Samorządy przez lata wydały miliardy złotych na odnowę zdegradowanych obszarów. Ale bardzo rzadko sprawdzają końcowe efekty prac. Tak wynika z najnowszego raportu NIK.
/>
Izba przeprowadziła kontrolę w pięciu województwach (dolnośląskim, kujawsko-pomorskim, lubelskim, małopolskim i mazowieckim) oraz pięciu urzędach marszałkowskich, w jednej jednostce wdrażającej programy unijne oraz w 11 urzędach gmin. Pracownicy NIK interesowali się tym, co się działo w latach 2007–2015. Wyniki niestety nie napawają optymizmem. Izba stwierdziła, że przeprowadzone roboty w minimalnym stopniu włączyły pod względem przestrzennym zdegradowane obszary do miast, nie poprawiły się także warunki życia mieszkańców. Tymczasem rewitalizacja pochłonęła miliardy złotych. Tylko w latach 2007–2013 wydano w Polsce 8,58 mld zł (w tym dofinansowanie ze środków unijnych wyniosło 4,9 mld zł).
Chaos zamiast planu
NIK zarzuca samorządom, że nie monitorowały realizacji zaplanowanych działań. A jeśli już, to robiły to nieudolnie i niezgodnie z przyjętymi założeniami. Tymczasem brak nadzoru spowodował, że samorządy nie miały informacji o stanie realizowanych projektów oraz o zachodzących zmianach na zdegradowanych obszarach. W opinii izby zrealizowane projekty miały charakter „punktowy”, nie wykazywały wzajemnych powiązań i zintegrowanych działań w sferze społecznej, gospodarczej, infrastrukturalnej i środowiskowej na rzecz poprawy warunków życia na zdegradowanych obszarach miast.
Niewiele lepsze efekty przyniosły prace prowadzone przez prywatne podmioty, które mogły się ubiegać o unijne środki dzięki temu, że ich projekty zostały wpisane przez rady do lokalnych programów rewitalizacji. A wszystko dlatego, że samorządy w żaden sposób nie weryfikowały zamierzeń prywatnych podmiotów – wpisywano je do lokalnych planów, nie sprawdzając nawet, jaki wpływ tego typu inwestycje będą miały na osiągnięcie efektu spójności prowadzonego procesu rewitalizacji.
Nieskuteczne okazały się także działania, których celem było zwalczanie negatywnych lokalnych zjawisk społecznych i gospodarczych na zdegradowanych obszarach. Co prawda samorządy miały je zapisane w LPR, ale okazuje się, że nie konsultowały swoich zamierzeń z mieszkańcami.
Izba zwraca uwagę, że pomimo ubiegania się o unijne środki na rewitalizację infrastruktury mieszkaniowej w trzech spośród pięciu skontrolowanych województw w ogóle nie przeprowadzono naborów na takie projekty. Przy czym głównie zawinił tu ustawodawca, który nie przygotował na czas przepisów umożliwiających udzielanie pomocy publicznej na rewitalizację w ramach programów operacyjnych. Tymczasem nie wszystkie samorządy miały środki, by tego typu prace współfinansować z własnych budżetów. Równie niekorzystna sytuacja dotyczyła sposobu wykorzystania unijnych funduszy na rzecz społecznego budownictwa mieszkaniowego. W latach 2007–2013 można było pozyskiwać pieniądze z UE na adaptację budynków stanowiących własność publiczną lub podmiotów prowadzących działalność niedochodową. Samorządy – mimo że mogły pozyskać bezzwrotną dotację – rzadko z tego jednak korzystały.
Miasta się bronią
NIK podkreśla, że wyniki kontroli tym bardziej są niepokojące, że w obecnej perspektywie unijnej oraz w programach rządowych rewitalizacja została uznana za priorytetowe zadanie lokalnej polityki rozwojowej. Na ten cel do 2020 r. samorządy będą miały do wykorzystania rekordową pulę środków – 26 mld zł.
Z kolei samorządy są zaskoczone raportem. Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich twierdzi, że zarzuty postawione kontrolowanym miastom są bezpodstawne.
– Miasta prowadzą rewitalizację od wielu lat. Od czasów, kiedy jeszcze nikt nie używał takiego określenia – tłumaczy Marek Wójcik.
Zwraca także uwagę, że proces odbudowy miast musi być prowadzony powoli, bowiem najtrudniejszą sprawą w jego realizacji jest przekonanie mieszkańców takich terenów do tego, żeby wzięli udział w odnowieniu swojego otoczenia.
Niestety nie zawsze są tym zainteresowani. Powód? Obawiają się, że wpłynie to na koszty życia, chociażby podwyżkę czynszów, wzrostu cen w sklepach, bo po remontach z reguły czynsze w lokach użytkowych są podnoszone. Z kolei lokatorzy komunalni mieszkający w starych kamienicach zlokalizowanych blisko centrum obawiają się, że samorządy po zakończeniu rewitalizacji będą chciały przemeldować ich do mieszkań o niższym standardzie na obrzeżach miast.