Problemy będą coraz bardziej widoczne, zwłaszcza na stanowiskach, na których są wymagane wysokie kwalifikacje. Służba cywilna przestała być bezpieczną pracą, która zapewniała uczciwy awans. Dodatkowo płace są coraz skromniejsze. Z administracji samorządowej coraz częściej odchodzą ludzie zatrudnieni na stanowiskach odpowiedzialnych i merytorycznych. Odejścia z urzędów będą się nasilać, a na powstałe wakaty trudno będzie znaleźć kandydatów z odpowiednimi kwalifikacjami.
Praca w administracji zarówno rządowej, jak i samorządowej stała się nieatrakcyjna. Młodzi ludzie nie chcą się angażować w sprawy polityczne. Chcieliby pracować twórczo i być fachowcami w swoich dziedzinach, a dziś oczekuje się od nich, że będą wykonawcami woli politycznej. A takie działania najczęściej bywają nieracjonalne i szkodliwe. Jeśli się to nie zmieni, braki kadrowe będą widoczne. Nie tylko młodzi ludzie przestaną ubiegać się o pracę w administracji, ale też ci bardziej doświadczeni będą odchodzić. To niebezpieczne zjawisko, które może prowadzić do paraliżu urzędów.
Struktura budżetówki wymusza odmienność działania. Niemniej w obu sektorach, czyli samorządowym i rządowym, powinny być czytelne zasady zatrudniania i wynagradzania, a także transparentna ścieżka kariery. Obecnie panuje duży chaos i brakuje konsekwencji w wielu regulacjach.
Zasady zatrudniania powinny być jednolite. Urzędnicy powinni mieć doświadczenie w pracy samorządowej i rządowej. Przechodzenie między urzędami terenowymi i centralnymi powinno się odbywać w sposób swobodny. Urzędnicy z doświadczeniem samorządowym mogliby się wówczas przekonać, jak decyzje są wykonywane przez organy nadrzędne. Takie jednolite zasady usprawniłyby elastyczne przechodzenie między urzędami na tych samych prawach i zasadach.
Mamy do czynienia z galopującą inflacją, więc te podwyżki są zbyt małe. Z drugiej strony budżet jest nadszarpnięty i nie ma pieniędzy na wyższe uposażenia. Trzeba jednak pamiętać, że tym razem nastąpił wzrost kwoty bazowej, od wielokrotności której są naliczane pensje, a to oznacza, że wszyscy urzędnicy - od szeregowego pracownika po dyrektora - otrzymają podwyżki. Wcześniej podwyższano fundusz wynagrodzeń, a to nie oznaczało, że wyższe pensje otrzymywali wszyscy zatrudnieni. Pieniądze trafiały bowiem na nagrody lub dodatkowe etaty.
Takie podwyżki nie uwzględniają nawet wskaźnika inflacji, który oscyluje w okolicach 17 proc. Można przyjąć, że jest to po prostu dodatek drożyźniany. Tym określeniem posługiwano się w II Rzeczpospolitej. Dziś należy tak określić wszystkie podwyżki, które nie przekraczają poziomu inflacji, oraz waloryzację rent i emerytur. O podwyżkach można by mówić dopiero wtedy, kiedy pensje zwiększyłyby się o ok. 20 proc. Aby można było mówić o podwyżkach, wzrost płac musiałby być wyraźny.
Nabory są wadliwe w warstwie merytorycznej, a kryteria oceny kandydatów często niejasne. Zmiana formy zgłaszania się na brakujące stanowisko tego nie zmieni, a tym samym nie przysporzy chętnych do pracy w urzędach. Jeśli komuś faktycznie zależy na pracy w administracji państwowej, nie ma dla niego znaczenia, czy zgłosi swój akces do konkursu za pośrednictwem elektronicznej platformy, czy tradycyjnej poczty. Zresztą w dobie cyfryzacji możliwość elektronicznego aplikowania na wolne stanowiska powinna być już od dłuższego czasu.
Zmiana możliwości zgłaszania się na wolne stanowiska w urzędzie z papierowego na elektroniczne nie przyniesie zamierzonego efektu. W ogłoszeniach o wakatach powinny być zagwarantowane apolityczność i znacznie wyższe niż obecnie zarobki, a tego dziś nie ma w ofertach. Nierzadko natomiast brakuje poszanowania urzędników przez przełożonych. W efekcie do administracji często trafiają osoby o niskich kwalifikacjach. Możemy to obserwować nawet w Sejmie, wystarczy spojrzeć na jakość projektów.
Modyfikacja patologicznych rozwiązań na inne podobne niewiele zmieni. Normalność mogłoby przywrócić jedynie wprowadzenie uczciwego naboru. Można by się zastanowić, czy powinna go dokonywać zewnętrzna firma, czy też sami pracownicy urzędu przy zachowaniu obiektywnych i jasnych kryteriów. Zatrudnianie w urzędach powinno być transparentne i uczciwe. Wierzę, że można takie regulacje stworzyć i wyłaniać w konkursach najlepszych kandydatów. Dziś niestety mamy wiele naborów, w których zwycięzcy zostali już wcześniej namaszczeni.
Jeśli szef urzędu chce znaleźć fachowca, to zdecyduje się na rozpisanie konkursu. Jeśli jednak zamierza przyjąć znajomego bez wystarczających kwalifikacji, również może to zrobić. Trzeba wrócić do uczciwych zasad otwartego i konkurencyjnego naboru z możliwością dania szansy najlepszym kandydatom.
KSAP od początku budziła wiele kontrowersji. Pojawiały się zarzuty, że służy ona promowaniu jej absolwentów w administracji. Tymczasem na Uniwersytecie Jagiellońskim też jest wielu wybitnych studentów, którzy po ukończeniu edukacji mogliby zasilić szeregi administracji rządowej. Niestety dla tej grupy osób nie ma preferencyjnych warunków zatrudnienia, jak to jest w przypadku absolwentów KSAP. Jeśli nikt nie zdobędzie się na likwidację KSAP, to przynajmniej trzeba tej placówce odebrać ustawowy przywilej dawania forów w służbie cywilnej swoim absolwentom.
Raczej nie ma potrzeby, aby likwidować KSAP, ale z pewnością trzeba zmienić sposób jej działania. Trzeba przywrócić jej znaczenie i prestiż, który miała wcześniej. Obecnie nie ma zbyt wielu ofert pracy w administracji rządowej dla absolwentów tej szkoły, a kiedyś na każdego słuchacza przypadało co najmniej pięć ofert, i to przy znacznie większej liczbie osób niż obecnie. To pokazuje ogrom kryzysu w administracji, a KSAP się tylko do tego przyczyniła. ©℗