W tle zmagań pomiędzy głównymi rywalami odbywa się nie mniej zażarty konflikt niewielkich ugrupowań, dziś nieprzekraczających w sondażach progu, o to, kto ma szansę zamieszać w wyborach.

Według serwisu eWybory.eu najbardziej aktualna średnia sondażowa PiS wynosi 34,4 proc., a Koalicji Obywatelskiej – 27,1 proc. Z kolei Lewica i Polska 2050 mają po ok. 8,5 proc., Konfederacja nieco ponad 8 proc., a o przekroczenie progu walczą ludowcy (5,5 proc.). Przy takim układzie najpewniej nikt nie będzie w stanie samodzielnie rządzić. PiS z takim wynikiem mógłby liczyć na 197 mandatów. Większość sejmową, wynoszącą 232 mandaty, mogłaby skonstruować opozycja (KO, Polska 2050, PSL i Lewica), ale to pod warunkiem, że się porozumie.

Języczkiem u wagi mogą się okazać inne pomniejsze ugrupowania, którym dziś sondaże nie dają szans na przekroczenie progu. Przy czym ta rola może być dwojaka. Z jednej strony mogą się okazać „wzmacniaczami”, czyli pomóc zbudować głównym graczom silniejsze listy wyborcze, oddając perspektywicznych kandydatów. Z drugiej strony mogą okazać się „rozbijaczami”, czyli wystawić swoich kandydatów obok tych z PiS, Koalicji Obywatelskiej czy innych większych ugrupowań i w ten sposób urwać większym nawet kilka punktów procentowych. Będzie to widoczne szczególnie w wyborach do Senatu, gdzie opozycja dąży do sytuacji, w której przeciwko kandydatowi PiS wystawiony zostanie jeden kandydat opozycji.

Na przykład cały czas niewiadomą jest Ruch Samorządowy TAK! dla Polski. Jego twarzami są politycy związani z PO, jak prezydent Sopotu Jacek Karnowski czy prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, ale też Krzysztof Kosiński z PSL. Jego twórcy zapowiadają, że są gotowi wystawić mocnych, lokalnych kandydatów – prezydentów miast czy burmistrzów – którzy wzmocnią listy całej opozycji. Obecnie Ruch TAK! dla Polski prowadzi negocjacje na paru frontach, przede wszystkim z Platformą, ale także np. z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią. – To pewnie próba wzmocnienia pozycji negocjacyjnej ruchu w rozmowach z PO, która jest ich domyślnym wyborem – ocenia jeden z ludowców. – Gdyby ten samorządowy polityczny brand miał wejść jako całość do jakiejkolwiek koalicji, musiałby się rozpaść. Przecież Trzaskowski nie mógłby zaakceptować sytuacji, w której Ruch TAK! dla Polski idzie razem z nami. Podobnie część naszych samorządowców uczestniczących w tym ruchu może nie mieć ochoty przytulać się do Koalicji Obywatelskiej – dodaje rozmówca z PSL. Lider ruchu Jacek Karnowski przyznaje, że intencją jest poparcie samorządowców z ruchu na wszystkich listach „demokratycznej opozycji”. – Myślę, że w ciągu dwóch miesięcy będzie wiadomo, z których list wystartują samorządowcy Ruchu Samorządowego TAK! Dla Polski – dodaje.

Istotną siłą, jeśli chodzi o kampanijne starcia w drugiej i trzeciej linii, mogą się też okazać Bezpartyjni Samorządowcy (BS), których liderami są m.in. marszałek woj. dolnośląskiego Cezary Przybylski (rozmowa z nim obok) czy prezydent Lubina Robert Raczyński. To ruch, który próbował już swoich sił w wyborach z 2019 r. Wtedy zdobył mniej niż 1 proc. głosów, ale wpływ na to miało też to, że listy wyborcze udało się wystawić tylko w 25 z 41 okręgów sejmowych. Opozycja obawia się, że BS okażą się „rozbijaczem” odtwarzanego właśnie paktu senackiego. Za to PiS nie ukrywa satysfakcji, że Bezpartyjni Samorządowcy mogą sporo namieszać w ustaleniach opozycji, choć z drugiej strony nie ma gwarancji, że ci kandydaci nie będą też urywać głosów kandydatom PiS.

