Przyszedł czas na odświeżenie sobie wiedzy o stosunkowo niewielkich, ale dość znaczących elementach gospodarki, jak oszczędzanie, a konkretnie – parabanki. Czyli Amber Gold. Bonusowo dostaliśmy lekcję z linii lotniczych: fajnie, gdy można sobie wszędzie tanio polecieć. Tyle że na końcu trzeba znaleźć kogoś, kto zechce za to zapłacić. Jeśli nie kupujący bilet, to właściciel linii lotniczej (nawet jeśli jest to piramida finansowa).
Skoro mowa o lotnictwie. Możemy mieć jeszcze jedną lekcję lotniczą. A właściwie lotniskową.
Z lotniskami sprawa jest dość skomplikowana. Najpierw trzeba wyłożyć setki milionów na budowę, przy czym można oczywiście liczyć na wsparcie lokalnych polityków (tak naprawdę to oni decydują o tej budowie, przychodzi im to dość łatwo, bo w końcu własnych pieniędzy nie wydają) i Unii Europejskiej (widać nic tak nie przyczynia się do wzbogacenia regionu, jak posiadanie lotniska). Ale gdy lotnisko już mamy, trzeba jeszcze skłonić do latania dwie ważne grupy: pasażerów i linie lotnicze. Tu zaś wola polityczna nie wystarczy. Muszą być faktyczne potrzeby – i to po obu stronach. Ludzie chcieliby latać z każdego miejsca. Czy będą skłonni zapłacić tyle, ile wymagałby właściciel samolotu, to już inna sprawa.
Nowym lotniskom, na których politycy już wkrótce będą przecinać wstęgi czy dopiero pracują nad budową, należy oczywiście życzyć powodzenia. Nawet jeśli na początek zaoferują loty tylko do Oslo i Luton (Świdnik) albo w promieniu trochę ponad 100 km, mają już kilka konkurencyjnych portów (Radom). Jeśli szczęście im nie dopisze, okaże się, że gładki pas startowy i piękny terminal mogą wprawdzie zaspokoić próżność lokalnej władzy, ale niewiele więcej.