Elżbieta Bieńkowska obiecała, że pilotażowy elektroniczny pobór opłat na trasie A1 z Torunia do Gdańska zadziała w przyszłe wakacje. Jej miejsce zajęła Maria Wasiak i zamiast pilotażu na tym odcinku będziemy mieli nowe bramki
Kierowcy jadący nad morze latem 2015 roku będą zaskoczeni. Koncesjonariusz Gdańsk Transport Company (GTC) pracuje nad rozbudową systemu bramek między Toruniem i Gdańskiem. Trwają już prace projektowe. W Nowej Wsi pod Toruniem zostaną dobudowane trzy pasy ruchu: jeden na wjazd od południa i dwa na wyjazd z północy. W Rusocinie pod Gdańskiem przybędą dwie bramki – obie do zjazdu w kierunku Trójmiasta. – Postaramy się, żeby były one w pełni funkcjonalne do następnych wakacji – przyznaje Aleksander Kozłowski, doradca zarządu GTC.
W Nowej Wsi dwie bramki będą rewersyjne. Oznacza to, że kierunek przejazdu da się zmieniać w zależności od natężenia ruchu. To będą pierwsze tego typu urządzenia w Polsce (są stosowane np. na autostradach w Hiszpanii). Każda to wydatek ok. 2 mln zł. Po co budować bramki, skoro system ma być elektroniczny? Na razie ustawa o autostradach płatnych i Krajowym Funduszu Drogowym (KFD) uwzględnia jedynie manualny pobór opłat od aut osobowych. Na GTC ciążą też zapisy z umowy koncesyjnej, które zobowiązują spółkę do rozwijania systemu bramkowego.
– Zgodnie z kontraktem jesteśmy zobowiązani do rozbudowy punktów poboru opłat, kiedy średnie roczne natężenie ruchu przekroczy założone poziomy. A w tym roku tak się stało – tłumaczy Aleksander Kozłowski. Jednocześnie koncesjonariusz podkreśla, że podjęcie decyzji o rozbudowie bramek nie zmienia jego podejścia do systemu elektronicznego. – Tylko wprowadzenie elektronicznego poboru opłat może rozwiązać problem korków w czasie największego natężenia ruchu – zaznacza nasz rozmówca.
Koncesjonariusz czeka jednak na instrukcje ze strony ministerstwa. A tam nic o nich nie wiadomo. Jak się dowiedzieliśmy, prace nad elektronicznym systemem poboru opłat w resorcie infrastruktury zwalniają zamiast przyspieszać. – Prace jeszcze trwają, projekt rozwiązań w tym zakresie chcielibyśmy jak najszerzej skonsultować, także społecznie – deklaruje rzecznik MIR Piotr Popa. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że nie wpłynęły jeszcze wszystkie elementy analizy sposobów płatności na autostradach, przygotowywane przez URS. Firma ma na to czas do połowy października. A to kolejny pretekst dla nowej minister, by opóźniać podjęcie decyzji.
Zaciągnięcie hamulca w MIR dostrzega też Krzysztof Król, członek powołanej przez wiceministra Zbigniewa Rynasiewicza grupy roboczej do spraw alternatywnych metod płatności na autostradach. – Rozwiązanie problemu korków na autostradzie A1 może zaważyć na wyniku przyszłorocznych wyborów parlamentarnych – ocenia. Problem jest o tyle poważny, że po oddaniu odcinka trasy S8 do Sieradza większość aut jadących ze Śląska na Pomorze wybierze autostradę A1. – A to oznacza gwałtowny przyrost ruchu w przyszłym roku. Najlepiej byłoby podjąć jakieś decyzje do końca października – alarmuje specjalista.
A zaczęło się dobrze. Pod koniec września, tuż przed odejściem z rządu, Elżbieta Bieńkowska zapowiedziała, że najpóźniej od 2017 r. na drogach zacznie działać elektroniczny pobór opłat. Pilotaż został wyznaczony już na 2015 r. właśnie na A1. System ma być oparty na tzw. OBU, dystrybuowanych bezpłatnie urządzeniach pokładowych, za pomocą których kierowcy będą płacić za każdy przejechany kilometr. Ich posiadanie ma być obowiązkowe dla użytkowników autostrad.
To była jednak tylko rekomendacja. A potrzeba jeszcze decyzji kierunkowej nowej minister Marii Wasiak. Potem konieczna jest też nowelizacja ustawy o autostradach płatnych i KFD oraz ustawy o drogach publicznych. Trzeba m.in. wprowadzić procedury administracyjne dotyczące ściągania kar od niepłacących kierowców osobówek. Dziś takiej potrzeby nie ma, bo kierowcy nie ominą szlabanu. Taka operacja musi być skonsultowana z resortem finansów, musi przejść przez Rządowe Centrum Legislacji i stanąć na komitecie sterującym Rady Ministrów. Potem jeszcze komisje sejmowe, parlament i prezydent. A to nie koniec, bo potrzebne są też zmiany w umowie koncesyjnej między resortem infrastruktury a GTC.
Teraz sprawa trafiła na biurko nowej minister. – Elżbieta Bieńkowska odeszła o kilka tygodni za wcześnie. Pod nowym kierownictwem sprawa się rozmyje. Na pilotaż w wakacje nie ma żadnych szans, stąd decyzja o nowych bramkach – taką opinię usłyszeliśmy w kuluarach resortu. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) dystansuje się od sprawy. – Wspieramy resort w każdych działaniach. Ale stronami umowy na A1 są ministerstwo i koncesjonariusz – ucina jej rzecznik Jan Krynicki.
Pozycja Elżbiety Bieńkowskiej w rządzie – jako wicepremiera – była znacznie silniejsza niż Marii Wasiak. Na dodatek ta ostatnia uchodzi za człowieka Sławomira Nowaka, który mimo licznych sygnałów z branży nie wykazywał zainteresowania likwidacją bramek. A każda zwłoka w instalacji elektronicznego poboru opłat oznacza, że kierowcy będą dłużej jeździć za darmo autostradami budowanymi na Euro 2012. Rząd podjął już bowiem decyzję, że nie będzie rozwijał systemu bramkowego na swoich odcinkach. A szacowane potencjalne wpływy z będącej w zarządzie GDDKiA A2 ze Strykowa do Konotopy, która dziś jest darmowa, to nawet 200 mln zł rocznie.
Pomysł pilotażu na A1 to pokłosie sytuacji z lipca tego roku, kiedy kierowcy utknęli w gigantycznych korkach w drodze nad morze. To wtedy ówczesny premier Donald Tusk podjął decyzję o otwarciu bramek w sierpniowe weekendy. Sierpniowa operacja kosztowała podatników 20 mln zł. Tyle rząd musiał przekazać z rezerwy budżetowej do KFD.