Pozostaje pytanie o rolę pomniejszych ruchów związanych z samorządem. Na przykład Ruch Marka Materka, prezydenta Starachowic, zapowiada samodzielny start w jesiennych wyborach (tu nasi rozmówcy nie wykluczają jakiejś formy kooperacji z PiS lub jego akolitami, np. kołem poselskim Polskie Sprawy Zbigniewa Girzyńskiego); inna niewiadoma to Koalicja Samorządowa OK Samorząd, w której jest m.in. prezydent Szczecina Piotr Krzystek (będzie to raczej „wzmacniacz” dla list opozycji).

Ciekawe mogą też być ruchy pogrobowców Porozumienia Jarosława Gowina. Tu mamy kilka nurtów. Pierwszy to Porozumienie kierowane przez Magdalenę Srokę, która zawarła sojusz z Michałem Kołodziejczakiem z AgroUnii. Czy ten polityczny mariaż ma potencjał? Tu opinie są sprzeczne. Niektóre sondaże sugerują, że ta koalicja wzięłaby udział w podziale mandatów w Sejmie. Ale część rozmówców przewiduje, że – z uwagi na wątłe struktury i możliwości finansowe obu koalicjantów – może się pojawić problem nawet z rejestracją list. Drugi nurt to stowarzyszenie Młoda Polska złożone z ok. 200 działaczy, które założył były rzecznik Porozumienia Jan Strzeżek. On sam nie ukrywa, jaką rolę ma odegrać ta inicjatywa. – Nie chcemy mnożyć komitetów wyborczych, tylko zobaczyć, które środowiska polityczne podzielają nasze spojrzenie na rzeczywistość. Nasze postulaty przedstawimy 26 marca na konwencji w Warszawie – mówi Strzeżek. Wreszcie trzeci nurt to stowarzyszenie OdNowa. Jego lider – wiceszef MON Marcin Ociepa – zakłada, że członkowie stowarzyszenia wystartują z list Zjednoczonej Prawicy. Ugrupowanie aspiruje więc do bycia równoprawnym koalicjantem PiS, podobnie jak Solidarna Polska.

Przed nami jeszcze siedem miesięcy kampanii, więc politycznego planktonu będzie przybywać. – Będąc w polityce, trzeba umieć realnie ocenić swoje szanse. Jeśli uznamy, że wybory to najważniejszy test dla naszego ugrupowania, to trzeba brać w nich udział. Nie zawsze przekroczy się próg wyborczy, ale przynajmniej uzyskuje się podwaliny własnej tożsamości politycznej oraz buduje rozpoznawalność – komentuje prof. Ewa Marciniak, politolożka i dyrektor CBOS. ©℗

rozmowa

- Można wskazać wiele powiatów i gmin, w których koalicje są albo z PiS, albo z PO. Najważniejsza dla nas jest realizacja naszego programu, by Polska była krajem normalnym. Dziś tej normalności nie ma - przekonuje Cezary Przybylski, marszałek woj. dolnośląskiego i jeden z liderów Bezpartyjnych Samorządowców.

Cezary Przybylski marszałek wojewódzwa dolnośląskiego, jeden z liderów Bezpartyjnych Samorządowców / Materiały prasowe

Jak szeroko Bezpartyjni Samorządowcy wystartują w tych wyborach? Ilu wystawicie kandydatów do Sejmu i Senatu?

Chcemy wystawić kandydatów we wszystkich okręgach do Senatu, podobnie w wyborach parlamentarnych, pełne listy do wszystkich okręgów wyborczych.

Liczycie, że przekroczycie 5-proc. próg w wyborach do Sejmu?

