Jeszcze w tym tygodniu Ministerstwo Finansów ma ogłosić, ile pieniędzy otrzymają JST na równoważenie budżetów i w jaki sposób będą one dzielone. Większy przelew ma pogodzić biednych z bogatymi.

Według pierwszych zapowiedzi tegoroczna subwencja dla samorządów miała wynieść ok. 10 mld zł, czyli mniej niż rok temu o ok. 3,7 mld zł. Pięć z sześciu ogólnopolskich korporacji samorządowych zasiadających w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (KWRiST) wypracowało kompromisową propozycję podziału tej kwoty – zgody nie wyraził tylko Związek Gmin Wiejskich RP, który chciałby priorytetowego potraktowania najbiedniejszych gmin.

Podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia KWRiST wiceminister Sebastian Skuza nie wykluczył, że rządowa „kroplówka” może być większa. A to oznaczałoby pogodzenie interesów mniejszych i większych samorządów. Z informacji, do których dotarł DGP, wynika, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. – Z tego, co słyszymy, nasza propozycja podziału została potraktowana bardzo poważnie. Zanosi się na konferencję prasową i dosypanie pieniędzy. Gdybym miał się założyć, to powiedziałbym, że będzie to w okolicach ubiegłorocznej kwoty – mówi jeden z samorządowców. Przelew ma trafić do JST na przełomie III i IV kwartału tego roku.

Problematyczne 1,5 mln zł

Przedstawiciele większości JST ustalili, że dwie trzecie pieniędzy od rządu miałyby być dzielone zgodnie ze wskaźnikiem udziałów w PIT dla danego samorządu. Natomiast pozostała jedna trzecia kwoty podzielona na pół – jedna część proporcjonalnie do liczby mieszkańców i druga według zasady, że każda gmina otrzyma nie mniej niż 1,5 mln zł, chyba że prognozowany PIT na 2023 r. jest mniejszy – wtedy przelew sięgnąłby maksymalnie tej kwoty. Na to nie zgodziły się gminy wiejskie, które chciały zapewnienia minimum 1,5 mln zł dla każdej gminy, nawet jeśli jej udział w PIT jest minimalny – tak jak dzielona była część ubiegłorocznego przelewu od rządu, dzięki czemu gminy dostały po co najmniej 2,9 mln zł (pisaliśmy o tym m.in. w artykule „Jedność samorządów wystawiona na próbę”, DGP nr 174/2022).

– Taki trend w podziale pieniędzy powinien być przez następne 30 lat, żeby te gminy dorównały z minimalną, elementarną infrastrukturą, bo to nie są działania prorozwojowe, tylko ciągłe odrabianie zaległości – podkreśla Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol (woj. lubelskie).

Większe samorządy uważają, że propozycja podziału i tak jest ukłonem w kierunku tych JST, które są w najtrudniejszej sytuacji. – Niektórzy dostaną 10 proc., a niektórzy 100 proc. tego, co dostaliby z PIT. Czy nie jest kompromisem to, że przy dochodach nie uwzględniamy systemu wyrównawczego? To znowu stawia najsłabszych w lepszej sytuacji. Związek Gmin Wiejskich chciałby po 1,5 mln zł dla każdego i do tego udział procentowy z dwóch trzecich, czyli po ok. 2 mln zł. Według ZGWRP wszystko jedno, czy ktoś ma 500 proc., czy 10 proc. z tego, co dostałby z PIT – komentuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Różne perspektywy

Przedstawiciele gmin wiejskich argumentują, że zastrzyk pieniędzy dla najmniejszych jest po to, aby mieszkańcom wsi zapewnić minimalne standardy cywilizacyjne. – Pytamy naszych kolegów z dużych jednostek, dlaczego u nich problem gospodarki ściekowej praktycznie nie istnieje, odtwarzają majątek, a na obszarach wiejskich ponad 60 proc. ścieków jest niezagospodarowanych. Dlaczego 50 proc. gminnych dróg publicznych jest nieutwardzonych? Dlaczego 15 proc. gospodarstw nie ma dostępu do wody pitnej? Jeżeli mówimy o ponad 93 proc. powierzchni Polski i prawie 50 proc. ludności, to powstaje pytanie, czy z powodu podziałów administracyjnych i polityki fiskalnej ci ludzie mają być skazani na niższy poziom życia? Naszym zdaniem – nie. – mówi Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP. – Co za różnica dla miasta stołecznego Warszawy, które ma budżet 20 mld zł, czy ono dostanie 50 mln zł, czy 100 mln zł? Natomiast w małych gminach dzięki temu powstanie kawałek drogi – dodaje Krzysztof Iwaniuk.

W rozmowach od lat powtarza się również przykład wsi popegeerowskich, w których jedynymi pracodawcami są najczęściej gminne jednostki organizacyjne, a udziały w PIT wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych. Włodarze z większych gmin zwracają jednak uwagę, że dla takich obszarów przewidzianych było już wiele form wsparcia. Przypomnijmy, że w zeszłym roku z Programu Inwestycji Strategicznych rozdysponowano dla terenów popegeerowskich niemal 4 mld zł – wsparcie otrzymało 220 powiatów, cztery związki międzygminne i ponad 1300 gmin.

Padają argumenty o tym, że w części małych, biednych ośrodków przyzwyczajono się do systemu dotacyjnego i brakuje w nich chęci do większej aktywności, szczególnie w zakresie inwestycji. – Ile lat jeszcze będziemy mówili o gminach popegeerowskich? 500 gmin chwali się, że nie ma złotówki długu – brawo. Przecież tak się nie da inwestować. Nie ma termomodernizacji? Był na to czas, były wysokie dofinansowania. Nie możemy już słuchać tego biadolenia. Ale są też takie gminy, które rzeczywiście mają trudną sytuację, wynikającą chociażby z położenia – słyszymy od jednego z przedstawicieli większych gmin.

Z sygnałów płynących do samorządowców z MF wynika, że propozycja podziału przedstawiona przez większość korporacji zostanie utrzymana, ale dzięki zwiększeniu kwoty subwencji najmniejsze gminy będą miały szanse na otrzymanie po minimum 1,5 mln zł bez względu na planowane udziały w PIT. ©℗

Dynamika dochodów samorządów z udziałem w PIT / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe