Tworzenie i wdrażanie lokalnych i regionalnych programów deinstytucjonalizacji usług społecznych to jedno z kluczowych działań samorządów wskazanych w Strategii rozwoju usług społecznych – polityce publicznej do roku 2030. O ile zostaną uruchomione pieniądze europejskie, w EFS+ będzie można znaleźć finansowanie na skuteczne wdrażanie tych działań. Rzecz w tym, by plany były mądre, a przede wszystkim by rzeczywiście służyły ludziom i prowadziły do niezależnego życia.

W Gdyni od dawna nie ma żadnego instytucjonalnego domu dziecka, wszystkie dzieci znalazły dom w placówkach typu rodzinnego. Nie ma też domu samotnej matki, zlikwidowane zostały dwa duże schroniska dla bezdomnych. Czasem na forach samorządowej współpracy dochodzi do niezręcznych sytuacji – bo gdy inni chwalą się wybudowaniem pięknego, nowego domu dla matek z dziećmi, my chwalimy się tym, że go nie mamy. Dziś, gdy hasło deinstytucjonalizacji (nie zawsze, a raczej z rzadka, pod rękę z praktyką) stało się powszechne, a nawet modne, to już tak mocno nie dziwi. Gdy wiele lat temu wiceprezydent Gdyni Michał Guć zaczynał wdrażać swoje programy, niektórzy zarzucali miastu brak wrażliwości.

To nie skąpstwo

Tymczasem po latach ich efekty bronią się same. Co rzadkie, są świetne na dwóch płaszczyznach – zarówno tej społecznej, nastawionej na efekt, oceniany samodzielnością i jakością życia osób korzystających z publicznych usług wsparcia, jak i tej finansowej. Druga, czasem wstydliwa, bo jak tu mówić o pieniądzach, gdy stawką jest ludzkie życie, zawsze była ważna, a w dobie zapaści finansów samorządowych i piszczącej biedy w budżetach tylko przybiera na znaczeniu. Bynajmniej nie ze skąpstwa czy tym bardziej chciwości – raczej z prostego rachunku, że im niższa cena jednostkowa, tym więcej da się za ten jeden pieniążek zrobić. A potrzeby nie maleją i demografia ani ekonomia nie pozwalają mieć nadziei, że trend ten może się w średniookresowej przyszłości odwrócić.

Pomoc na miarę

Jednym z naszych największych sukcesów jest program „Utrecht” wspomagający osoby w kryzysie bezdomności i bazujący na zasadzie housing first. Zamiast utrzymywać je w schroniskach, wspieramy je bardzo intensywną pracą socjalną, która pomaga uregulować najpoważniejsze problemy, np. zdrowotne czy formalne, i proponujemy wynajęcie na wolnym rynku pokoju albo dzielonego mieszkania zamiast placówki, czemu towarzyszy wsparcie finansowe i oczywiście dalsze socjalne. Nie zawsze się udaje, ale statystyki są imponujące – średnio tylko ok. 10 proc. osób nie udaje się dźwignąć odpowiedzialności za siebie, za to ponad 30 proc. z nich po pewnym czasie nie tylko całkowicie kończy z bezdomnością, lecz także w ogóle znika z systemu, bo osiąga poziom samodzielności pozwalający na funkcjonowanie całkiem bez wsparcia. Rozwijamy też system mieszkań chronionych. Uważamy, że dają one osobom z niepełnosprawnościami, w tym intelektualnymi, podmiotowość. Jasne, że wiele z nich mogłoby przez jakiś, nierzadko długi czas żyć pod opieką rodziców. Często jednak takie rozwiązanie oznacza z jednej strony całkowity brak niezależności dla osoby z niepełnosprawnością, nierzadko z miłości traktowanej jak wieczne dziecko, a z drugiej – brak wytchnienia dla rodzica przejmującego rolę pozbawionego prawa do odpoczynku (przy ciągłym braku rozwiązania problemu asystencji) dożywotniego opiekuna, z wymiarem pracy 24 h na dobę. Mieszkanie chronione, oferujące wsparcie, i konieczna obecność wykwalifikowanego pracownika odpowiadają na oba problemy. Zarazem jest to niewątpliwie tańsze dla samorządu niż miejsce w DPS – choć już niekoniecznie tańsze niż utrzymywanie osoby z niepełnosprawnością przez własną rodzinę, z wykorzystaniem niskich zasiłków, których wysokość niedawno ponownie doprowadziła do strajku w Sejmie. – Deinstytucjonalizacja to ciągle trudne słowo – mówi Michał Guć. Powszechnie kojarzy się przede wszystkim z niepełnosprawnością i DPS-ami. Poniekąd słusznie, w Gdyni mamy tylko jeden i staramy się ograniczać kierowanie do takich placówek. Dostrzegamy, że bywają jednak niezbędne. Ale patrzeć trzeba szerzej. Ostatnio literackim hitem była książka Grzegorza Piątka o problemach Gdyni związanych z mieszkalnictwem, nierozwiązanych od przedwojnia. Jednym z legendarnych miejsc tego typu był tzw. Pekin, zabudowany nielegalnymi chatkami, bez kanalizacji, z wodą i energią doprowadzoną bez pozwoleń. Byli też właściciele gruntu, którzy chcieli się pozbyć tych bezprawnych, choć zasiedziałych od lat użytkowników. Zaoferowaliśmy mieszkańcom program osłonowy podobny do Utrechtu, uszyty na miarę. Daliśmy wsparcie, nie zabraliśmy jednak samodzielności. Wsparcia świadczymy coraz mniej, bo ludzie zaczęli sobie radzić i 250 osób ma teraz lepsze życie. Tym, którzy sobie sami nie poradzą – bo np. są na to już zbyt starzy i schorowani – będziemy pomagać dożywotnio. Problem, który II RP miała rozwiązać do roku 1940, któremu mieli zaradzić niemieccy okupanci, a potem władze PRL, ale nikt nie zdołał tego zrobić, my rozwiązaliśmy skutecznie w I połowie XXI w.

Nie da się prosto i szybko

Niedawno powstała wspomniana na wstępie Strategia rozwoju usług społecznych. Dokument opracowany przez III sektor po ministerialnej obróbce zmienił się niestety nie do poznania. Daje jednak nadzieję na nowe podejście, któremu towarzyszyć muszą legislacyjne i finansowe narzędzia gwarantujące realność wdrożeń. Jako przewodnicząca Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych Obszaru Metropolitalnego Gdańsk–Gdynia–Sopot od kilku miesięcy mam okazję przyglądać się procesowi przygotowywania projektów, które mogłyby korzystać w tym zakresie ze wsparcia pochodzącego z EFS+. Duże samorządy cieszą się na tę możliwość, niepokoi je jedynie, czy fundusze na pewno się pojawią, bo dobrych projektów mają więcej, niż da się sfinansować. Są dobrze przygotowane merytorycznie, mają wykwalifikowanych pracowników, a także liczne grono zapalonych społeczników, którzy ekspercką wiedzę łączą z nadzwyczajnym zaangażowaniem w poprawianie świata i – przede wszystkim – wiarą, że to się może i powinno udać. Nie wszędzie jest tak różowo. Liczne mniejsze JST na nowe zasady spoglądają z niepokojem. Jak sobie bowiem poradzą, skoro „po nowemu” wsparcie finansowe usług społecznych może dotyczyć tylko tych, które świadczone są w społeczności lokalnej, a jedyny wyjątek stanowią usługi dla dzieci i młodzieży przebywających w placówkach całodobowych, pod warunkiem jednakże niewzmacniania potencjału tych placówek? To kryterium sprawia, że cała filozofia oparta na świadczeniu wsparcia w zorganizowanych instytucjach musi ulec pilnej zmianie, wymuszonej finansowaniem. Tymczasem zbudowanie nowego systemu nie jest proste ani szybkie. Przedstawiając doświadczenia gdyńskie, np. dotyczące pieczy zastępczej, często słyszeliśmy, że to doskonałe projekty, ale „u nas się tak nie da”.

– I rzeczywiście może się nie dać, jeśli nie znajdą się także środki na efektywną edukację i poznawanie dobrych wzorców oraz gdy zabraknie skutecznych narzędzi. Oczywiście nie jest to regułą, w naszej metropolii do gmin, które wzorcowo radzą sobie z wyzwaniami, a wcale nie są duże, należą np. Kolbudy. Deinstytucjonalizacja wymaga współpracy wielu sektorów – kooperacji w dostarczaniu usług przez instytucje publiczne, społeczne i prywatne. Nam udało się znaleźć w gronie 21 JST, które pilotażowo realizują rozwój usług opiekuńczych za środki europejskie – mówi dr Anita Richert-Kaźmierska, zastępczyni wójta. Tym niemniej, na etapie gromadzenia fiszek, spotykamy się z niezrozumieniem idei, irytacją na zasady, które stanowią barierę w czerpaniu środków z EFS+ na finansowanie dotychczasowych placówek, brakiem pomysłów na realizację postulatów wprowadzenia szerszej pieczy zastępczej, mieszkań chronionych i wspomaganych, usług aktywizujących. Trudno mieć o to pretensje do włodarzy w czasach, gdy wykwalifikowani pracownicy rzekami odpływają z urzędów, gdyż oferowane płace w dobie szalejącej inflacji nie wytrzymują jakiejkolwiek konkurencji z ofertą rynku. Trudno mieć o to pretensje, gdy wytyczne są niejasne, projekty ustaw zamierają na miesiące i lata w ministerstwach, szkoleń brakuje, a wyników pilotażu resortu rodziny w ramach projektu „Opracowanie i pilotażowe wdrożenie mechanizmów i planów deinstytucjonalizacji usług społecznych” nie można się doczekać.

Lepsza jakość życia

Warto jednak podjąć każdy wysiłek, by nie zmarnować tej szansy – bo jest to realna szansa na lepsze życie osób potrzebujących wsparcia i lepsze życie całych wspólnot. W OMGGS wszystkie zrzeszone samorządy przyjęły tzw. standardy minimum dotyczące osób z niepełnosprawnościami. Deinstytucjonalizacja to temat dotyczący znacznie szerszej liczby zagadnień niż tylko niepełnosprawności. Liczymy jednak, że to dobrowolnie przyjęte zobowiązanie zmotywuje do dużego wysiłku i przyniesie efekty. – Jeżeli w innych krajach to działa i model prawa do niezależności pomimo niepełnosprawności jest powszechny, to i u nas może tak być, prawda? – mówi z uśmiechem pełnym energii i determinacji Monika Lewandowska, członkini prezydium Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych OMGGS. ©℗

Dziś, gdy hasło deinstytualizacja (nie zawsze, a raczej z rzadka, pod rękę z praktyką) stało się powszechne, a nawet modne, to już tak mocno nie dziwi. Gdy wiele lat tematu wiceprezydent Gdyni Michał Guć zaczynał wdrażać swoje programy, niektórzy zarzucali miastu brak wrażliwości