Zdecydowanie tak, inaczej byśmy nie startowali. Szacujemy, że nasze poparcie może wynieść nawet między 8 a 10 proc.

Poprzednim razem ta sztuka wam się nie udała.

To prawda, tyle że w poprzednich wyborach mieliśmy zebrane podpisy pod rejestracją komitetu w 25 z 41 okręgów wyborczych. I tak naprawdę tylko nasz komitet poddano tak gruntownej analizie pod kątem tych podpisów.

Z czego to wynikało?

Sądzę, że z obaw o to, że zafunkcjonujemy na szczeblu ogólnokrajowym i zdobędziemy mandaty. Pojawiłaby się wtedy nowa siła polityczna w Sejmie.

A jeśli chodzi o waszych naturalnych konkurentów, czyli samorządowców z ruchu Jacka Karnowskiego TAK! dla Polski, to nie boi się pan, że będziecie się kanibalizować w tych wyborach?

Nie boję się o to, ponieważ wszystko wskazuje na to, że osoby, które są w tym ruchu, będą startowały raczej z komitetu Koalicji Obywatelskiej. My rozmawiamy z innymi ugrupowaniami samorządowymi, by wystawić jedną, wspólną listę.

Jakie to ugrupowania?

Generalnie takie, które już funkcjonują w poszczególnych regionach, ale nie są tak silne jak Bezpartyjni Samorządowcy. Stąd nasza oferta dla nich, byśmy zawarli porozumienia, wystawili wspólnych kandydatów. U nas nie ma centrali, każdy region, który się zorganizuje i połączy z nami, będzie sam ustalał swoje listy. To taka federacja przy zachowaniu ogromnej samodzielności.

Tylko czy taka daleko posunięta autonomia struktur nie utrudni wypracowania spójnego programu wyborczego?

Jestem przekonany, że nie. Do tej pory grupy zawodowe, które dostawały się do Sejmu - a pamiętam kadencję, gdy spośród tych grup wśród posłów było najwięcej nauczycieli - nie były w stanie nic zrobić, bo te osoby były rozrzucone po różnych klubach, gdzie wiązała ich dyscyplina partyjna. Efekt był taki, że niejednokrotnie tacy posłowie musieli głosować wbrew swojemu sumieniu. Jeśli natomiast nam, samorządowcom, uda się skonsolidować, wejść do Sejmu, to takich obaw bym nie miał. Reforma samorządów jest najbardziej udaną reformą ustrojową. Mamy niestety do czynienia z recentralizacją państwa.

Główni gracze w tej kampanii zaczynają już sączyć swoje propozycje programowe. Z jaką ofertą wy wyjdziecie?

Przede wszystkim chodzi o dokończenie reformy samorządowej, wzmocnienie roli samorządów i sposobu ich finansowania. Samorządy są najbliżej mieszkańca, najlepiej znają jego potrzeby. Dla wielu Polaków niezrozumiały jest pewien dualizm ustrojowy w polskich regionach, gdzie mamy wojewodę i marszałka. Zamiast tego powinna być jedna administracja w województwie. Będziemy też podkreślać kwestie związane z ochroną zdrowia. Na przykładzie Dolnego Śląska widać, że samorządowcy potrafią budować szpitale. Ponadto podpisujemy się też pod dobrowolnym ZUS dla przedsiębiorców. Tak jak jest np. w Niemczech. Mówimy o mikro, małych i średnich firmach, gdzie zatrudnienie znajduje ok. 80 proc. osób pracujących w Polsce.

Czy jednak ta propozycja nie będzie na dłuższą metę destrukcyjna? Bo znacząca część osób, które dość dobrze zarabiają, nie będzie musiała płacić ZUS, a za ileś lat ustawi się w kolejce po emerytury.

Mówimy o wyborze, dobrowolny ZUS należy oddzielić od składki zdrowotnej, która byłaby wciąż płacona. Jeśli ktoś nie będzie chciał płacić składki ZUS, to albo będzie musiał jakoś inaczej zabezpieczyć sobie przyszłość, albo liczyć tylko na jakąś minimalną kwotę świadczenia emerytalnego.

