Poziom emocji wokół prac nad ustawą o świadczeniu wspierającym osiągnął w ostatnich kilkudziesięciu godzinach poziom krytyczny. A gdyby obrazy mogły mówić, to wymowny jest ten z dnia, gdy sejmowa komisja rodziny pochylała się nad dokumentem: przedstawiciele osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów nie zostali wpuszczeni na obrady.

Zaskoczenia nie kryje strona społeczna. W sprawie wpuszczenia przedstawicieli środowiska interweniował nawet minister Wdówik, ale postawa przewodniczącej komisji, Urszuli Ruseckiej, była nieprzejednana. Po fakcie przekonuje w rozmowie z DGP, że zależało jej na merytorycznym prowadzeniu prac. Dodaje, że miała informacje, że jest szykowana awantura, inspirowana przez posłanki opozycji, zwłaszcza KO. Jej zdaniem to Koalicja przedmiotowo traktuje osoby z niepełnosprawnościami, zwłaszcza przed wyborami. Ocenia, że wzburzenie opozycji polega na tym, iż zgłaszane przez resort autopoprawki wychodzą naprzeciw postulatom środowiska. Twierdzi, że widząc, w jakim kierunku idą propozycje, była przekonana, że strona społeczna i tak będzie zadowolona.

Tu trzeba wyraźnie dodać, że ilość poprawek była bardzo duża, a o ich treści zarówno opozycja na sali, jak i ludzie za drzwiami dowiadywali się ad hoc. Przewodnicząca Rusecka przyznaje, że nastąpił błąd techniczny i sekretariat nie rozesłał ich wcześniej. Podkreśla, że ludzie za drzwiami dostali link do debaty, by móc uczestniczyć w niej zdalnie, więc problemu nie ma.

Zdaniem osób za drzwiami – przeciwnie. Przekonują, że możliwość wzięcia udziału w dyskusji była utrudniona, bo z olbrzymim opóźnieniem zauważano ich prośbę o głos. Co więcej, oni poprawki dostawali w formie zdjęć wysyłanych przez posłów opozycji.

Faktycznie opozycja ma na ten temat wyrobione zdanie. – To przykład, jak ta władza stanowi prawo i w jaki sposób traktuje obywateli – mówi Katarzyna Kotula (Lewica). Zaprzecza, by istniał tajny plan okupacji komisji. – To jest wygodne wytłumaczenie dla PiS, który chce przeprocedować jedynie słuszną, bo swoją wizję ustawy. Wszystkie pozostałe poprawki i postulaty upadły – dodaje.

Posłanka Marzena Okła-Drewnowicz (KO) także zapewnia, że nie miała niecnych zamiarów. Zgłosiła udział dwóch osób, które nigdy nie brały udziału w żadnym proteście. Żeby mogły posłuchać i by zostały wysłuchane.

Faktem jest, że w zamieszaniu mogło zagubić się meritum, czyli ustawa.

– Nie zmieniamy myślenia, że to pierwszy tak duży projekt od lat, mający na celu poprawę sytuacji osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów – słyszymy od ludzi zza drzwi. Jest w nich dużo żalu. Wciąż są na etapie analizowania tego, co usłyszeli. Ostrożnie, ale przychylnie oceniają poprawki MRiPS. I tak np. dzieci nie mają prawa do świadczenia wspierającego, za to opiekunowie osób do 18. roku życia mogą, w myśl propozycji, podjąć pracę bez ograniczeń. Pojawiło się też sześć progów (w miejsce trzech) określających wysokość wsparcia w ramach świadczenia, od 40 do 220 proc. renty socjalnej. Ale utrzymany został próg 70 pkt (które osoba musi uzyskać od wojewódzkiego zespołu), od którego świadczenie przysługuje. Kluczowa jest też skala, według której te punkty są przyznawane. Środowisko postulowało, by kryterium oceny nie sprowadzało się do tego, czy ktoś może wykonać daną czynność, bo konieczne jest rozszerzenie go o czas wykonania czynności i ból, który może jej towarzyszyć. Tego na etapie dotychczasowych prac komisji nie udało się uzyskać. Jak nieoficjalnie się dowiadujemy, resort w tej sprawie nie powiedział ostatniego słowa. Podobnie jak w przypadku zmian w świadczeniu pielęgnacyjnym. Dziś jest tak, że dostaje je opiekun, niezależnie od tego ile osób ma pod opieką. Zdaniem środowiska jest to niesprawiedliwe rozwiązanie zwłaszcza w rodzinach, gdzie jest więcej niż jedna osoba z niepełnosprawnością. Jak ustaliliśmy, do ostatnich godzin przed wieczornym sprawozdaniem komisji o rządowym projekcie trwały prace w MRiPS, by to zmienić. Między innymi sięgając po rozwiązania z programu „Za życiem”.

Niewątpliwie ta ustawa dla tego rządu to kwestia wizerunkowa. Uchwalając ją przed wyborami, władza będzie mogła powiedzieć, że jest wrażliwa na problemy społeczne. Tym bardziej taka sytuacja na ostatniej prostej jest czymś więcej niż zgrzytem wizerunkowym.©℗