Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju planuje wprowadzenie obowiązku karania mandatem kierowcy (także gdy nie jest on właścicielem samochodu) za brak aktualnych badań technicznych pojazdu. Dziś zależy to od decyzji policjanta i zdarza się raczej sporadycznie.
Pierwsze zmiany w zakresie badań diagnostycznych weszły w życie 1 stycznia 2014 r. Od tego dnia diagności mają obowiązek odnotować stan licznika pojazdu przy każdym okresowym badaniu. Ale jak pisaliśmy w lutym, nowe regulacje niewiele zmieniły. Liczniki dalej są przekręcane, a diagności nie mają narzędzi, by to weryfikować. Przyznaje to resort Elżbiety Bieńkowskiej. – Nowelizacja przepisów, które weszły w życie z 1 stycznia br., jest pierwszym krokiem utrudniającym proceder kręcenia liczników – mówi Piotr Popa, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.
Choć jednego problemu związanego z badaniami technicznymi nie udało się rozwiązać, rząd bierze się do kolejnych. W lutym do resortu trafiły 22 tezy wypracowane przez specjalny zespół roboczy, w skład którego weszli m.in. eksperci, przedstawiciele branży diagnostycznej i samorządowcy. Zmiany w ustawach i rozporządzeniach mają być gotowe jeszcze w tym roku, co oznacza, że przynajmniej część mogłaby wejść w życie w 2015 r.
Głóna idea – wprowadzenie obowiązkowych sankcji na kierowcę, w sytuacji gdy używany przez niego samochód nie posiada ważnych badań technicznych. Ma to ujednolicić niejasne przepisy. Bo dziś z karaniem bywa różnie.
Jak tłumaczy Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji, w przypadku stwierdzenia, że auto nie ma ważnych badań, policjant może odebrać kierowcy dowód rejestracyjny i wyznaczyć mu termin wykonania badań technicznych. Ale mandat w wysokości od 20 do 500 zł może nałożyć wyłącznie na właściciela pojazdu (a nie każdy kierujący nim jest). – Zamiast mandatu możliwe jest też pouczenie – dodaje Wasiak. Wszystko zależy od decyzji policjanta. Jak słyszymy od jednego z funkcjonariuszy drogówki, jako że grzywna za brak badań nie jest ujęta w taryfikatorze, policjanci wolą nie wystawiać mandatów, by nie narażać się na proces sądowy.
– Rzecz w tym, by mandaty były ujęte w taryfikatorze, a więc aby sytuacja nie podlegała każdorazowej interpretacji przez policjanta. I ważne jest to, by można je było wystawiać wszystkim kierowcom, a nie tylko właścicielom aut – wyjaśnia osoba z grupy roboczej. Dodatkowo wymóg w postaci obowiązkowych nalepek na rejestracje spowoduje, że samochód bez aktualnych badań łatwiej będzie wychwycić na drodze.
MIR wskazuje, że wprowadzenie sankcji wymaga zmian ustawowych. – Obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowuje się do zmian w kodeksie wykroczeń, stosowne zmiany zostaną zgłoszone w toku prowadzonych uzgodnień międzyresortowych – mówi Piotr Popa z MIR.
Kary mogą sięgnąć jeszcze dalej. Grupa robocza proponuje, by koszty z tytułu użytkowania pojazdu przedsiębiorcy mogli odliczać tylko wtedy, gdy będą posiadać ważne badania techniczne. MIR nie mówi nie, jednak zaznacza, że ostateczna decyzja leży w gestii Ministerstwa Finansów.
Branża diagnostyczna popiera kierunek zmian. Ale też obawia się ich skutków. Na rynku działa ok. 4,1 tys. stacji kontroli pojazdów, a to o wiele za dużo. Jak przewiduje pełnomocnik Stowarzyszenia Kierowników Stacji Kontroli Pojazdów Mieczysław Janczyk, część stacji nie sprosta nowym wymaganiom i trzeba będzie je zamknąć. – Wiele używa nieco starszego sprzętu, nie wiadomo więc, czy będą spełniać nowe wymogi, np. w zakresie przesyłania danych do centralnych rejestrów – wyjaśnia.
Przy okazji zmian branża próbuje ugrać coś dla siebie. Naciska na rząd, by podwyższył ceny za przeprowadzane badania techniczne. Dziś za standardowy przegląd samochodu osobowego trzeba zapłacić niecałe 100 zł. – Od 10 lat nie były waloryzowane ceny za badania techniczne. Ze strony branży pojawiają się sugestie, by cena badania wynosiła ok. 150 zł. Ministerstwo widzi potrzebę tej regulacji, ale wciąż odkłada ją w czasie – mówi Mieczysław Janczyk.
Diagności odwołują się do przykładu wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego, które przy okazji ostatnich zmian w egzaminach na prawo jazdy wywalczyły sobie niemal 30-proc. podwyżkę cen egzaminów (również tłumacząc, że ceny nie były waloryzowane od 2006 r.). Ale jak twierdzi jeden z naszych informatorów, w tym przypadku scenariusz podwyżek jest mało prawdopodobny z uwagi na zbliżające się wybory.