratowe i zrobione z materiału, który wchłania wilgoć – dokładnie takie, jakie możecie kupić w każdym innym sklepie za 4,99 zł. Różnią się wyłącznie gigantycznym napisem „Zień” wytłoczonym na całej powierzchni. Napis ten kosztuje 30 zł – po 7 zł za każdą literę plus 2 zł za kreseczkę nad „n”.
Prócz dywaników polski guru od ciuchów zrobił dla Biedronki także ręczniki. Jakie? Zgadliście – białe, kwadratowe, wykonane z materiału wchłaniającego wilgoć. I z gigantycznym napisem na całej powierzchni. Teraz macie niepowtarzalną okazję chwalenia się przed znajomym, że po kąpieli zawsze wyciera was Zień. A jeżeli kupicie sobie jego szlafrok, to będziecie mogli nawet mówić, że Zień świetnie na was leży. Do tego jednak potrzebujecie jeszcze być mężczyzną.
Myślę, że teraz pan Maciek powinien zaprojektować wycieraczki pod drzwi. Na jednej stronie mogłoby być napisane „Zień dobry”, a na odwrocie „DowiZienia”. Dobrym pomysłem wydaje mi się też seria środków czystości przeznaczonych dla zakładów karnych, którą nazwać by można „Mokry więZień”. I jeszcze papier toaletowy! To byłby pierwszy produkt pana Maćka, którego z czystym sumieniem (i nie tylko) używałbym zgodnie z przeznaczeniem, nie odczuwając przy tym zażenowania.
A teraz wychylmy głowę z naszego lokalnego podwórka i sprawdźmy, co słychać w sklepach H&M, gdzie pojawiła się właśnie kolekcja ciuchów od Kenzo. Tym, którzy nie wiedzą, o co chodzi, podpowiadam – to trochę tak, jakby Dacię zaprojektowali ludzie odpowiadający za kształty Ferrari. No więc, kto z was chciałby chodzić w męskim kombinezonie a la tygrysek, utrzymanym w kolorystyce „zwymiotowany szpinak w sosie śmietanowym”? Albo w czapce z napisem tak wielkim, że litery „K” i „O” spotykają się na potylicy? Zresztą nieważne, co wybierzecie z nowej kolekcji. I tak będziecie wyglądali jak lump z dworca, który sweter założył na nogi, spodnie na ręce, kurtkę na lewą stronę, a następnie cały obsypał się konfetti i brokatem. Cała ta wspaniała kolekcja Kenzo wygląda, jakby ktoś obrobił kontenery Caritasu w całej Polsce, a następnie pozszywał ze sobą to, co w nich znalazł. I to zupełnie przypadkowo – nie przejmował się takimi drobiazgami jak krój, kolory i rozmiary. Efekt: nie znam ani jednej osoby nieprzebywającej w zakładzie dla obłąkanych, która uznałaby, że jest to modne i ładne.
Przez moment zastanawiałem się, co by się stało, gdyby np. Hyundai zatrudnił Kenzo do zaprojektowania nowej elantry. Auto miałoby kolor przetrawionego żurku, na jego dachu pojawiłaby się kokarda, klamki miałyby kształt wielkich złotych guzików, błotniki pokryto by błyszczącym celofanem, zaś deskę rozdzielczą wykonano w całości z waty. Nie sądzę, abyście chcieli wyjechać czymś takim z garażu i pokazać się ludziom. Jednak jeszcze gorzej by było, gdyby elantrę zaprojektował Zień. Wówczas mielibyście zwykłą elantrę, która na nadwoziu ma napis „Zień” tak wielki, że gołym okiem widać go z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Wasze poczucie wstydu byłoby więc międzygalaktyczne.
Całe szczęście Koreańczycy zaprojektowali nową elantrę bez pomocy ludzi uważających się za artystów. I muszę przyznać, że świetnie im wyszła. Jest jak dżinsy Levi’s i klasyczna biała koszula – dobra na każdą okazję. Wystarczająco elegancka, ale jednocześnie codzienna. Dobrze zaprezentuje się i w waszym garażu, i przed waszym biurem, i pod teatrem, i na weekendowym pikniku w lesie.
Dawno nie jeździłem tak zwykłym samochodem, w dobrym tego słowa znaczeniu. Ma pięć miejsc, całkiem spory bagażnik, dobre wyposażenie, a wszystkie przełączniki umieszczone są dokładnie tam, gdzie spodziewałem się je znaleźć. W środku jest cicho, radio gra przyzwoicie, a kierownica i fotel mają taki zakres regulacji, że spokojnie każdy znajdzie wygodną pozycję dla siebie. Gdy przekręcicie kierownicę w lewo, to samochód skręci w lewo, gdy w prawo – pojedzie w prawo. Kiedy naciśniecie hamulec, elantra się zatrzyma, a gdy wdepniecie w podłogę gaz – zacznie przyspieszać. W wersji ze 136-konnym dieslem robi to nie za szybko ani nie za wolno. Po prostu tak, jak tego oczekiwałem, i dodatkowo bardzo płynnie rozwija moc. Skrzynia ma sześć biegów służących do jazdy do przodu i wszystkie działają bez zarzutu. Podobnie jak zawieszenie, które na wiejskich dziurawych drogach gwarantuje wystarczający komfort, a na autostradach – wystarczającą stabilność.
Jeżdżąc tym autem przez kilka dni, doszedłem do wniosku, że jest jak kanapa w moim salonie – po prostu idealnie spełnia swoje zadanie. I nic ponadto. Są samochody emocjonujące, szybkie, mocne, duże, piękne i jest elantra. Auto zbudowane przez człowieka, który tak naprawdę kompletnie nie interesuje się motoryzacją. Chciał po prostu stworzyć ładny, normalny, wygodny środek transportu z punktu A do punktu B dla swojej czteroosobowej rodziny. I bardzo dobrze mu to wyszło. Myślę, że H&M teraz powinno poprosić go o stworzenie jakiejś normalnej kolekcji ubrań. Takich, w których wygląda się jak człowiek, a nie Szalony Kapelusznik z „Alicji w Krainie Czarów”.
/>