Potrzebne są przepisy, na podstawie których będzie można przeprowadzać analizę śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci. Dzięki temu dowiemy się, co trzeba zmienić, aby im zapobiegać – mówi Paulina Masłowska, radca prawny z Centrum Praw Dziecka Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.

Po tragicznej śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy wiele osób zadaje sobie pytanie, jak mogło do niej dojść i kto zawinił. Czy system, na który składa się wiele instytucji i służb zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy wobec dzieci, czy jednak decydujący był czynnik ludzki?

Nasz system ochrony dzieci przed krzywdzeniem jest tak skonstruowany, że jest to system począstkowany. Mamy różne instytucje, a każda z nich ma swoje kompetencje, zasady i metody działania. Brakuje tego, aby był to system uczący się.

Co to oznacza?

System uczący się polega na tym, że działające w nim osoby pracują ze sobą, wymieniają się informacjami. Śledząc historię małego Kamila – oczywiście bazując na informacjach podawanych w mediach przez przedstawicieli ośrodka pomocy społecznej, szkoły, rzecznika sądu, prokuratury oraz policji – widzimy, że każda z tych instytucji w ramach swoich zadań wykonywała to, co miała do wykonania, coś robiła. Natomiast gdyby te osoby usiadły razem wcześniej, wymieniły się informacjami, to może podjęte zostałyby inne decyzje, które zapobiegłyby śmierci dziecka.

Czyli w systemie szwankuje brak współpracy, to, że służby nie komunikują się między sobą i nie ma przepływu informacji?

Przede wszystkim problemem jest to, że w wielu przypadkach nie ma podstawy prawnej do tego, aby mogła nastąpić wymiana informacji. Jest ona w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i procedurze Niebieskiej karty, w której powoływane są grupy robocze i one mogą się dzielić informacjami. Jednak inaczej to wygląda, gdy mamy np. organizację pozarządową, do której przychodzi dziecko i uzyskuje w niej pomoc. Ona bez zgody rodzica nie może wymieniać się informacjami z ośrodkiem pomocy społecznej, szkołą czy poradnią psychologiczno -pedagogiczną, aby szerzej rozeznać się w sytuacji dziecka. Nie mamy też systemu zbierania danych, do których dostęp mieliby przedstawiciele służb społecznych, a w którym znajdowałaby się historia dziecka, informacje o tym, co było wcześniej zgłaszane w stosunku do niego i jakie działania były podejmowane. Oczywiście jest ścieżka karna, można złożyć zawiadomienie do prokuratury, wszczynane jest postępowanie dotyczące niedopełnienia obowiązków służbowych i kara jest wymierzana, ale to nie wpływa na to, że system się uczy. W konsekwencji co jakiś czas docierają do nas doniesienia medialne o kolejnej tragedii dziecka i stawiane są hipotezy, co do niej doprowadziło. Jednak aby się faktycznie tego dowiedzieć, potrzebna jest rzetelna analiza.

Czy w związku z tym należałoby wprowadzić u nas rozwiązania na wzór tych obowiązujących w Wielkiej Brytanii? Tam jest stosowana procedura Serious Case Review.

Tak. Serious Case Review to analiza śmiertelnego przypadku krzywdzenia dziecka. Sprowadza się ona do tego, że gdy doszło do śmierci dziecka i wiemy, że było to spowodowane jego krzywdzeniem, przeprowadzana jest analiza. Co ważne, jej celem nie jest to, aby znaleźć kogoś winnego, kto poniesie odpowiedzialność i zostanie ukarany, bo od tego jest system karny. Tutaj chodzi o to, aby zobaczyć, jakie służby uczestniczyły w pomaganiu rodzinie, jaka była historia tej pomocy, jakie były w tej rodzinie czynniki ryzyka i czy dziecko było właściwie zaopiekowane, a jeśli nie, to dlaczego. W wyniku takiej analizy może się okazać, że np. pracownik socjalny ma pod swoją opieką 20 rodzin i to rodzi pytanie, czy jest on w stanie swoją pracę skutecznie wykonywać, albo że w wydziale rodzinnym sądu jest dwóch sędziów i w zasadzie każda sprawa, która do nich trafia, jest pilna, a oni muszą decydować, którą potraktować priorytetowo. Dlatego żeby dowiedzieć się, co było przyczyną śmierci dziecka, potrzebna jest analiza, która ma charakter prewencyjny, bo ma pomóc podjąć decyzję, co należy robić, aby zapobiegać jego krzywdzeniu. Gdyby udało się przeprowadzić kilka takich analiz lokalnych, to może udałoby się wyciągnąć wnioski systemowe na poziomie całego kraju. W Wielkiej Brytanii, gdy wdrożono Serius Case Review, udało się zmniejszyć liczbę śmierci krzywdzonych dzieci z kilkudziesięciu rocznie do kilku, kilkunastu. Widać więc, że te rozwiązania przynoszą efekty.

