Jakiego rzędu kwot należy się spodziewać? Nie wiadomo. Jednak przywołując słowa premiera Mateusza Morawieckiego z kwietnia tego roku – kiedy zapowiadał, że na jesieni zostanie ogłoszony nowy program dla dróg samorządowych – miałoby to być 5 mld zł w przyszłym roku, a w kolejnych latach 2–3 mld zł rocznie.
Założenie jest takie, by wysokość dotacji była bezpośrednio powiązana z dochodem danego samorządu. Innymi słowy, im gmina biedniejsza, tym więcej trafiłoby do niej pieniędzy.
Byłyby one dystrybuowane na zasadach konkursowych, a za przeprowadzenie naboru odpowiedzialni byliby wojewodowie.
Według założeń głównymi źródłami finansowymi funduszu mają być wpłaty pochodzące z budżetu państwa i innych źródeł, m.in. spółek Skarbu Państwa.
Warto przypomnieć, że podobne rozwiązanie – również nazywane Funduszem Dróg Samorządowych – rządzący zaproponowali jeszcze w ubiegłym roku. Tamten instrument miał być jednak oparty na wpływach z nowej opłaty paliwowej, z której rząd ostatecznie się wycofał, choć miała ona zapewnić ok. 4–5 mld zł dochodów do budżetu w skali roku. Wiązało się to jednak z obciążniem kierowców opłatą w wys. 20 gr. za litr benzyny.
I chociaż pomysł upadł rok temu, to już w tym roku został zaakceptowany bez większych sprzeciwów w związku z wejściem w życie ustawy powołującej Fundusz Niskoemisyjnego Transportu. Na jej mocy wprowadzono opłatę emisyjną, która ma wynieść ok. 10 gr za litr i zagwarantuje według różnych szacunków ok. 1,7 mld zł wpływów. Duża część tej kwoty ma jednak zostać przeznaczona nie bezpośrednio na drogi, a na rozwój elektromobilności w samorządach, czyli m.in. zakup taboru i budowe stacji ładowania.
Niezależnie od tego i losów planowanego Funduszu Dróg Samorządowych pieniędzy na lokalną infrastrukturę – przynajmniej w świetle projektu przyszłorocznego budżetu – nie powinno gminom zabraknąć. Na Program Rozwoju Gminnej i Powiatowej Sieci Drogowej zaplanowano bowiem ponad 1,1 mld zł.