Nie obawia się pan, że wasze postulaty nie przebiją się przez efektowne propozycje waszych dużo większych konkurentów z PiS czy PO?

Na pewno jest tak, że największe ugrupowania dopiero zaczęły licytację populistycznymi obietnicami. My sami mamy świadomość, że nie wygramy tych wyborów, ale sądzę, że wielu ludzi potrafi oddzielić typowe hasła wyborcze, z których wprowadzeniem jest potem problem, od tych, które da się zrealizować. Nasz postulat o dobrowolnym ZUS należy do tej drugiej kategorii i jest odpowiedzią na realne problemy różnych grup, czyli np. osób na samozatrudnieniu albo zatrudniających niewielką liczbę pracowników. Z podobnych względów w naszym programie stawiamy na rozwój komunikacji zbiorowej, rozwijając Koleje Dolnośląskie pokazaliśmy, że umiemy to robić.

Na Dolnym Śląsku jesteście w sojuszu z PiS, czy start w skali całej Polski nie będzie odbierany jako zgłoszenie chęci powyborczej koalicji z PiS lub po prostu działania na jego korzyść w wyborach?

To fakt, że mamy koalicję z PiS w sejmiku dolnośląskim, bo to ugrupowanie gwarantowało nam realizację naszego programu, ale obok w Lubuskiem mamy koalicję z PO. Można wskazać wiele powiatów i gmin, w których koalicje są albo z PiS, albo z PO. Najważniejsza dla nas jest realizacja naszego programu, by Polska była krajem normalnym. Dziś tej normalności nie ma.

Prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej Łukasz Pawłowski wyliczył, że w wyborach do Senatu w 2019 r. wystawienie przez was kandydatów w części okręgów rozbiło głosy wyborców opozycji i „uratowało” PiS 6 mandatów.

Różnie można liczyć, ale poza nieformalnymi sygnałami nikt z nami nie rozmawiał na temat paktu senackiego. Demokracja jest ogólnym dobrem, każdy ma prawo startować czy jest członkiem partii czy nie należy do żadnego ugrupowania. Nie można mówić, że korzystanie z tego prawa to brak demokracji. Nie zostawimy jej na polu bitwy dla dwóch zwalczających się plemion.

A z kim - z PiS czy PO - lepiej się wam współpracuje?

Mamy pozytywne doświadczenie z PiS, to np. kwestia przejmowania kolei czy dofinansowania budowy szpitala onkologicznego, mamy w tej sprawie deklarację wsparcia rządu kwotą 500 mln zł. Większość zapisów umowy koalicyjnej z PiS jest realizowana, np. podatek od kopalin został zmniejszony dla KGHM, walczyliśmy o to, bo dzięki temu będą pieniądze na inwestycje. Oczywiście są różnice światopoglądowe, podejścia do takich wydarzeń jak strajk kobiet czy kwestia praworządności. Jak często podkreślam, ani Platforma nie jest naszą siostrą, ani PiS naszym bratem.

Czy rola samorządowców w wyborach nie jest przeszacowana?

Jak popatrzymy na sondaże, to mamy około 3 proc, ale pamiętajmy, że wiele osób jest niezdecydowanych. To nie nasza pierwsza kampania wyborcza, startowaliśmy do Senatu, otarliśmy się o wejście do Sejmu. Mamy doświadczenie polityczne i chcemy je wykorzystać. Na pewno nie mamy struktur i pieniędzy tak jak partie polityczne, ale mamy doświadczonych kandydatów i chcemy rozbić duopol dużych partii.

Tylko czy raczej nie utrwalicie monopolu PiS?

PiS pewnie wygra, ale będzie miał problemy z tworzeniem koalicji, dlatego nie obawiam się, że jedna partia zdominuje scenę polityczną.

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak