Polski Fundusz Rozwoju odkupi od firmy Altura spółkę Polskie Koleje Linowe. Na obniżkę cen biletów nie ma jednak co liczyć.
– Polskie Koleje Linowe wracają do państwa polskiego. To diament narodowy – obwieścił wczoraj triumfalnie na Kasprowym Wierchu premier Mateusz Morawiecki. Na górę wjechał wybudowaną w 1936 r. słynną kolejką, która pod skrzydła państwa ma wrócić po blisko pięciu latach. Od zarejestrowanej w Luksemburgu firmy Altura, która należy z kolei do funduszu Mid Europa Partners, spółkę odkupi Polski Fundusz Rozwoju. Jego prezes Paweł Borys nie chce zdradzać ceny kupna. Stwierdził tylko, że była bardzo korzystna.
W 2013 r. Polskie Koleje Państwowe sprzedały spółkę za 215 mln zł. PKP pieniądze przeznaczyła na zmniejszenie swojego zadłużenia. Ówczesne władze przekonywały, że koleje linowe były dotychczas źle zarządzane. Ich szefom zarzucano niegospodarność i złe gospodarowanie gruntami. Sprzedaż wywołała jednak protesty – głównie okolicznych samorządów. Przeciw sprzedaży protestował także opozycyjny PiS, który teraz podkreśla, że realizuje obietnice wyborcze.
Jeszcze w czerwcu fundusz Mid Europa oferował władzom Zakopanego sprzedaż kolejki za 524 mln zł. Samorząd uznał wtedy, że ta kwota jest nie do przyjęcia. Rząd odkupił zapewne spółkę za mniej, ale nie wiadomo, jak bardzo cena różniła się od wspomnianej oferty. Przez pięć lat nowy inwestor poczynił pewne inwestycje, ale nie były one ogromne.
Na przejęcie Polskich Kolei Linowych musi się jeszcze zgodzić Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Paweł Borys liczy jednak, że transakcję uda sfinalizować przed końcem roku. Obiecuje, że PFR będzie długoterminowym inwestorem. Oprócz kolei na Kasprowy Wierch do spółki należy także kilka innych kolejek turystycznych m.in. na Gubałówkę, na Górę Parkową w Krynicy, na Jaworzynę Krynicką czy Palenicę w Szczawnicy. PFR obiecuje teraz ich rozwój. Paweł Borys liczy m.in. na współpracę z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, samorządami i właścicielami gruntów. Ogromne nadzieje z transakcją wiąże burmistrz Zakopanego Leszek Dorula, który z ramienia PiS ubiega się o reelekcję w odbywających się za 11 dni wyborach samorządowych. Liczy, że kolejka na Gubałówkę znowu będzie służyć narciarzom, bo nowy właściciel pomoże porozumieć się z właścicielami stoku. Liczy też na inwestycje w rejonie Kasprowego Wierchu m.in. na remont wyciągu krzesełkowego w Kotle Goryczkowym, gdzie znajdują się jedyne w Polsce obok sąsiedniego Kotła Gąsienicowego stoki o charakterze alpejskim. Tyle że przeciw większym inwestycjom w rejonie Kasprowego Wierchu protestują ekolodzy, którzy sprzeciwiali się m.in. zwiększaniu przepustowości kolejki linowej. Twierdzili, że ogromna liczba turystów wwożona każdego dnia na szczyt nie sprzyja ochronie przyrody. Polski Fundusz Rozwoju twierdzi, że priorytetem „jest zrównoważony rozwój, łączący w sobie inwestycje i poszerzanie oferty turystycznej z jednoczesnym zachowaniem dbałości o środowisko naturalne”.
Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Szymon Ziobrowski cieszy się z transakcji. – Rośnie prawdopodobieństwo, że wartości, które leżą nam na sercu, będą respektowane, a inwestycje będą prowadzone w sposób zrównoważony – twierdzi. Liczy, że kwestie sporne, czyli ewentualne inwestycje, zostaną uregulowane w drodze negocjacji, a nie na sali sądowej. – Będziemy oczywiście uwzględniać wątek ekonomiczny, ale dla nas najważniejsza jest ochrona przyrody. TPN od lat wypracowuje balans między ochroną przyrody a jej udostępnianiem. Wiemy, jak zarządzać ruchem turystycznym i narciarskim, aby to było bezpieczne dla przyrody – dodaje Ziobrowski.
A co z cenami biletów? Na wysokie koszty przejazdu narzekają zwłaszcza rodziny, bo ulgi dla dzieci są prawie niezauważalne. W efekcie czteroosobowa rodzina za przejazd kolejką na Kasprowy Wierch i z powrotem musi zapłacić w sezonie aż 256 zł. Czy po upaństwowieniu kolejki można liczyć na obniżki? – Nie to było celem transakcji – mówi Michał Witkowski z PFR.
Mimo wysokich cen podróż wagonikami na Kasprowy Wierch cieszy się ogromną popularnością. W wakacje w kolejce do kasy w Kuźnicach trzeba często czekać dwie–trzy godziny. Można też kupić bilety w internecie czy w biletomatach i nie stać w kolejkach, ale wtedy za przejazd zapłacimy o ok. 30 proc. więcej.
Mieszane uczucia na temat renacjonalizacji kolejki ma Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – Po pierwsze z tą firmą nic złego się nie działo. Nie jestem zaś przekonany, że nacjonalizacja zawsze wychodzi przedsiębiorstwom na dobre. PFR powinien zaś pomagać firmom, które gorzej sobie radziły, np. Pesie. Nie znamy dokładnej ceny sprzedaży, ale na pewno prywatny fundusz na tym zarobił, a ostateczna cena była znacznie wyższa od ceny zakupu w 2013 r. Dotychczasowy właściciel wykorzystał też to, że rządowi bardzo zależało na odkupieniu kolejki – zaznacza. Według Furgalskiego po tej transakcji może też płynąć sygnał, że Polska coraz mniej przyjaźnie patrzy na prywatne inwestycje.