Narastający od prawie czterech lat konflikt między udziałowcami lotniska w Modlinie może się skończyć jego bankructwem. Adam Struzik, marszałek Mazowsza, oskarża państwowe Porty Lotnicze o to, że blokują wszelkie próby ratowania portu. PPL nie zgodził się na udzielenie kredytu przez bank, a także na podniesienie kapitału przez samorząd województwa. Państwowy udziałowiec odrzucił też propozycję francuskiej firmy Egis, która deklarowała, że chce zainwestować w port 10–20 mln euro.

Nie chce przystać zarówno na odsprzedanie Francuzom swoich udziałów, jak i na wejście ich do spółki jako piątego udziałowca. Teraz PPL twierdzi, że zgodzi się na pomoc, tylko jeśli będzie solidny plan naprawczy finansów spółki. Przypomina, że nawet przed pandemią, kiedy port obsługiwał 3 mln pasażerów rocznie, to i tak przynosił straty. Według wiceprezesa PPL Stefana Świątkowskiego w tej sytuacji dokładanie pieniędzy „to dolewanie wody do dziurawego wiadra”. Problemem mają być głównie niskie opłaty lotniskowe, które ponosi jedyna linia korzystająca z portu – irlandzki Ryanair. Przewoźnik przed laty rzeczywiście wynegocjował dla siebie bardzo korzystny cennik. Wykorzystał awarię pasa startowego w 2012 r. Choć wcześniej latał także węgierski Wizz Air, to po tej wpadce do powrotu udało się namówić tylko Ryanaira. W dobie pandemii najpewniej nie zgodzi się na niższe stawki. Zresztą cennik został skonstruowany tak, że w przypadku znacznie niższej liczby obsługiwanych podróżnych linia płaci za pasażera więcej. 10-letnia umowa Modlina z Ryanairem kończy się w 2023 r. i na pewno wtedy warto zadbać o to, by nowe warunki gwarantowały większe przychody.
Tyle że port może do tego momentu nie doczekać, a do jego upadku w dużej mierze przyczyniłby się PPL. Dziwić może jego troska o przychody lotniska, skoro przed laty zablokował dokapitalizowanie przez Mazowsze kwotą 50 mln. Można też zapytać, dlaczego znany z liberalnych poglądów szef PPL Stanisław Wojtera tak się broni przed wejściem do spółki prywatnego inwestora. Przy negowaniu wszystkich inicjatyw strony samorządowej przedsiębiorstwo nie ucieknie od posądzeń, że blokując ratowanie Modlina, chce zapewnić lepszy start dla portu w Radomiu, na którego przebudowę wykłada ponad 500 mln zł. Choć lotnisko ma być gotowe w przyszłym roku, to przewoźnicy nie palą się do zadeklarowania stamtąd lotów. Zwłaszcza że po pandemii ruch lotniczy będzie przez kilka lat wracał do dawnych poziomów. W efekcie Okęcie prędko się nie zatka, a wtedy to Radom może się okazać prawdziwym „dziurawym wiadrem”. Zamknięcie Modlina byłoby zaś stratą nie tylko dla Warszawy, lecz także w dużej mierze dla mieszkańców północno-wschodniej Polski, którzy licznie z niego korzystali.