Celejewski: Trzeba w sposób agresywny wyrwać rynek konkurentom
Będzie pan kontynuował politykę Sebastiana Mikosza?
Sytuacja finansowa LOT-u w krótkim i średnim okresie jest stabilna. Będę stawiał na rozwój przewoźnika i dążył do tego, żeby spółka była sprawna i efektywna. Pod tym względem tak.
Jest pan do wyborów czy na dłużej?
To pytanie do właściciela.
Czy Indigo jako potencjalny inwestor strategiczny dla LOT-u wciąż jest przy stole rozmów?
Rozwój LOT-u jest możliwy tylko przy wsparciu inwestora zewnętrznego, dlatego proces prywatyzacji trwa. Z naszej strony jest determinacja, by go zakończyć. Wciąż prowadzone są rozmowy.
Jakie cele stawia przed sobą p.o. prezes LOT-u?
Chcę odbudować pozycję przewoźnika w relacjach z klientem, a do tego potrzebna jest silna aktywizacja sprzedaży. LOT od dwóch lat się restrukturyzuje, nauczył się dobrze pilnować kosztów. Produkt jest coraz lepszy. Czas na walkę od strony przychodowej. Trzeba w sposób agresywny wyrwać rynek konkurentom.
To w tym celu zaoferował pan pół miliona biletów z cenami niższymi nawet o 50 proc.?
Celem tej kampanii jest kontakt z tym segmentem rynku, z którym LOT do tej pory nie miał styczności. Efekty są obiecujące. Aż 60 proc. biletów kupili klienci unikalni: osoby, które do tej pory z nami nie podróżowały. Staramy się niwelować wizerunek drogiej linii i docierać do tych, którzy nie brali pod uwagę LOT-u przy planowaniu podróży.
Prezes Mikosz obiecywał połączenia długodystansowe. Co zostało z tych planów?
Od stycznia nastąpi 30-proc. wzrost naszej oferty. Na początku roku LOT zacznie latać do Tokio, a jesienią do Seulu i Bangkoku.
Miały być jeszcze co najmniej dwa dalekie połączenia. Miami, Delhi, Shenzen?
Kolejne połączenia będą sukcesywnie ogłaszane, ale w sprawie konkretnych kierunków decyzja jeszcze nie zapadła.
Kiedy LOT się restrukturyzował, konkurenci nie spali. Jaki jest plan na walkę z nimi?
Konkurenci wykorzystali te dwa lata na umocnienie swojej pozycji. Działamy na jednym z najbardziej konkurencyjnych światowych rynków. Trzy gigantyczne grupy od lat realizują politykę konsolidacyjną, wyniszczając mniejszych graczy.
Co panu przeszkadza w Locie?
Brak wystarczającej liczby dużych samolotów. Wizz Air i Ryanair już dziś latają większymi samolotami na tych samych trasach co my. A większa podaż miejsc przekłada się na większą elastyczność oferty.
Czy jest możliwy rozwój połączeń z lotnisk regionalnych przez LOT?
W krótkim i średnim okresie nie. Niezbędna jest konsolidacja wokół Lotniska Chopina, którego rola powinna rosnąć. Trzeba budować warszawski hub i odbierać klientów przewoźnikom, którzy dziś królują w portach regionalnych, oferując im całą siatkę LOT-u.
Przeszedł pan z PKP Intercity do LOT-u. To nie jest niedozwolona konkurencja?
Widzę tu raczej synergię. Układ geograficzny Polski jest stworzony dla kolei. Siłą LOT-u na połączeniach krajowych była dotychczas niska jakość infrastruktury kolejowej, ale to się zmienia. Jeśli PKP Intercity ma co godzinę pendolino z ponad 400 miejscami, a my wykorzystujemy np. bombardiery Q400 z niespełna 80 miejscami, to tu rywalizacja o pasażera w ruchu „point to point” nie jest priorytetem. Dla LOT-u połączenia krajowe mają kluczową rolę przede wszystkim w budowaniu ruchu przesiadkowego w Warszawie na inne europejskie i międzykontynentalne rejsy.
Będzie wspólna oferta z PKP Intercity?
Trwają rozmowy w tej sprawie. W tej chwili wyzwaniem jest technologia. Co do kwestii biznesowych jesteśmy zgodni – taka oferta byłaby korzystna dla pasażera.
Do niedawna popularna była teza, że LOT-owi powinno się pozwolić zbankrutować. Jak się pan do niej odnosi?
Upadłość LOT-u spowodowałaby marginalizację całej branży lotniczej w Polsce: od dostawców paliw do Lotniska Chopina. Żaden zagraniczny przewoźnik nie będzie miał motywacji do rozwijania Warszawy jako hubu. Okęcie, tak jak lotnisko w Budapeszcie po upadku Maleva, stałoby się kolejnym portem dostarczającym pasażerów do innych dużych zagranicznych hubów. ©?