Za 213 tramwajów dla stolicy Hyundai chce ponad 1,8 mld zł, a to według producenta z Bydgoszczy kwota rażąco niska. Oferta Pesy była o ok. pół miliarda droższa. Według Macieja Grześkowiaka, rzecznika polskiego producenta, w odwołaniu, które Pesa ma dziś złożyć w Krajowej Izbie Odwoławczej, mają się też znaleźć inne zarzuty, o których jeszcze nie chciał mówić.
Największe od lat zamówienie na tramwaje w Polsce wzbudza duże emocje. Pojawiły się oskarżenia, że urzędnicy warszawscy nie popierają polskiego przemysłu. Głos zabrał m.in. wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz. W liście do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego apelował o ponowne przeanalizowanie za i przeciw oraz „podjęcie decyzji z korzyścią dla polskiego przemysłu”. W piątek przedstawienia dokumentów przetargowych zażądał poseł PiS Zbigniew Gryglas. Europoseł PiS Kosma Złotowski, były prezydent Bydgoszczy, w oficjalnie piśmie zapytał Komisję Europejską, „czy zamierza zbadać wyniki przetargu w zakresie nieuczciwej konkurencji oraz sprawdzić, czy oferta Hyundaia nie jest rażąco niska”. Twierdzi, że koreańska firma nie ma wystarczającego doświadczenia i nie daje gwarancji dobrego wykorzystania dotacji unijnej dla tego kontraktu. Firma wyprodukowała bowiem wiele pociągów i składów metra, ale w przypadku tramwajów może się pochwalić dostawą jedynie 56 pojazdów dla Turcji.
Stołeczni urzędnicy podkreślają, że po analizie ofert musieli wybrać konkurenta Pesy. Tylko jego propozycja zmieściła się w kosztorysie. Dodają, że w przetargu brano pod uwagę nie tylko cenę. Punkty można było zdobyć m.in. za rozwiązanie techniczne, np. zużycie energii czy ograniczenie emisji hałasu. – We wszystkich tych kategoriach oferta firmy Hyundai była oceniona wyżej lub na równi z krajową – zaznaczają przedstawiciele Tramwajów Warszawskich.
Jak się jednak dowiedzieliśmy, w pierwszym przetargu na 213 tramwajów, który po wielu protestach został unieważniony, stolica na początku chciała ograniczyć krąg producentów. Wymagała, by firma wykazała się dostawą przynajmniej 15 tramwajów, które uzyskały homologację w krajach UE. Taki zapis zamykałby koreańskiej firmie drogę. Po jej proteście Tramwaje Warszawskie wycofały się z tego wymogu. Pozostała tylko konieczność wykazania się dostarczeniem 15 niskopodłogowych tramwajów dla dowolnego kraju. Teraz stolica twierdzi, że zakaz stawiania wymogu dostarczenia produktów na określonym obszarze znalazł się w wyrokach KIO czy orzeczeniach sądu. Potwierdził to DGP radca prawny Dariusz Ziembiński, który specjalizuje się w zamówieniach publicznych.
Za przygotowaniem oferty firmy Huyndai dla Warszawy stoi Marcin Jędryczka, który przez kilkanaście lat pracował dla Pesy. Opracowywał tam m.in. tramwaje Swing. W rozmowie z DGP twierdzi, że zgłoszona przez koreańską firmę cena nie jest zaniżona. – To cena rynkowa. Przypomnę, że w pierwszym przetargu znacznie niższą cenę zgłosił szwajcarski Stadler – mówi Jędryczka. Teraz Stadler też wystartował, ale złożył ofertę, która nie spełniła wymagań. Marcin Jędryczka nie zgadza się z zarzutem o brak doświadczenia. Zaznacza, że tramwaje traktowane są jako „lekkie pojazdy szynowe”, a do tych ostatnich zalicza się także metro czy inne pociągi, których Hyundai wyprodukował tysiące.
Według Jędryczki wybór firmy Hyundai oznacza, że polska gospodarka też na tym zyska. Nie wyklucza, że produkcja tramwajów będzie się odbywać w naszym kraju, a pewne już jest, iż duża część komponentów będzie pochodzić z Polski. Trwają już rozmowy z dostawcami. Pierwsze nowe tramwaje mają się pojawić w stolicy mniej więcej za dwa lata.