Segment vanów w ciągu dekady rozrósł się tak bardzo, że dzisiaj pod względem różnorodności dorównuje klasie aut kompaktowych. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie – zarówno pod względem rozmiarów, jak i ceny.
Jaki jest najlepszy samochód? Oczywiście służbowy. A jeszcze lepiej, jeżeli można używać go także po godzinach w celach prywatnych. Zdaje sobie z tego sprawę coraz więcej firm, które swoje floty zaopatrują w rodzinne vany. – To rodzaj systemu motywacyjnego. Na co dzień auto jest narzędziem pracy, w weekend pracownik może spakować do niego rodzinę i wyjechać za miasto – wyjaśnia Przemysław Karpiński, kierownik floty w jednej z łódzkich firm dystrybuujących kosmetyki.
Tego typu pojazdy to także bardzo dobra alternatywa dla osób samozatrudnionych czy prowadzących małe firmy – jeden samochód może im służyć zarówno do wykonywania działalności, jak i rodzinnych wyjazdów. Dlatego coraz częściej zamiast np. focusa wybierają nieco większego i tylko nieznacznie droższego c-maxa, albo opla zafirę zamiast astry.
Błyskotliwą karierę vany zaczęły robić dopiero na przełomie wieków – jeszcze w pierwszej połowie lat 90. XX w. ich całkowity udział w europejskim rynku ledwie przekraczał 1 proc., a dostępne w tym segmencie modele można było policzyć dosłownie na placach jednej ręki. W dodatku były droższe nawet od limuzyn. Wszystko zmieniło się, gdy Renault zaprezentowało pierwszego minivana – model Megane Scenic. Bazował on na zwykłym kompaktowym Megane, był od niego tylko o 10 proc. droższy, za to oferował nieporównywalnie więcej miejsca we wnętrzu.
Udział modelu scenica w całkowitej sprzedaży Megane w ciągu trzech lat sięgnął 10 proc. To zachęciło innych producentów do pójścia w ślady francuskiej marki. Efekt: dzisiaj segment różnych rozmiarów vanów liczy dokładnie 23 modele. I to nie wliczając w to mikrovanów, jak Opel Meriva, Kia Venga czy Ford Fusion, zbudowanych na bazie miejskich modeli.
Europejscy klienci przyjęli wszelkie formy vanów zaskakująco chętnie – jak wyliczyło belgijskie stowarzyszenie ACEA, zrzeszające największych producentów aut, ich łączny udział w rynku motoryzacyjnym w 2010 roku przekroczył 14 proc., choć nie było to rekordem. W latach 2004 – 2005 co piąte sprzedawane na Starym Kontynencie auto należało do tego segmentu.
W Polsce, zależnie od roku, udział vanów w całym rynku waha się między 5 a 10 proc. Największą popularnością cieszą się minivany, czyli konstrukcje zbudowane na platformach tradycyjnych kompaktów. To właśnie po nie najchętniej sięgają firmy. Powody są czysto finansowe. – Zdecydowaliśmy się na model C-Max bo był zaledwie o 6 tys. zł droższy od standardowego Focusa. Rata leasingowa jest o 150 zł wyższa, a pracownicy cieszą się znacznie przestronniejszymi i wygodniejszymi autami – tłumaczy Karpiński.
Rynek jest tak różnorodny, że każdy znajdzie na nim coś dla siebie. Samo Renault oferuje trzy vany – zwykłego Scenica, ten sam model w wersji wydłużonej oraz przepastne Espace z siedmioma pełnowymiarowymi fotelami. Seat, który już od kilku lat ma w ofercie model Altea oraz Altea XL (także w wersji z napędem na cztery koła), ostatnio powiększył gamę o siedmioosobową Alhambrę – pełnowymiarowego vana w cenie poniżej 100 tys. zł, co eksperci uznają za prawdziwą okazję. Nie zmienia to faktu, że po wyposażeniu samochodu w lepszy silnik i wszystkie możliwe dodatki cena może dojść do 200 tys. zł. To jednak i tak znacznie mniej niż wart jest Mercedes klasy R – jedno z nielicznych aut premium mogące aspirować do segmentu vanów. W podstawowej wersji kosztuje 240 tys. zł, lecz jego topowe odmiany warte są nawet pół miliona złotych. Idealny wybór dla właściciela firmy, który jest szczęśliwym posiadaczem pokaźnego majątku i piątki dzieci.