Najprawdopodobniej za tydzień Donald Tusk zostanie wybrany na premiera. Dyrektorzy i ich zastępcy zatrudnieni m.in. w kancelarii premiera i ministerstwach, a także inne osoby pracujące w instytucjach rządowych mogą stracić pracę.

Dla nowych ministrów, wojewodów oraz szefów pozostałych instytucji administracji rządowej najlepiej byłoby, gdyby w chwili wejścia do urzędów mieli już ekspertów gotowych do zajmowania wyższych stanowisk w służbie cywilnej. Inaczej przez najbliższy czas grozi nam paraliż administracji rządowej. Przez osiem ostatnich lat na wielu stanowiskach pojawiły się osoby z rekomendacji ustępującego rządu Zjednoczonej Prawicy. Nowi szefowie urzędu z pewnością nie będą chcieli dalej zatrudniać tych ludzi. Wręczą dyrektorom i zastępcom odwołania. Jeśli jednak nie będą mieli zaplecza eksperckiego do zajęcia tych stanowisk, odwołania poczekają.

I tu możliwe są niespodzianki. Część dyrektorów chce sama zrezygnować lub zostać odwołana przed nadejściem nowej władzy. Powód? Nie chcą dać koalicji satysfakcji związanej z wręczaniem pism o odwołaniu z posady.

Broń obosieczna

– Mamy informację, że z chwilą zaprzysiężenia premiera zjednoczonej opozycji z pracy w administracji zaczną rezygnować dyrektorzy i inne osoby, które ewidentnie są związane z PiS. W naszym urzędzie jest co najmniej trzech dyrektorów, którzy sympatyzowali z obecną władzą. Pozostali byli z wewnętrznego naboru, ale też okazywali bardzo służalczy stosunek wobec wojewody. Wielu z nich ma świadomość, że nie mają żadnych szans na dalszą pracę, więc chcą uniknąć tego upokorzenia w postaci wręczania przez nowych szefów odwołania z funkcji – potwierdza Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim w Łodzi.

Dodaje, że zapowiedź takich działań to kolejny dowód, że służba cywilna tylko z nazwy jest neutralna politycznie.

Zjednoczona opozycja nie kryje się z tym, że chce się pozbyć ludzi związanych z PiS. Mariusz Witczak z KO, były członek Rady Służby Cywilnej, przyznaje, że trudno byłoby nowej władzy realizować program wyborczy w otoczeniu ludzi z nadania PiS, którzy często mają wątpliwe kompetencje do zajmowania tak wysokich stanowisk urzędniczych.

– Muszą się liczyć z końcem kariery w administracji rządowej – zapowiada.

Jednak z naszych informacji wynika, że ludzie zatrudniani w okresie PiS nie chcą dać nowej władzy satysfakcji.

– Będąc na ich miejscu, nie odchodziłbym przed pojawieniem się nowego szefa. Gdy wezmą udział w takiej zmasowanej akcji, to tylko utwierdzą innych w przekonaniu, że byli z nominacji partyjnej, a nie merytorycznej. Oczywiście, jeśli takie zjawisko byłoby powszechne, skutecznie utrudniłoby funkcjonowanie przez jakiś czas administracji. Wtedy czasowo i to szybko trzeba byłoby powoływać naczelników na funkcje dyrektorów – mówi dr Andrzej Pogłódek adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Porównawczego UKSW.

Podobnego zdania są inni eksperci, którzy dodają, że zapowiedź przez nową władzę czystek politycznych też nie służy służbie cywilnej.

– Osoby, które merytorycznie zostały docenione i otrzymały awans na zastępcę lub dyrektora departamentu, również mogą być mylnie traktowane jako te z nadania politycznego. Wyrzucanie niemal wszystkich prowadzi do pozbywania się ludzi, którzy mają tzw. pamięć organizacyjną, kontakty i znają funkcjonowanie administracji – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.

Już odchodzą

Z sondy DGP wynika, że wiele osób, w tym dyrektorów, które już wiedzą, że nie mają szans na pracę pod nowymi rządami, odchodzi. Część sprawdza, czy jest możliwe, że zachowają swoje stanowiska.

– Dzwonił do nas jeden z dyrektorów resortu rolnictwa i pytał, czy ma szanse na dalszą pracę na takim stanowisku. Uznaliśmy, że skoro wybrał pracę dla ustępującej władzy, to niech z nią odchodzi. My doceniamy tych, którzy nie chcieli firmować swoim nazwiskiem często kontrowersyjnych decyzji Zjednoczonej Prawicy – mówi jeden z byłych dyrektorów resortu obrony narodowej (dane do wiadomości redakcji).

W resorcie klimatu od czasu wyborów (czyli 15 pa ździernika 2023 r.) wypowiedzenie z pracy złożyło 11 osób, a zatrudniono 32 nowych urzędników. W resorcie spraw zagranicznych pięć osób zajmujących stanowiska dyrektorskie zostało odwołanych z tej funkcji. Kolejne 10 osób zdecydowało się na odejście z pracy. Co ciekawe, tam pojawiło się w tym okresie 36 nowych osób, które zostały przeniesione służbowo z innych urzędów lub wskutek wyroków sądowych przywrócone do pracy. W Ministerstwie Finansów od wyborów pracę na wyższym stanowisku w służbie cywilnej zakończyły dwie osoby (dyrektor i zastępca dyrektora) – na własny wniosek. Dodatkowo odeszło siedmiu innych pracowników, ale na miejsce odchodzących zatrudniono 35 nowych osób.

Zjednoczona opozycja zapowiada, że będzie sprawdzać, z czego wynika tak duży i nagły przyrost zatrudnienia urzędników.

– Będziemy analizować wszystkie decyzje, które zostały ostatnio podjęte przez odchodzącą władzę. Z pewnością bardzo zastanawiające jest to, że na miejsce odchodzących zatrudnia się znacznie więcej urzędników. Te decyzje, zwłaszcza podjęte od czasu wyborów, trzeba przejrzeć i być może unieważnić albo podjąć decyzję o zakończeniu zatrudnienia – zapowiada Mariusz Witczak. ©℗

ikona lupy />
Średnie zarobki brutto w administracji rządowej w 2022 r. (tys. zł) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe