Bankowość, system rozliczeń i zasięgi sieci komórkowych, e-commerce i płatności online. To usługi, które swoją skutecznością zawstydzają kolejne nieudane, zbyt skomplikowane i za drogie e-usługi państwowe. Może by więc te publiczne połączyć z prywatnymi i w ten sposób usprawnić administrację?
To popularne, bardzo medialne hasło. W końcu w sektorze prywatnym elektroniczne rozwiązania świetnie się sprawdzają. Ma on doświadczenie niezbędne do kolejnych inwestycji, a państwo nie powinno się zamykać na sektor komercyjny, tylko czerpać z niego i z nim współpracować. Taka filozofia kryje się za współpracą z bankami przy elektronicznych zgłoszeniach do programu 500+, przy pomyśle użycia portali abonenckich telekomów do logowania się do platformy ePUAP czy przy planie stworzenia karty ubezpieczenia zdrowotnego połączonej z kartą płatniczą.
zobacz także:
I powiedzmy sobie jasno: to myślenie świetne, prawidłowe i jak najbardziej godne pochwały. Szczególnie gdy połączymy je z takimi wizjami ułatwienia nam życia, jak dowód osobisty w smartfonie, czytnik tęczówki w urządzeniu rozpoznający właściciela/użytkownika/obywatela albo zdalny, szybki i wygodny dostęp do wszystkich urzędów i do służby zdrowia. Super! Przyszłość jest tu i teraz! Tylko czy ta wizja nie jest aż zbyt świetna?
Nie znam usługi bankowej czy telekomunikacyjnej, która byłaby darmowa. Przecież doskonale wiemy, że „konta za 0 zł” czy „rozmowy bez limitu” to nic więcej, jak chwyty marketingowe. Kto jak kto, ale te branże nie robią nic z dobroci serca. Jaki mają więc interes w pomaganiu państwu w budowie e-administracji? Zerknijmy na bilans zysków i strat. Państwo będzie odciążone z zadań, z którymi nie do końca daje sobie radę. Z drugiej strony, skoro jego obowiązki częściowo przejmą jakieś firmy, to czy wciąż będzie miało nad nimi kontrolę?
Obywatele dostaną wygodniejsze usługi, które mogą sprawić, że kontakty z administracją będą intuicyjne i wygodne. Ale wystarczy, że coś pójdzie nie tak z technologią albo firma, której celem przecież nie jest dobro społeczne, lecz wypracowanie zysku, uzna, że jednak go nie ma, i zrezygnuje z udostępniania swoich zasobów administracji, obrazi się czy po prostu zbankrutuje. Nagle nasze hipernowoczesne cyfrowe dowody mogą zniknąć, a wygodne połączenie usługi prywatnej i publicznego kontaktu z urzędem przestanie działać.
Jeżeli ktoś tu będzie naprawdę wygrany, to właśnie biznes. Bo o ile nawet na początku oferuje usługi czy pomoc państwu za darmo, o tyle – jak doskonale wiemy – okres promocji zawsze kiedyś się kończy. Zazwyczaj za szybko. I zazwyczaj trzeba zaraz sięgnąć głęboko do kieszeni. We współpracy przy e-administracji za kolejne działania na pewno trzeba będzie zapłacić. I to nie tylko w postaci kontraktów o pewnych konkretnych wartościach, ale przede wszystkim w walucie dużo cenniejszej – naszych danych.
zobacz także:
Danych medycznych, które pojawią się w kartach płatniczych i do których w jakimś zakresie banki na pewno będą miały dostęp. Danych geolokalizacyjnych w smartfonach z aplikacjami z dowodami osobistymi, dzięki którym operatorzy będą mieli dokładny wykaz, po co, gdzie i kiedy korzystaliśmy z potwierdzenia tożsamości – czy to był zakup wina w sklepie, czy biletu na samolot. Danych o dochodach, a więc także możliwościach płatniczych, kredytowych czy inwestycyjnych przy bankowej obsłudze państwowych opłat i wpłat, choćby takich jak te z programu 500+.
A takie dane mają dziś wręcz przeogromną wartość. Im więcej mają ich korporacje, tym łatwiej nas policzyć, uszeregować i hodować. Bo dziś świat jest jak wielka farma. Nie hoduje się tu jednak owiec ani świnek, nie sadzi się marchewki i ziemniaków, nie zbiera się jaj i nie doi krów. Na tej farmie hoduje się, sadzi, zbiera i doi informacje o ludziach, tak by łatwiej stargetować ich pod kolejne plany sprzedażowe.
No dobrze, ale może warto ponieść takie ryzyko, stracić trochę prywatności, jeżeli dzięki temu będzie naprawdę żyło się lepiej? – W końcu korporacje wiedzą, jak to robić, by było sprawnie, a państwo – szczególnie nasze – powinno się od nich uczyć – zakrzykną zwolennicy modelu liberalnego.
Tylko czy korporacje naprawdę są aż tak sprawne? Jakkolwiek by było, nasze niedoskonałe państwa trwają od wieków, a niektóre nawet tysięcy lat, a korporacja z najdłuższym na razie stażem, czyli Holenderska Kompania Wschodnioindyjska, działała niecałe dwa stulecia. Jedno jest pewne: korporacje potrafią maksymalizować zyski. A to przy budowie e-administracji, która w polskim wydaniu na razie tylko generuje koszty, bardzo by się przydało. Tak więc prędzej czy później w kooperację z nimi trzeba będzie wejść. Tylko podobnie jak przy podpisywaniu umowy o kredyt czy abonament komórkowy zapoznajmy się najpierw bardzo dokładnie z regulaminem usługi.
mpm(2016-04-19 13:42) Zgłoś naruszenie 10
Jeżeli wszystko mogą przejąć korporacje to czy instytucja państwa będzie w ogóle potrzebna ? Tak serio to uważam, że ludzie robią bardzo wiele w kierunku aby popełnić zbiorowe e-samobójstwo. Wmawiają nam, że od e-cośtam nie ma odwrotu, wmawiają, że od islamizacji europy też nie ma odwrotu itd. itp. To wszystko wmawiają nam e-specjaliści od wypalania mózgów.
OdpowiedzKuba(2016-04-19 11:45) Zgłoś naruszenie 00
No wlaśnie -dlaczego ostroznie ,niech ta bestia żre wlasny ogon.
OdpowiedzPan Murzyński - Filipiński(2016-04-19 14:07) Zgłoś naruszenie 00
Cała heca z outsourcingiem nie jest tak naprawdę tak przejrzysta jak się o niej mówi. Polskie prawo a w szczególności prawo pracy w ogóle nie zna takiego pojęcia. Firmy działają na podstawie interpretacji która mówi, że coś o czym jest mowa w prawie europejskim musi być dozwolone i u nas. Oczywiście .nie wszyscy się z tą interpretacją zgadzają, bo stosując konsekwentnie tą interpretację skazujemy się sami na bycie kondominium europejskim. Najdziwniejsze jest to, choć patrząc z perspektywy formacji która która wtedy rządziła krajem, już tak bardzo to nie dziwi, że tak naprawdę outsourcing służy de facto do uszczuplenia wpływów do ZUS i odebraniu przywilejów socjalnych pracownikom. Jestem ciekaw co nowa władza zrobi z tym kukułczym jajem, czy będzie go wysiadywać, czy wyrzuci. Prawdę mówiąc jest to dla mnie jedna z form testu na zapowiadaną solidarność społeczną
Odpowiedz