Idzie wiosna, a wraz z nią dobre wiadomości dla kierowców diesli. Wczoraj, po raz pierwszy od 19 października ubiegłego roku, olej napędowy kosztował w hurcie mniej niż benzyna 95. Zdaniem analityków w najbliższym czasie podobne zjawisko zobaczymy także na rynku detalicznym. Czyli na stacjach.
Litr diesla w PKN Orlen kosztował dokładnie 5,5 zł brutto – o trzy grosze mniej niż standardowej benzyny. Jako pierwsze zareagowały na ta zmianę stacje w Białymstoku – tam już wczoraj olej był tańszy od benzyny, choć zaledwie o 1 grosz. – Na stacjach w innych miastach ta tendencja będzie widoczna za tydzień, może za dwa tygodnie – uważa Jakub Bogucki, analityk z firmy E-petrol. Zmiany tłumaczy zbliżającą się wiosną. – Kończy się sezon grzewczy, więc tradycyjnie zaczyna spadać popyt na oleje, a rośnie na benzyny. I to nie tylko w Polsce, ale w całej Europie oraz w Stanach Zjednoczonych – mówi.
Wyścig benzyny z dieslem / DGP
Im bliżej lata, tym różnica w cenie pomiędzy obydwoma paliwami będzie większa. Możliwe, że już na początku kwietnia ON będzie o 10 – 15 groszy tańszy niż bezołowiówka. I pozostanie na tym poziomie do końca wakacji. We wrześniu ceny obu paliw znowu zaczną się ze sobą zrównywać, a w październiku olej napędowy ponownie wyprzedzi Pb 95. I tak będzie już co roku.
Niestety, na tym dobre wiadomości się kończą. Bo fakt, że olej napędowy będzie tańszy od benzyny, nie oznacza wcale, że będzie tani. Choć od początku stycznia dolar osłabił się w stosunku do złotego o około 15 proc., to za ropę i tak płacimy coraz więcej. – Wszystko przez to, że w górę poszły ceny surowca na światowych rynkach – tłumaczą koncerny naftowe. Wczoraj baryłka ropy Brent na giełdzie w Londynie kosztowała ponad 120 dol., podczas gdy jeszcze na początku lutego było to 110 dol. Ostatni raz ropa była tak droga na początku maja ubiegłego roku. Jednak wtedy za dolara płaciliśmy zaledwie 2,7 zł, co przekładało się na bardzo atrakcyjne – z dzisiejszego punktu widzenia – ceny paliw. Zarówno benzyna, jak i olej napędowy kosztowały wtedy poniżej 5 zł.
Co więcej, jeszcze w styczniu wydawało się, że ceny baryłki ropy ustabilizowały się w widełkach między 100 a 110 dol. – nie odchylały się poza te liczby od początku listopada. Co zatem odpowiada za ich nagły wzrost w ostatnich tygodniach? – Najpierw Iran wstrzymał eksport ropy do Francji i Wielkiej Brytanii. Teraz mamy nerwową sytuację w Syrii i obawy, że tamtejsze niepokoje rozleją się na inne kraje produkujące ropę – tłumaczy Jakub Bogucki z E-petrol i przypomina sytuację sprzed roku, kiedy zamieszki w Tunezji, Egipcie i Libii w ciągu zaledwie miesiąca wywindowały ceny ropy o 20 proc. Jego zdaniem obecna sytuacja na rynku ropy nieprędko się zmieni i baryłka może pognać w kierunku poziomu 130 dol.
Jeszcze gorzej, że może zmienić się sytuacja na rynku walutowym. – Od kilku tygodni złoty praktycznie nieprzerwanie zyskuje na wartości do euro i dolara. Innymi słowy, walutowa sprężyna naciąga się coraz bardziej i w pewnym momencie będzie musiała puścić. Czyli czeka nas korekta – uważa Michał Woźniak, szef dilerów walutowych w Invest-Banku. Dodaje, że trudno określić, czy powinniśmy się jej spodziewać już w ciągu najbliższych kilku dni, czy raczej tygodni, ale możliwe, że wywinduje ona dolara z powrotem do pułapu 3,2 zł.
Gdyby taki scenariusz się ziścił, ceny na stacjach rozpoczną szybki marsz w kierunku 6 zł. Wygląda zatem na to, że kierowcy diesli będą mieli powody do radości, tyle że będzie to radość przez łzy.