Największa przewoźnik w Polsce – Przewozy Regionalne – od lat przynosi straty i z każdym rokiem traci pasażerów. W ubiegłym roku – według nieostatecznych informacji, bo jeszcze nie zakończył się audyt – Przewozy przyniosły w 2013 r. 50 mln zł straty netto. Nowy prezes Tomasz Pasikowski, który został tu ściągnięty z sektora bankowego przez wicepremier Elżbietę Bieńkowską, szacuje stratę na 2014 r. na ok. 30 mln zł. Celem na 2015 r. ma być wyjście na zero lub uzyskanie niewielkiego zysku.
Źródłem dodatkowych przychodów ma być sprzedaż nieruchomości za kilkadziesiąt mln zł. Pod młotek pójdzie np. siedziba spółki w Warszawie. Będzie renegocjacja umów z dostawcami i redukcja liczącej dziś 9,7 tys. osób załogi.
Na razie pewne jest jedno: będą kosztowne analizy zlecane na zewnątrz. Prezes Pasikowski zapowiedział wybór doradcy, który policzy warianty restrukturyzacji Przewozów Regionalnych. Działanie ma sfinansować Agencja Rozwoju Przemysłu. Wyniki poznamy do końca września. I to będzie już kolejny plan restrukturyzacji Przewozów.
Koncepcje wciąż są dwie. Po pierwsze – regionalizacja, czyli podział samorządowego molocha na 5–6 mniejszych spółek obejmujących po 2–3 województwa. Po drugie – nacjonalizacja, czyli wycofanie się z usamorządowienia i powrót do modelu sprzed 2008 r., kiedy PR były częścią PKP. Według naszego informatora zbliżonego do resortu ten drugi wariant jest podtrzymywany przy życiu głównie po to, żeby uspokoić związki zawodowe.
Oba warianty zakładają oddłużenie spółki ze środków publicznych. Łączny historyczny dług sięga 1,2 mld zł. Postawiony przez resort finansów warunek oddłużenia jest taki, że przygotowane zostanie rozwiązanie, które zapewni trwałą rentowność.
W parlamencie czeka ustawa umożliwiająca bankructwo Przewozów Regionalnych, ale jest sztucznie wstrzymywana. – Jeśli chcesz przegrać wybory, to pewnego dnia zatrzymaj pociągi regionalne w całym kraju – mówi Adrian Furgalski.