Więcej pieniędzy na I kw., start nowej sieci, oczekiwanie na zarządzenie prezesa NFZ ostatecznie rozstrzygającego kwestię wycen i ustawę reformującą szpitalnictwo – to kilka z najważniejszych punktów zmian w ochronie zdrowia na 2023 r.

Ubiegły rok przyniósł sporo zmian w finansowaniu szpitali. Wszystko zaczęło się wraz z wprowadzeniem od 1 lipca podwyżek dla pracowników placówek medycznych i decyzją, by zrezygnować z finansowania ich odrębnym strumieniem pieniędzy, a zamiast tego podnieść wyceny świadczeń. Od razu widoczne stało się silne rozwarstwienie – część placówek na skutek zmiany wycen znalazła się w bardzo komfortowej sytuacji, część wręcz odwrotnie. Konsekwencją tego była lawina mechanizmów pomocowo-naprawczych dla podmiotów, które nie tylko nie miały pieniędzy na podwyżki, lecz także na bieżącą działalność. Mowa m.in. o tzw. mechanizmie 16 proc. czy podwyższeniu wyceny świadczeń udzielanych np. na oddziałach ratunkowych i w izbach przyjęć.

Nowy rok, nowa sieć

Jednak początek 2023 r. to ciąg dalszy zmian. Pierwsza z nich – nowa sieć szpitali. Przypomnijmy, że system podstawowego szpitalnego zabezpieczenia opieki zdrowotnej (bo tak brzmi oficjalna nazwa) polega na kwalifikowaniu placówek do jednego z sześciu poziomów zabezpieczenia, w zależności od profilu działalności (od lokalnych o I, II i III stopniu referencyjności przez placówki onkologiczne, pediatryczne aż do klinik). W największym uproszczeniu zakwalifikowanie się przez dany szpital do sieci oznacza, że placówka podpisze umowę i dostanie pieniądze (w ramach rycztałtu) z NFZ.
Od 1 stycznia 2023 r. obowiązuje drugi wykaz szpitali sieciowych, który ma pozostać aktualny do 30 czerwca 2027 r. i obejmuje 585 placówek (w poprzednim było ich 592).
Jak podkreślają nasi rozmówcy, proces kwalifikacji do nowej sieci przebiegł właściwie bezproblemowo, tym bardziej że odbywał się według starych zasad. Gruntowne zmiany w tym zakresie przewidywał projekt ustawy o modernizacji szpitalnictwa (pisaliśmy o tym w tekście „Sieć szpitali nowa, ale zasady stare”, DGP nr 209/2022), który jednak utknął na etapie rządowym. Prace nad nim mają jednak – zgodnie z zapowiedziami szefa resortu zdrowia – przyspieszyć jeszcze w tym miesiącu (jak udało nam się ustalić, nowa wersja projektu może się pojawić nawet w tym tygodniu).

