Narodowy przewoźnik bierze od europosłów za przelot nawet trzy razy więcej niż konkurenci. Dyktat cenowy w lotniczym połączeniu z Warszawy do Brukseli przechodzi najśmielsze oczekiwania. Za przelot do Brukseli zapłacić już trzeba tyle, ile do uważanego za bardzo drogi Paryża czy Londynu.
Narodowa linia żąda za bilet w obie strony, i to w klasie ekonomicznej, 800–900 zł. W klasie biznes cena windowana jest w zależności od terminu wylotu dwu-, a nawet trzykrotnie.
Konkurenci za tę samą trasę chcą trzy razy mniej. Jedyną niewygodą jest to, że lot do siedziby Unii Europejskiej trzeba odbyć z przesiadką w jednym z europejskich portów. – Z LOT-em podróżuje u nas tylko ten, kto musi – mówi anonimowo pracownik Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego w Polsce.
Dlatego na niedawne seminarium do Brukseli grupa dziennikarzy podróżowała przez Kopenhagę z SAS. Cena biletu 300 zł od osoby, ale podróż dwa razy dłuższa.
Sławomir Nitras, poseł do Parlamentu Europejskiego, który rzadko lata do Brukseli z Warszawy, bo bliżej i łatwiej mu jechać do Berlina, tłumaczy, że częściowo za monopol LOT-u odpowiada Lufthansa. Po przejęciu Brussels Airlines niemiecki gigant zrezygnował z bezpośredniej trasy z Brukseli do Warszawy. Umowa pomiędzy Polską a Belgią zabrania operowania na tej trasie przewoźników innych niż z tych dwóch krajów. W zamian Lufthansa zaoferowała trasę przez Frankfurt. Tyle że równie drogą co LOT-owska.
– Obecnie LOT jest monopolistą, jeżeli chodzi o połączenia bezpośrednie z Warszawy do Brukseli – mówi Łukasz Neska z serwisu eSky.pl. Jednak wzrost cen na tej trasie staje się powoli faktem także wśród innych tradycyjnych linii. Nawet uznawany za tani Air Baltic żąda już za bilet do Brukseli – i to z przesiadką – minimum 800 zł. Zagraniczni konkurenci LOT-u dostrzegli wzrost cen w naszej linii i idą jej śladem. Do windowania cen dodatkowo zachęca ich to, że jest to trasa biznesowa. Rzadko kto patrzy tam na koszty.
I to postanowił wykorzystać Wizz Air. – Zdecydowaliśmy się na uruchomienie połączeń nawet siedem razy w tygodniu – mówi Daniel De Carvalho z Wizz Air. Bilety są dwa razy tańsze niż w Locie, ale ekspert eSky.pl zaznacza, że Wizz Air ląduje w Charleroi, lotnisku oddalonym od stolicy Belgii o 60 km. Poza tym ciężko jest ocenić w przypadku tych linii, ile naprawdę kosztuje bilet. Do kwoty wyjściowej są doliczane opłaty za dodatkowe usługi, np. przewóz bagażu, oraz po wylądowaniu za dojazd do miasta.
To powoduje, że agenci lotniczy, którzy współpracują z Parlamentem Europejskim i kupują bilety dla europosłów, unikają tych przelotów. – Dlatego LOT jako monopolista na trasie może sobie pozwolić na to, by cena biletu była nieco wyższa niż w przypadku innych lotów na trasach europejskich – dodaje Neska.
Takie czysto komercyjne podejście nie jest do końca usprawiedliwione. Narodowa linia istnieje bowiem dzięki dotacji z budżetu. W grudniu 2012 r. dostała od Ministerstwa Skarbu Państwa 400 mln zł. Do 20 czerwca resort ma przedstawić w Komisji Europejskiej plan naprawczy, który usprawiedliwi tę pomoc i pozwoli uniknąć oskarżeń o niedozwoloną prawem europejskim pomoc publiczną.
Prezes LOT-u Sebastian Mikosz zapewnia, że firma miewa się świetnie. Tymczasem z dnia na dzień powiększa się zastęp ekspertów, którzy uważają, że jest dokładnie inaczej.
Zbigniew Sałek, członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Menedżerów Lotnisk, zauważa, że o ile bilety do Brukseli są drogie, to na innych trasach linia przeprowadziła prawdziwą wyprzedaż. W ten sposób przewoźnik chce ratować swoją płynność. Wiele jednak wskazuje na to, że szefowie linii zapomnieli, iż pasażerów trzeba będzie jeszcze za tę cenę przewieźć.

Współpraca: Martyna Węglewska

LOT istnieje tylko dzięki państwowym dotacjom