W niektórych województwach marszałkowie będą słono dopłacać do pociągów. A na przetargi poczekamy nawet 10 lat.
W ostatnich dniach trwały gorączkowe negocjacje między marszałkami województw i największą spółką kolejową Polregio (dawniej Przewozy Regionalne) w sprawie wieloletnich umów na dofinansowanie przewozów. To był ostatni dzwonek na zawarcie kontraktów, bo w następnych latach, zgodnie z wymogami Unii Europejskiej, konieczne będą przetargi na przewoźników. W ostatnich dniach nerwowo było zwłaszcza w województwie kujawsko-pomorskim. Pasażerowie nie byli pewni, czy w niedzielę, w pierwszym dniu obowiązywania nowego rozkładu jazdy, pociągi wyjadą na tory. Wreszcie na kilkanaście godzin przed zmianami w rozkładach region podpisał umowę. Tyle że zakłada ona spore cięcia i ubędzie aż jedna trzecia kursów. Od początku stycznia pociągi znikną np. z trasy między Kutnem i Włocławkiem. Szef Polregio Artur Martyniuk oskarżył marszałka regionu Piotra Całbeckiego, że skazuje dużą część mieszkańców na wykluczenie komunikacyjne. Marszałek odpowiedział, że w czasie pandemii musi się przyglądać każdej wydawanej złotówce. A przez koronowirusa pociągami jeździ znacznie mniej podróżnych i taka sytuacja może utrzymywać się jeszcze przez kilka miesięcy. Obiecał, że po zawieszeniu kursów pociągów wyjadą autobusy zastępcze. Umowa między woj. kujawsko-pomorskim a Polregio została podpisana tylko na rok. Na kolejny okres region będzie musiał wybrać przewoźnika w przetargu.
Eksperci wskazują, że w przypadku pozostałych województw widać ogromne dysproporcje w kosztach przewozów zlecanych spółce Polregio. Z zestawienia przygotowanego przez Piotra Rachwalskiego, byłego szefa Kolei Dolnośląskich, a teraz prezesa PKS Słupsk, wynika, że najniższą stawkę – 13,6 zł za tzw. pociągokilometr, czyli za przejazd jednego kilometra przez pociąg – zapłaci Dolny Śląsk. Na drugim biegunie jest woj. lubelskie, gdzie stawka będzie prawie trzy razy wyższa – 38,2 zł. W przypadku większości pozostałych województw oscyluje między 21 a 25 zł (wspomniane wcześniej woj. kujawsko-pomorskie wynegocjowało 23 zł).
Skąd tak ogromne różnice w opłatach? – Są dwa najważniejsze powody. Niższe stawki wynegocjowały te regiony, które oprócz zlecania przewozów Polregio mają jednocześnie własnych przewoźników. Negocjowały z pozycji „możemy podpisać z wami umowę, ale nie musimy”. Właśnie tak było w przypadku Dolnego Śląska, który w ostatnim przetargu na tabor zagwarantował sobie możliwość znacznego zwiększenia skali zamówienia – wyjaśnia dr Michał Beim, ekspert transportowy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Dodaje, że drugim czynnikiem, który wpływa na cenę, jest jakość oferty. – Jeśli jest dobra, pociągi jeżdżą często i korzysta z nich znacznie więcej pasażerów. Wtedy wpływy z biletów są większe i dopłaty można obniżyć. Tu też dobrym przykładem jest Dolny Śląsk, który w ostatnich latach jest rekordzistą pod względem przyrostu liczby podróżnych – zaznacza Beim. Dodaje, że pewne znaczenie ma też gęstość zaludnienia. Im wyższa, tym wpływy z biletów są większe.
Rzecznik samorządu województwa lubelskiego Remigiusz Małecki twierdzi, że nie da się łatwo porównać umów podpisanych w różnych regionach. Kontrakt, który Lubelszczyzna zawarła z Polregio oprócz przewozów, zawiera także koszty utrzymania taboru. A na wysokość dopłaty wpływają też różne formy udostępniania taboru. Województwo zapowiada, że od końca 2021 r. Polregio będzie dzierżawić od regionu zamówione w fabryce Newag nowe pociągi. W efekcie łączna kwota dotacji, która w ciągu 10 lat wyniesie 1 mld 140 mln zł, zostanie pomniejszona o ponad 75 mln zł.
Ale nawet po uwzględnieniu dodatkowych usług ta stawka nadal będzie dość wysoka. Michał Beim podkreśla, że regiony nie powinny się wiązać z jednym przewoźnikiem aż na dekadę (większość umów będzie podpisana właśnie na 10 lat). – Lepszym rozwiązaniem byłyby umowy na 3–4 lata, a potem ogłoszenie przetargu – zaznacza Beim. W Czechach, gdzie duża część przewozów jest zlecana w przetargach i – co ważne – przewoźnik musi sobie sam sprawić tabor, udaje się uzyskać konkurencyjne ceny. Koszt jednego pociągokilometra to 120–140 koron, czyli ok. 20–24 zł.