Koronawirus dramatycznie pogarsza sytuację przewoźników. Branże apelują do resortu infrastruktury o działania ratunkowe.
W czasie epidemii pociągi opustoszały. PKP Intercity informuje, że liczba rezerwacji biletów zmniejszyła się o 87 proc. W związku z tym spółka odwołała ok. 60 proc. pociągów, a 8 proc. kursuje w relacjach skróconych. Duże, sięgające połowy liczby pociągów, cięcia wprowadzili też przewoźnicy regionalni. Zmusza ich do tego nie tylko chęć oszczędzenia na niektórych wydatkach (np. za energię czy za dostęp do torów), ale też tymczasowe niedobory kadry, bo wielu maszynistów czy konduktorów bierze wolne na opiekę nad dziećmi.
Ogromne spadki liczby podróżnych wiążą się z drastycznym zmniejszeniem się wpływów z biletów. Przy przedłużającej się epidemii sytuacja ekonomiczna wielu przewoźników będzie się pogarszała. Według ekspertów w stosunkowo niezłej sytuacji będzie PKP Intercity, które tradycyjnie może liczyć na dotację od Ministerstwa Infrastruktury (w tym roku ma dostać ok. 700 mln zł). W gorszym położeniu znajdą się przewoźnicy samorządowi, którzy realizują połączenia na zlecenie marszałków województw. – Przy spodziewanym spadku dochodów trudno przewidywać, że władze lokalne będą teraz w większym stopniu dotowały przewozy. Zapewne skutkiem będą cięcia wielu deficytowych połączeń – przewiduje dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej. Nie można wykluczyć zwolnień. Bartosz Jakubowski, ekspert ds. transportu z Klubu Jagiellońskiego, prognozuje, że w najgorszej sytuacji znajdzie się spółka POLREGIO (dawniej Przewozy Regionalne), która wozi pasażerów na liniach lokalnych w wielu regionach kraju. To przewoźnik, który kilka lat temu był na granicy upadłości, ale kiedy jesienią 2015 r. 51 proc. udziałów objęła państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu, sytuacja zaczęła się poprawiać. Wtedy udało się m.in. spłacić 600 mln zł długu spółki. Tyle że województwa (mają 49 proc. udziałów) w ostatnich latach nie paliły się do dotowania POLREGIO. – Dzięki wpływom z biletów przewoźnik mógł utrzymywać płynność finansową. Teraz może mu jednak grozić upadłość, bo ma wiele kosztów stałych. Nie wiadomo zaś, skąd może liczyć na dużą pomoc – mówi Bartosz Jakubowski.
Rzecznik POLREGIO Dominik Lebda stara się uspokajać. „Zarząd na bieżąco szczegółowo monitoruje sytuację i wraz z udziałowcami przygotowuje się na różne scenariusze rozwoju stanu epidemicznego w Polsce, aby zapewniać bezpieczeństwo pasażerom, pracownikom oraz zachować płynność finansową. Obecnie wszystkie obszary działalności funkcjonują bez zakłóceń i są zabezpieczone” – informuje DGP.
O bardzo trudnej sytuacji mówią w spółce Arriva RP, która m.in. realizuje połączenia w województwie kujawsko-pomorskim. To część brytyjskiej firmy, która od 10 lat należy do kolei niemieckich (Deutsche Bahn). Według ekspertów ten gigant na pewno sobie poradzi, ale przedłużające się kłopoty mogą sprawić, że firma zlikwiduje swój oddział w Polsce i wycofa się tu z działalności.
O coraz trudniejszej sytuacji przewoźników alarmują w piśmie do Ministerstwa Infrastruktury organizacje, które integrują branżę, m.in. Fundacja ProKolej czy Railway Business Forum. Domagają się od resortu konkretnych kroków ratunkowych. Według Jakuba Majewskiego z Fundacji ProKolej jednym z pomysłów byłoby zwolnienie przewoźników z płacenia w czasie epidemii opłat za dostęp do torów na rzecz PKP Polskich Linii Kolejowych. To dość duże koszty, które trzeba ponosić przy każdorazowym przejeździe pociągu. W zamian spółka dostawałaby rekompensatę od rządu. Wiadomo już, że zarządca torów z powodu dużego spadku opłat dostępowych też jest w coraz trudniejszej sytuacji.
Eksperci wskazują, że dużą pomoc dla przewoźników kolejowych zadeklarował brytyjski rząd. Ma przejąć na siebie dużą część kosztów stałych firm przewozowych, ale w zamian liczy, że będą one realizować pewną część kursów.
Ministerstwo Infrastruktury na razie nie odpowiedziało na apel branżowych organizacji.