Ryczałt ciągle ewoluuje

Od początku stycznia obowiązują również nowe kontrakty szpitali sieciowych. Mają one uwzględniać sytuację, w której szpital wykonał więcej świadczeń, niż wynikało to z umowy z NFZ (przypomnijmy, że resort zdrowia początkowo chciał płacić za nadwykonania powyżej 108 proc., ostatecznie zdecydowano zapłacić za wszystkie, choć nadwyżki będą płatne w wysokości 60 proc. wartości świadczeń). Może to jednak być niekorzystne dla szpitali, które z różnych względów nie wykonały umów na poziomie 98 proc. (jest to równoznaczne z wykonaniem kontraktu). A tych, według danych Związków Powiatów Polskich, jest ok. 250.
Zdaniem Rafała Janiszewskiego, właściciela kancelarii doradzającej placówkom medycznym, odpowiedzią na ten problem może być zmiana w sposobie wyliczania prowizorycznej kwoty ryczałtu (czyli pieniędzy, które szpitale dostają na I kwartał – po tym czasie obliczona zostaje ostateczna wysokość kontraktu). Właśnie trwają konsultacje społeczne projektu rozporządzenia w sprawie sposobu ustalania ryczałtu. Istotą tej regulacji jest zmiana wzoru, na podstawie którego wylicza się, ile pieniędzy dostanie szpital w pierwszych trzech miesiącach roku.
– Pamiętajmy, że system funkcjonuje w układzie bud żetowym. Oznacza to, że jeśli któraś z placówek zrealizowała ryczałt na poziomie 70 proc. (a są takie i naprawdę nie jest ich mało), siłą rzeczy oznacza to utratę części środków pochodzących z kontraktu. Problem w tym, że w takim przypadku mamy do czynienia z błędnym kołem – szpital ma niedowykonanie, więc obcina mu się kontrakt. To powoduje, że ma niższy budżet. Skoro zaś budżet jest ograniczony, to nie ma możliwości, by w kolejnym roku nadrobić to niedowykonanie – tłumaczy ekspert. Toteż jego zdaniem nowy sposób przeliczania (który ma umożliwić ustalenie prowizorycznych ryczałtów na wyższym poziomie) to rodzaj zakładki na pierwsze miesiące bieżącego roku. – Wydaje się, że intencją resortu zdrowia jest to, aby ci, którzy nie wykonują kontraktów, dostali poduszkę finansową, by mogli wykonać więcej. Bowiem ci, którzy mają nadwykonania, i tak dostaną środki z nich wynikające – podkreśla Rafał Janiszewski.

Oczekiwanie na wyceny

Istotną zmianą dla szpitali będzie zapowiadana na początek 2023 r. ostateczna korekta wycen świadczeń z zakresu interny. Jak jednak wynika z rozmów z ekspertami, w dalszym ciągu czekają oni na zarządzenie NFZ w tej sprawie. Ostatnia aktualizacja to publikacja przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji raportu w tej kwestii, która miała miejsce 7 listopada. – Co istotne, z raportu wynika, że nie we wszystkich zakresach świadczeń z interny będziemy mieć do czynienia z podwyżką, bo w niektórych należy spodziewać się obniżenia wycen – podkreśla Bernadeta Skóbel, ekspertka Związku Powiatów Polskich.
Co więcej, zdaniem ekspertów wprowadzenie nowych wycen interny nie poprawi sytuacji szpitali miejskich czy powiatowych, jeśli nie zmienią się wyceny chirurgii ogólnej czy ginekologii i położnictwa. Nie będzie to stanowić przełomu również z tego względu, że wchłonie pieniądze, które były przekazywane w ramach mechanizmu 16 proc. (było to specjalne rozwiązanie przeznaczone dla placówek, które wskutek zmiany wycen związanej z podwyżkami dla pracowników nie osiągnęły wzrostu wartości kontraktu o 16 proc.). – Spodziewam się, że szpitale, które miały bardzo niską podwyżkę wartości kontraktów w lipcu, mimo wprowadzenia nowych wycen, nic nie uzyskają – podkreśla mec. Skóbel.
Podobne wątpliwości pojawiają się przy okazji podwyższenia wyceny za tzw. punkt w ryczałcie. Resort zdrowia podkreślał, że od początku roku wzrośnie on o 15 proc. do poziomu 1,62 zł. Problem w tym, że jak zauważa ekspertka ZPP, jest to jednocześnie prawda i nieprawda. – Gdyby nie dokonano żadnej zmiany, to w styczniu br. szpitale uzyskałyby średnią cenę z poprzedniego roku, która rzeczywiście jest o 15 proc. niższa. Jednak jednocześnie oznaczałoby to również, że od stycznia nie byłoby środków zabezpieczających wypłatę podwyżek dla pracowników. Stąd moim zdaniem jest to bardziej naprawienie mechanizmu, który zadziałałby nieprawidłowo od nowego roku, a nie rzeczywisty wzrost – argumentuje. ©℗