Mimo spodziewanej zapaści w lotnictwie rząd nie przesunie w czasie budowy megaportu. Inwestycja ma rozruszać gospodarkę.
Pandemia koronawirusa dla lotnictwa będzie czymś znacznie gorszym niż poprzednie kryzysy – np. epidemia SARS czy ataki z 11 września 2001 r. – twierdzą eksperci. Według przewidywań analityków z międzynarodowego Centrum Lotnictwa CAPA do końca maja zbankrutuje połowa linii lotniczych na świecie. Sebastian Mikosz, były prezes LOT, który wyciągał spółkę z zapaści w latach 2013−2015, uważa, że 2020 r. będzie najgorszym rokiem w historii lotnictwa. Spodziewa się, że nawet po opanowaniu pandemii wielu ludzi będzie bać się latać.
Koronawirus uderzy też mocno w LOT, który swój rozwój oparł na uruchamianiu połączeń długodystansowych do USA czy Azji. Można się spodziewać, że zwłaszcza na ten ostatni kontynent podróżni jeszcze długo nie będą latali tak chętnie jak dawniej. Dlatego rząd zdaje sobie sprawę, że LOT znowu będzie potrzebna pomoc. − Należy pomóc polskiej branży lotniczej przetrwać trudny okres, kiedy hamulec będzie zaciągnięty, a docelowo pozwolić jej wrócić płynnie na ścieżkę rozwoju. Sytuacja jest dynamiczna, a decyzje będą zapadały na szczeblu rządu – mówi DGP Marcin Horała, wiceminister infrastruktury, pełnomocnik rządu ds. CPK. Nie wyklucza, że tak jak przed ośmiu laty (wtedy LOT otrzymał 400 mln zł), spółka otrzyma duży zastrzyk finansowy z budżetu. − Oczywiście, taka pomoc publiczna musiałaby być zgodna z prawem UE. Ze strony Brukseli padły już zapowiedzi zmiany dotychczasowych zasad w tej kwestii. Sytuacja jest wyjątkowa – przyznaje Horała
Powstaje jednak pytanie, co dalej z Centralnym Portem Komunikacyjnym? Lotnisko jest planowane głównie dla LOT, który liczył, że inwestycja pozwoli przewoźnikowi stać się liderem w tej części Europy. Horała mówi nam, że przygotowania do budowy CPK trwają, bo inwestycja potrzebna jest na wiele lat. − Po epidemii SARS na powrót do dawnego poziomu ruchu lotniczego trzeba było czekać około dziewięć miesięcy. Ile potrwa to teraz − tego jeszcze nie wiemy. Opierając się m.in. na ekspertyzach WHO, zakładamy jednak, że docelowo koronawirusa uda się pokonać, a wtedy pasażerowie wrócą do latania. Przypomnę zaś, że CPK ma być gotowy za około siedem lat – dodaje Horała. Zaznacza, że inwestycja może być jednym z kół zamachowych, które rozrusza całą gospodarkę w okresie spodziewanego spowolnienia. − W takiej sytuacji nie musimy się obawiać np. o to, że zabraknie mocy przerobowych w budownictwie, czego przy boomie inwestycyjnym czasem doświadczaliśmy. Wykonawstwo zapewne będzie tańsze. Chcemy też podtrzymać rozwój gospodarczy inwestycjami kolejowymi. Chodzi o realizację tzw. szprych – tras kolejowych prowadzących z nowego lotniska i Warszawy w 10 kierunkach. Stany Zjednoczone wychodziły z wielkiego kryzysu właśnie poprzez rozwój infrastruktury i duże inwestycje publiczne – dodaje Horała.
Na razie nie wiadomo, czy na te wszystkie inwestycje w najbliższych latach starczy pieniędzy. Samo lotnisko ma kosztować 25 mld zł, a 1600 km linii PKP − prawie 100 mld zł.
Sebastian Mikosz przyznaje, że nie powinno się spowalniać przygotowań do CPK. Według niego wiele ekip rządowych zaniedbało tę kwestię. Powinny doprowadzić do budowy lotniska poza Warszawą, które zastąpi ciasne Okęcie. Przyznaje, że po koronawirusie lotnictwo nie będzie rosnąć tak szybko, ale w sytuacji, w której duża część linii upadnie, LOT-owi dzięki CPK łatwiej będzie stać się regionalnym liderem. Zgadza się, że inwestycja może pomóc rozruszać gospodarkę.