Widać, że kandydaci w wyborach samorządowych wstydzą się swojej tożsamości. W środowiskach lokalnych świadomość polityczna pojawia się sporadycznie i tylko przy okazji wyborów - mówi Leszek Świętalski, dyrektor biura Związku Gmin Wiejskich RP.
Czy będzie pan głosował? I jak radzi pan mieszańcom społeczności lokalnych?
Ja zawsze głosuję. I każdy na wybory powinien pójść. Ponosimy obecnie ogromne, ujemne skutki braku edukacji o państwie, o społeczeństwie i funkcjonowaniu wspólnot samorządowych. Jest powszechna niewiedza. To nie jest wina wyborców. To wyłącznie wina systemu i państwa, które najwyraźniej odpuściło. Mnie to przygnębia, bo ludzie nie wiedzą jaki jest zakres odpowiedzialności gminy, a jaki powiatu.
Dzisiaj w mniejszych społecznościach jest o tyle prościej, że nie głosuje się na żaden program i obiecanki cacanki, ale głosuje się na człowieka. Zna się też jego personalnie. Ludzie wiedzą, jak on się prezentuje na tle lokalnej społeczności. Tam partie, bądź też rekomendacje i zacietrzewienia mają mniejszy wymiar. Zdarzają się też przypadki, że kandydaci się wręcz wstydzą poparcia politycznego. Tłumaczą, że oczywiście są z poparcia partii, ale tak naprawdę nie mają z nią nic wspólnego. To nie dopuszczalne. Wtedy rozwiązaniem powinien być własny komitet.
Przy wyborach w samorządzie polityka partii nie jest istotna?
Polityka wyborcza pojawia się już trochę od poziomu powiatowego, a szczególnie w miastach na prawach powiatu i na pewno przy wyborach sejmikowych. Natomiast „na dole” większość startuje z komitetów wyborczych własnych, a nie bezpośrednio pod banerami politycznymi. Jeżdżę trochę po Polsce i obserwuję wysyp dużych plakatów wyborczych. Panuje trend, że widnieje duże nazwisko kandydata, na jaką funkcję startuje, a gdzieś tam bardzo z boku i małymi literami, jest adnotacja przez jakie ugrupowanie jest popierany. Widać, że kandydaci w wyborach samorządowych wstydzą się tej swojej tożsamości. W środowiskach lokalnych świadomość polityczna pojawia się sporadycznie i tylko przy okazji wyborów.
Czy te wybory są ważne? Jaka jest ich relacja do wyborów parlamentarnych?
Są bardzo ważne i nie chcę się charakteryzować tym skrzywieniem, że jestem samorządowcem i pracuję dla samorządu. Oczywiście jest pełna korelacja jeśli chodzi o wybory te parlamentarne główne i później lokalne, czego też nie wszyscy właśnie pojmujemy. Od dawna panuje polaryzacja, państwo – budżet i władze lokalne i ich budżety. A jest tak że jest jedna władza. Ona dzieli się pod względem terytorialnym i budżetu państwa. Budżet jest jeden i jest realizowany w wymiarze centralnym i lokalnym.
Tylko, że to lokalnie decyduje się o strategiach rozwojowych, to lokalnie decyduje się o drodze, szkole, czy sieci kanalizacyjnej. Tego władza centralna nie realizuje, daje ew. wsparcie.
Jak wygląda współpraca rząd - samorząd. Czy cos się zmieniło? Czy po wyborach parlamentarnych rząd lepiej współpracuje z samorządem?
Jestem częstym gościem w parlamencie. Uczestniczę w pracach Komisji Wspólnej, w serii spotkań w resortach, które są bardzo istotne dla interesu samorządu w obszarach wiejskich. Chciałbym jak najbardziej wzmocnić sygnał, że zmieniło się nastawienie do samorządów.
Dlatego my zachęcamy stronę rządową do większego impetu. Wiem, że rząd natrafił na miny i wiem że zaczyna wyhamowywać. Ale w parlamencie i w rządzie jest wielu dobrych samorządowców, moich koleżanek i kolegów. Powinni wyciągać wnioski, skorzystać z danej szansy i działać. Jak się już okopią i wejdą w tryby partyjne, to może być już za późno.
To normalny efekt działalności politycznej. A najważniejsze sprawy trzeba robić na początku rozmowa z rządem na pewno jest bardziej przyjazna. Nawet z tego punktu widzenia, że w nasi dawni współpracownicy są po drugiej stronie. Liczymy, że rządzący wykorzystają wskazanie strony samorządowej, te które przede wszystkim nie wymagają żadnej kwestii finansowej. Nie obciążają budżetu i są związane wyłącznie z elementami racjonalnego działania.
