Są przypadki karania przez policję kierowców komunikacji publicznej za przewóz pasażerów ponad określony limit. Grozi im mandat, chociaż nie mają wpływu na liczbę osób w pojeździe.
DGP
Od soboty przewóz pasażerów regulują ostrzejsze zasady: autobus, tramwaj, metro zmieszczą najwyżej tylu pasażerów, ile wynosi połowa liczby miejsc siedzących albo 30 proc. wszystkich (co najmniej połowa miejsc siedzących musi być wolna).
– W warunkach normalnie funkcjonujących szkół i zakładów pracy te obostrzenia są niemożliwe do spełnienia przez publiczny transport zbiorowy – mówi Marcin Gromadzki z Public Transport Consulting.
Warszawski ZTM w poniedziałek skierował maksymalną liczbę taboru. Wyjechało ponad 1,5 tys. autobusów, ok. 40–50 więcej niż zwykle podczas porannego szczytu, i 425 tramwajów – o osiem więcej, a i tak zdarzały się przepełnienia.
Do braku pojazdów i kierowców dochodzą bariery finansowe. – Ani samorządów, ani przewoźników komercyjnych nie stać na zapłatę za tak dużą liczbę kursów, aby limity nie były przekraczane – podkreśla Marcin Gromadzki.
I chociaż do przepełnień nie dochodzi z winy kierowców czy motorniczych, to zdarzają się próby pociągnięcia ich do odpowiedzialności. – W siedmiu przypadkach kontrole policyjne zakończyły się wnioskiem do sądu skierowanym przeciwko kierowcom – informuje Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław.
Jeszcze w kwietniu rzecznik praw obywatelskich alarmował, że kierowcy obawiają się kar. Zaznaczał jednocześnie, że przepisy nie wskazują, kto decyduje o tym, kto wsiada do pojazdu oraz czyja to odpowiedzialność. Na problem zwracała uwagę Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej. Rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji mówił wówczas, że policjanci w uzasadnionych przypadkach są zobligowani prawnie do wyciągania konsekwencji wobec kierowców.
Jest to jednak kontrowersyjne. – Zadaniem kierowcy i motorniczego nie jest liczenie pasażerów, ale bezpieczne prowadzenie pojazdu – zaznacza Krzysztof Balawejder. I dodaje, że każdemu z pracowników MPK gwarantował i nadal gwarantuje wsparcie prawne.
W przypadku wrocławskich kierowców w dwóch przypadkach sąd odmówił wszczęcia postępowania. W pozostałych pięciu sprawach od wyroków nakazowych zostały wniesione sprzeciwy. Trzy postępowania zakończyły się odroczeniem, jedno odmówieniem ukarania i umorzeniem, a ostatnie jeszcze czeka na rozstrzygnięcie.
Aby egzekwować przestrzeganie limitów, prowadzący pojazd musiałby co przystanek wysiadać z kabiny i żmudnie liczyć pasażerów. To wydłużyłoby czas przejazdu, a więc zwiększało prawdopodobieństwo zakażenia. Po drugie prowadzący pojazd, poza apelem do pasażerów, nie ma innych możliwości, aby wyegzekwować przestrzeganie zasad.
Jak przypomina Marcin Gromadzki, zdarzało się już, że długotrwałe dyskusje z pasażerami paraliżowały transport miejski na sporym obszarze.
KGP poinformowała, że nie gromadzi danych o liczbie mandatów wystawianych kierowcom. Nie wszędzie takie przypadki się zdarzają: nie odnotowano ich w Warszawie, Opolu i Olsztynie. ©℗
OPINIA

Sprzeciw środowiska nie dziwi

Adrian Misiejko prawnik w Dr Ziemski & Partners Kancelaria Prawna w Poznaniu
Artykuł 54 kodeksu wykroczeń przewiduje zagrożenie karą grzywny do 500 zł albo karą nagany za wykroczenie przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych. Taki charakter mają zaś przepisy rozporządzenia Rady Ministrów z 9 października 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, wydane na podstawie art. 46a i 46b ustawy z 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Ustawa ta w art. 46 ust. 4 pkt 1 wprost zezwala na wprowadzenie czasowych ograniczeń określonego sposobu przemieszczania się (m.in. do tego przepisu odsyła art. 46b pkt 1, który znajduje się w podstawie prawnej wydanego rozporządzenia).
W mojej ocenie umożliwia to wprowadzenie limitów miejsc m.in. w autobusach komunikacji miejskiej. Przepis par. 26 ust. 1 pkt 2 rozporządzenia Rady Ministrów wyraźnie wskazuje, że środkami publicznego transportu zbiorowego „można przewozić w tym samym czasie nie więcej osób”, niż wynika to z ustalonych procentowo ograniczeń. W mojej ocenie oznacza to, że wykroczenia może dopuścić się kierowca autobusu. Nic dziwnego, że budzi to sprzeciw tej grupy zawodowej. Jeżeli mielibyśmy pozostawić dotychczasowy kształt funkcjonowania komunikacji miejskiej, to dopilnowanie przestrzegania limitów przez kierowców jest praktycznie niemożliwe. Tutaj ujawnia się kluczowa rola organizatorów i operatorów publicznego transportu zbiorowego, którzy powinni uwzględnić zakres nowych obowiązków zarówno przy ustalaniu rozkładów jazdy, jak i przy poleceniach kierowanych do swoich pracowników.