Premier Donald Tusk poprosił Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, aby przyjrzał się cenom produktów potrzebnych do likwidacji skutków powodzi.
– W razie potrzeby rząd wprowadzi ceny urzędowe na niektóre produkty pierwszej potrzeby. Będę prosił ministra finansów, żeby mi pomógł w dokładnej ocenie, czy potrzebne jest użycie narzędzi w sprawie cen. Dostałem dramatyczną informację, że to, co najbardziej potrzebne powodzianom, jest wyraźnie droższe, niż było przed powodzią – powiedział premier Tusk podczas spotkania sztabu kryzysowego we Wrocławiu.
Możliwość ustanowienia cen urzędowych daje rządowi wprowadzenie stanu klęski żywiołowej na obszarze części województw dolnośląskiego, opolskiego oraz śląskiego, co stało się na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z 16 września 2024 r. (Dz.U. z 2024 r. poz. 1365). Ustawa o stanie klęski żywiołowej (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1897 ze zm.) dopuszcza w takiej sytuacji ograniczenia wolności i praw człowieka na terenie i w czasie obowiązywania stanu klęski żywiołowej. To ograniczenie może dotyczyć np. zakazu okresowego podwyższania cen na towary lub usługi określonego rodzaju.
Potrzebna regulacja
Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów, czy widzi potrzebę wprowadzenia cen urzędowych. W odpowiedzi dostaliśmy informację, że UOKiK bada, czy w miejscach objętych powodzią dochodzi do zmów cenowych lub nadużywania pozycji dominującej. Urząd, podobnie jak MF, pytany przez DGP o zasadność wprowadzenia cen urzędowych unika odpowiedzi.
Co na to eksperci?
Zdaniem dr. Sławomira Dudka, prezesa i głównego ekonomisty Instytutu Finansów Publicznych, wprowadzenie cen urzędowych raczej nie będzie skuteczne. – Istnieje ryzyko, że niektórych towarów zabraknie, bo regulowana cena ograniczy podaż. Istnieje wiele obiektywnych czynników wzrostu cen po stronie kosztowej. Przecież są wyższe koszty transportu, pewnych towarów nie ma w magazynach w odpowiedniej ilości, trzeba je sprowadzać z innych regionów, a tam nie będzie cen regulowanych. Bezrefleksyjne i złe ustalenie cen urzędowych spowoduje, że będą okresowe braki. I co wtedy? Kartki – mówi dr Dudek i sugeruje raczej udrożnienie podaży niż regulowanie cen.
Inaczej widzi to dr hab. Michał Kucia, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
– W mojej ocenie stan klęski żywiołowej jak najbardziej uzasadnia wprowadzenie cen urzędowych na najbardziej potrzebne powodzianom artykuły. Myślę tu o żywności czy materiałach budowlanych. Uważam, że z ustawy o klęskach żywiołowych powinno wynikać automatyczne wprowadzenie cen urzędowych w przypadku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej – podkreśla nasz rozmówca. Jak zauważa, dziś ustawa daje rządzącym taką możliwość, z której mogą, ale nie muszą skorzystać.
– Powodzianie powinni być chronieni przed tymi, którzy chcą wykorzystać ich katastrofalne położenie. Rozumiem, że mogły wzrosnąć na tych terenach koszty transportu. To może uzasadnić podniesienie cen o 5–10 proc., ale nie więcej – uważa dr hab. Kucia.
Podobnie sądzi prof. dr hab. Grzegorz Karasiewicz, dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
– Generalnie nie jestem zwolennikiem regulacji cen. To jest rola rynku, a nie państwa, które myli się, gdy usiłuje wejść w tę rolę. Jednak w takiej sytuacji jak powódź uważam, że jest to najszybszy i najskuteczniejszy sposób ochrony poszkodowanych przed tymi, którzy chcą wykorzystać ich trudne położenie i windują ceny. Wprowadzenie cen urzędowych na terenie klęski żywiołowej byłoby aktem solidarności państwa z ofiarami powodzi – ocenia prof. Karasiewicz. Jak dodaje, badanie przez UOKiK, czy nie doszło do zmowy lub wykorzystania uprzywilejowanej pozycji, to są działania, które zajmą dużo czasu, a w takiej sytuacji potrzebna jest reakcja natychmiastowa.
Nieskuteczne działania
Podobną ocenę skuteczności narzędzia obranego przez UOKiK ma adwokat Krzysztof Witek z kancelarii Schönherr Halwa Okoń Chyb sp.k.