Czy będzie druga tura?
W niektórych przypadkach druga tura będzie. Proszę zauważyć, jak wielu spośród organów wykonawczych, czyli wójtów i burmistrzów nie ma kontrkandydatów. Jak również bardzo wiele mandatów radnych jest już obsadzonych, bo nie ma kontrkandydatów. I nie dam sobie wmówić, że jest to wynik efektywności. Że ci dotychczasowi działacze są bardzo dobrzy czy bardzo mądrzy – to nie tak wygląda. Na taki stan rzeczy również skutecznie zapracowaliśmy sobie już słynną ustawą o ograniczeniu liczby kadencji, przy jednoczesnym braku zmiany ustroju samorządu. Również to też efekt różnego rodzaju nieprzemyślanych oświadczeń majątkowych. W ten sposób doprowadziliśmy do sytuacji, gdzie prężni przedsiębiorcy trzymają się z dala od samorządu. Bo to wiąże się z brakiem jawności prowadzenia przez nich działalności. A reszta nie chce mieć związanych rąk przez pięć czy dziesięć lat. Ci nie chcą mieć z tym nic do czynienia. Podobnie jest w parlamencie. Tam spada jakość intelektualna całego gremium na skutek coraz mniejszej ilości autorytetów, fachowców, braku odpowiedniego wykształcenia, czy znajomości prawa. Musimy się wyrwać z tej przaśności.
Z czym musi się zmierzyć wybrany samorządowiec ?
Samorządowiec musi się zmierzyć z dobrym przywódcą. Jeśli stanowią zwartą grupę i nie będą poruszać się tylko po linii partyjno-personalnej, to wcześniej czy później będą wiedzieli co w danym terenie jest potrzebne. W końcu tam żyją. Aczkolwiek zawężenie okręgów wyborczych, do jednomandatowych decyduje o walce: swój-obcy. Niektóre sołectwa w gminach wiejskich nie będą miały szansy na swojego przedstawiciela, ponieważ w sąsiedniej wsi jest więcej zwolenników lub po prostu rodziny danego kandydata.
Jeśli chodzi o organy wykonawcze, tu już sprawa wygląda nieco inaczej. Jest dwukadencyjność, a to nic innego jak konkurs piękności. Oceniamy wszystko inne, a nie to co powinno być istotne. Wielu z tych kandydatów ma prawo nie mieć zielonego pojęcia o samorządzie. Ale mimo to mogą osiągnąć sukces wyborczy. W pierwszych dniach trochę się zachłysną gratulacjami i sukcesem, ale potem trzeba rozwiązywać realne problemy. Przychodzi rzeczywistość. Musimy pamiętać, że wójt, burmistrz jest szefem zatrudnionych pracowników w urzędzie. Taki pracownik zadaje sobie od razu pytanie. Co jest dla mnie lepsze? Merytoryczny fachowiec, czy osoba która się na niczym nie zna? Czy ja się mam powstrzymać z dokumentami do podpisu, z którymi poprzednik, by mnie odesłał?
Sądzę, że najlepszym prezentem dla leniwego urzędnika, jest szef, który się na niczym nie zna. To jest duży problem i dlatego zabiegamy o „dostawienie drugiej nogi”. Kiedyś przecież zabiegliśmy o jakikolwiek system kontroli instytucjonalnej, coś na zasadzie samorządowej służby cywilnej. Mieliśmy inaczej ustawić pozycję ustrojową wójta, burmistrza, prezydenta. Tego nie zrobiono i ten organ wykonawczy ma bardzo dużą kompetencję, a wręcz nadmiar kompetencji samostanowienia. Zresztą dla wygody urzędników, którzy z tego korzystają. W końcu za ich działania odpowiada włodarz.
Współczuje tym, którzy pierwszy raz zasiądą w tych fotelach. Ale również współczuję społecznościom. Mam też nadzieję, że wybór trafia na ludzi uczciwych i że ci się będą uczyć. Mogą pytać pracowników oraz korporacje samorządowe czy też doświadczonych sąsiadów z okolicznych gmin.
To na kogo powinni zagłosować mieszkańcy w swoim samorządzie?
Trzeba przyjrzeć się charakterystyce danego kandydata. Jego dotychczasowej postawie życiowej. Jego prawości i uczciwości. To gwarantuje, że ten człowiek będzie się chciał tego fachu nauczyć i że nie będzie uległy. Nie będzie tylko „ciałem do podnoszenia ręki”.
Zatem młodość, czy doświadczenie?
Liczy się przede wszystkim doświadczenie.