Kilkudziesięciu Polaków już od kilku dni koczuje w swoich samochodach ciężarowych. Zaczyna brakować wody, a Bułgarzy nic nie robią sobie z apeli polskich dyplomatów o pomoc humanitarną - mówi IAR Janusz Kowalski, jeden z kierowców stojących na granicy.
Jak opowiada, bułgarskie służby udzielają pomocy wyłącznie swoim rodakom, pomijając TIR-y z innych europejskich państw. "W żaden sposób już sobie nie radzimy, bo nie mamy wody i tak dalej. Poszedł kolega 2 kilometry do jakiegoś domostwa, to przyniósł wodę, bo ktoś nam życzliwie udostępnił, ale trudno żebrać o jedzenie" - relacjonuje kierowca, dodając, że niemożliwe jest też zrobienie zakupów, gdyż w pobliżu autostrady prowadzącej do granicy nie ma większych miejscowości.
Janusz Kowalski mówi, że korek na przejściu granicznym Kulata-Promachonas sięga prawie 40 kilometrów. Bezterminową blokadę granic ogłosili greccy rolnicy. Protestują przeciwko zmianom w systemie emerytalnym i podatkowym, które zamierza wprowadzić rząd. "Na granicy urzędują greccy traktorzyści. Wygląda na to, że bawią się świetnie, winko popijają" - relacjonuje Janusz Kowalski i mówi, że policja odcina dostęp do protestujących.
Przejścia graniczne zablokowali również kierowcy ciężarówek z Bułgarii, ponieważ greccy rolnicy nie wywiązali się z zapowiedzi przepuszczania samochodów przez kilka godzin dziennie.
Główny Inspektorat Transportu Drogowego informuje o możliwości wykonywania przewozów do Grecji i z Grecji tranzytem przez terytorium Macedonii bez jakichkolwiek zezwoleń. Janusz Kowalski twierdzi jednak, że nie jest to takie proste, gdyż tam - jak mówi - niezbędna jest odprawa celna, co oznacza konieczność posiadania większej ilości środków. Dodatkowo niezbędny jest pełny pakiet ubezpieczeń, np. zielone karty. "Tam ponosi się bardzo dużo kosztów, trzeba mieć wszystkie dokumenty przede wszystkim odprawę i fakturę poniżej 10 tysięcy euro" - dodaje kierowca.
Według nieoficjalnych informacji, w związku z trwającym weekendem trudno spodziewać się poprawy sytuacji na granicy grecko-bułgarskiej.