– Zapowiedź bezwzględnej walki ze spekulantami ma bardziej wymiar polityczny niż prawny. UOKiK ma narzędzia do walki z działaniami bezprawnymi, ale nie nieetycznymi. Może karać za zmowy, ale jest to trudne do udowodnienia i wymaga wielomiesięcznych dochodzeń. To, że przedsiębiorcy podnoszą na tych terenach ceny, nie musi wynikać ze zmowy czy z wykorzystywania dominującej pozycji, ale choćby z naśladownictwa i reakcji na zwiększony popyt – mówi Witek.
Przestrzega też przed piętnowaniem wszystkich, którzy podnieśli ceny, bowiem niektórzy przedsiębiorcy też mogą mieć problem z zapewnieniem zaopatrzenia.
– Dlatego uważam, że UOKiK wiele tu zdziałać nie może. Indywidualnie konsumenci, którzy uważają, że padli ofiarą spekulantów, mogą próbować dochodzić swoich praw w sądzie, w sporze cywilnym. W najbardziej drastycznych wypadkach mogą skorzystać z drogi karnej – radzi mec. Witek. Podstawą może być par. 1 art. 304 kodeksu karnego, który mówi o wyzysku kontrahenta. Zgodnie z tym przepisem ten, kto, wyzyskując przymusowe położenie innej osoby (…), zawiera z nią umowę, nakładając na nią obowiązek świadczenia niewspółmiernego ze świadczeniem wzajemnym, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.
– Pytanie, kto z powodzian znajdzie w sobie tyle determinacji, by z tej opcji skorzystać, mając znacznie pilniejsze i ważniejsze zadania do wykonania – zastanawia się Witek.
Również Małgorzata Miś, prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów Aquila, nie wierzy, by UOKiK udało się zapobiec wzrostom cen.
– Obserwowaliśmy to samo z cenami maseczek, rękawiczek czy płynów dezynfekujących podczas COVID-19. UOKiK uruchomił, tak jak teraz, adres, na który można było przesyłać informacje o sprzedawcach, którzy zawyżali ceny. Nic z tego nie wynikło – przypomina. I dodaje, że ceny spadły, gdy spadł popyt.
– Uważam, że jeśli wtedy UOKiK nie udało się powstrzymać spekulacji, to i teraz się nie uda. Chociaż chciałam zwrócić uwagę, że ocena tego, czy ktoś miał uzasadniony powód do podniesienia cen, czy nie miał, nie jest taka prosta i trzeba to rozpatrywać indywidualnie – mówi Miś.
Jej zdaniem, jeśli rządzący chcą zagwarantować niezmienność cen na terenach dotkniętych powodziami, to mogą skorzystać z przepisów kodeksu cywilnego pozwalających na wprowadzenie cen maksymalnych.
Nieco większą wiarę w skuteczność UOKiK ma radca prawny Wojciech Janik, Senior Managing Associate, Deloitte Legal. Jego zdaniem sama zapowiedź sięgnięcia po przepisy antymonopolowe oraz zwiększenia kontroli inspekcji handlowych może skłonić część przedsiębiorców do refleksji.
– Warto jednak się zastanowić, czy wspomniane środki będą wystarczające w zaistniałej sytuacji. Zastosowanie przepisów antymonopolowych mogłoby mieć bowiem miejsce w przypadku, gdyby wzrost cen był rzeczywiście efektem zmów cenowych lub nadużywania siły rynkowej przez podmiot posiadający na danym rynku pozycję dominującą. Sam zamiar wykorzystania tej tragicznej sytuacji do osiągnięcia zysków niewątpliwie należy potępiać. Niemniej nie będzie on jeszcze wystarczający do uznania, że doszło do naruszenia reguł konkurencji – mówi Janik.
W ocenie eksperta w tak wyjątkowym przypadku jak powódź warte rozważenia byłoby skorzystanie z przepisów dot. naruszania zbiorowych interesów konsumentów, które zakazują działań sprzecznych z dobrymi obyczajami, oraz stosowania nieuczciwych praktyk rynkowych.
– Chociaż co do zasady przepisy dot. ochrony konsumenta nie powinny ingerować w swobodę przedsiębiorców w zakresie określania cen towarów i usług, wyjątkowo taka interwencja mogłaby być uzasadniona w przypadkach sprzecznego z dobrymi obyczajami wyzyskiwania krytycznego położenia, w jakim znaleźli się mieszkańcy terenów objętych powodzią, dla osiągnięcia korzyści finansowych – podpowiada Janik.©℗