Czy, aby taką analizę przeprowadzać, konieczna jest zmiana przepisów?

Jest ona potrzebna ze względu na wspomnianą przeze mnie wcześniej barierę – brak podstawy prawnej do wymiany informacji. Niektóre samorządy, na terenie których dochodziło do tragicznych wydarzeń, próbowały przeprowadzać taką analizę. Zarządzeniem prezydenta miasta powoływany był zespół, który się tym zajmował. Problem w tym, że gdy jego członkowie zwracali się do jakiejś instytucji po informacje, to spotykali się często z odmową, właśnie z powodu braku przepisów, które by na to pozwalały. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przygotowała kilka lat temu projekt ustawy w tej sprawie. Udało nam się nim początkowo zainteresować Kancelarię Prezydenta, ale po pewnym czasie prace nad nim się urwały. Później próbowaliśmy jeszcze współpracować z rzecznikiem praw dziecka, ale też bez efektów.

Dlaczego tak się stało?

Nie wiemy. Chociaż był gotowy projekt, to nie było woli po stronie instytucji rządowych, aby prace nad nim były kontynuowane.

Odpowiedzią ze strony rządu na tragedię, do której doszło w Częstochowie, są na razie zapowiedzi zaostrzenia kar za znęcanie się nad dziećmi. Czy faktycznie może to spowodować, że mniej dzieci będzie umierać w wyniku przemocy domowej?

Moim zdaniem to nie pomoże. Politykę zaostrzania kar w kodeksie karnym obserwujemy po każdym takim zdarzeniu i faktycznie są one stopniowo zaostrzane. Gdy jednak spojrzymy na statystki zawiadomień i skazań, to nie widać przełożenia na zmniejszenie liczby przestępstw. Wyższa kara nie jest odstraszająca dla osoby, która krzywdzi dziecko, dla niej tak naprawdę nie ma znaczenia, czy otrzyma karę pozbawienia wolności, i czy będzie to 12 czy 15 lat. Ponadto ta kara będzie dotyczyć tej pojedynczej osoby, natomiast nie ma to znaczenia dla całego systemu, który dalej się nie uczy i nie zapobiega następnym przypadkom krzywdzenia dzieci.

22 czerwca wejdzie w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Czy zawarte w niej zmiany pomogą poprawić system i skuteczniej chronić dzieci przed krzywdzeniem?

W tej nowelizacji zawartych jest kilka zmian, które są potrzebne, np. gdy osoba zostanie skierowana do udziału w zajęciach korekcyjno-edukacyjnych i będzie się uchylać od poddania się oddziaływaniom terapeutycznym, to będzie to stanowić wykroczenie. Są to jednak rozwiązania, które zapewniają szerszą ochronę osobom doświadczającym przemocy, ale jeśli myślimy o przypadkach śmiertelnego krzywdzenia dzieci, to akurat te zmiany nie będą miały wpływu na poprawę systemu.

W sprawie śmierci Kamila z Częstochowy wypowiedziało się też Stowarzyszenie Sędziów Sądów Rodzinnych. W podjętej uchwale wskazuje m.in. na braki w kadrze orzekającej i urzędniczej w stosunku do dużej liczby spraw trafiających do wydziałów rodzinnych, a także długie okresy oczekiwania na opinie w opiniodawczych zespołach sądowych specjalistów. Czy potrzebne są zmiany w tym zakresie?

Jak najbardziej. W sprawach dotyczących krzywdzenia dzieci takim najistotniejszym elementem, który przesądza o skuteczności lub nieskuteczności interwencji, jest czas reakcji. Powinien on być natychmiastowy, ale gdy nie ma odpowiedniego zaplecza kadrowego albo gdy jest tak jak w Warszawie, że trzeba około roku czekać na wydanie opinii przez opiniodawczy zespół sądowych specjalistów, to ten czas się wydłuża i działa na niekorzyść dzieci. ©℗

Rozmawiała Michalina Topolewska