- polski samorząd jest upartyjniony, tak samo jak upartyjnione są samorządy w państwach starej Unii. Jeśli w danej radzie czy sejmiku zasiadają przedstawiciele partii X, Y i Z, które konkurują ze sobą pod względem tego, co i kiedy ma być zrobione na rzecz lokalnej społeczności, to na tym polega istota funkcjonowania samorządu terytorialnego we współczesnym państwie - mówi Jacek Pokładecki.
Samorząd jest upolityczniony?
Każda instytucja władzy jest strukturą polityczną. Samorząd nie jest wyjątkiem. Jeżeli radni bądź wójt rozstrzygają, czy przeznaczą środki z budżetu na budowę szkoły lub stadionu, to jest to rozstrzygnięcie w kategoriach polityki lokalnej. Mówienie o samorządzie apolitycznym kładzie się cieniem na właściwym rozumieniu istoty jego funkcjonowania.
Kiedy w Polsce mówi się „upolityczniony”, mamy chyba na myśli „upartyjniony”.
Tak, polski samorząd jest upartyjniony, tak samo jak upartyjnione są samorządy w państwach starej Unii. Jeśli w danej radzie czy sejmiku zasiadają przedstawiciele partii X, Y i Z, które konkurują ze sobą pod względem tego, co i kiedy ma być zrobione na rzecz lokalnej społeczności, to na tym polega istota funkcjonowania samorządu terytorialnego we współczesnym państwie.
Tak byłoby w idealnym świecie. W rzeczywistości wygląda to inaczej.
Jeśli aktywność radnych zamiast lokalnego interesu determinuje przynależność partyjna, a przy okazji angażują się oni w jakieś spory światopoglądowe, to wypaczają ideę samorządu. Niestety, w Polsce cały czas tak się dzieje, co oznacza tylko, że percepcja władzy lokalnej jest u nas wciąż na bardzo niskim poziomie.
Wyborcy i media bardzo się cieszą z niepartyjnych kandydatów. Czasownik „odpartyjnić” robi zawrotną karierę.
Znakomita większość tych kandydatów wcześniej należała do struktur partyjnych! Kiedy na plakacie wyborczym takiego kandydata napisane jest „samorządowiec, a nie polityk”, to jest to forma kamuflażu i zatajania przed wyborcą powiązań z lokalnymi działaczami.
Być może dlatego, że u nas utarło się, że fachowy równa się niepartyjny. Nawet mówi się o „bezpartyjnych fachowcach”.
Powiem panu tak: dzisiaj nie jest trudno zostać radnym. Wystarczy założyć komitet i zebrać podpisy, a następnie przeprowadzić dobrą kampanię. Tylko zapominamy, że taki niezależny kandydat łatwo może paść ofiarą lokalnych grup interesu. Wtedy zamiast działać na rzecz społeczności, działa na rzecz tych grup. Formą obrony przed tym są partie, które na lokalnym poziomie dokonują weryfikacji i wstępnej selekcji kandydatów.
Partie dbające o jakość kandydatów? Trudno w to uwierzyć.
W Polsce większość obywateli ogranicza się tylko do głosowania, nie angażując się w kontrolę lokalnej władzy. W takiej sytuacji partie pełnią funkcję kontrolną niejako w naszym imieniu. To jest korzystna sytuacja, która wpływa na jakość funkcjonowania władzy. Działa to jednak tylko w sytuacji, w której na poziomie partyjnym pilnuje się standardów.
Często podnosi się argument, że w wyborach głosuje się na formacje, a nie na nazwiska.
Owszem, w wyborach lokalnych oddajemy głos na listę, ale w sensie personalnym. Musimy pozyskać minimum wiedzy, żeby zorientować się, który kandydat jest najlepszy. Prawem partii jest umieścić na pierwszym czy drugim miejscu taką a nie inną osobę, ale to nie jest wada systemu. Ważne, kogo wybierze wyborca.
Czy w takim wypadku jest sens mówić o apolitycznym samorządzie?
Sama obecność partii nie jest niczym niewłaściwym. Trzeba jednak mówić głośno o tym, żeby kandydaci koncentrowali się na lokalnych problemach. Spory o charakterze ideologicznym i politycznym nie powinny mieć miejsca na tym poziomie, bo rzeczywiste problemy schodzą na dalszy plan.