- Może warto wrócić do państwowego zasobu kadrowego, z którego fachowcy mogliby być powoływani na stanowiska. Obecnie – muszę to stwierdzić z przykrością – nie ma zapotrzebowania na silną administrację. A taka bardzo by się przydała - uważa prof. Józefa Hrynkiewicz.

Krajowa Szkoła Administracji Publicznej wciąż jest kuźnią elit urzędniczych?
W ostatnich latach elit nie dostrzegam. Mogę tylko wspominać wybitnych absolwentów z bardzo dawnych lat. Klasyczny przykład państwowca to śp. Władysław Stasiak. Mariusz Błaszczak, obecnie wicepremier i minister obrony narodowej. To modelowe przykłady państwowców i urzędników, którzy w każdej roli, na każdym stanowisku dobrze służą państwu. W kształceniu elit urzędniczych trzeba przywiązywać wielką wagę do kształtowania postawy służby obywatelom i państwu, odpowiedzialności, rzetelności, zaangażowania, uczciwości i lojalności wobec państwa. Absolwenci KSAP z poprzednich lat gdzieś znikają. Część odeszła do biznesu. Minął czas, gdy było ich wielu na wysokich stanowiskach w administracji centralnej. Ambitni odchodzą z administracji.
Może KSAP ma być placówką na wzór tych uniwersytetów średniowiecznych, o których mówił ostatnio pan prezes Jarosław Kaczyński?
Model uczelni, jakim był średniowieczny uniwersytet, nie jest dobrym przykładem uczelni kształcącej wysokich urzędników. Średniowieczne uniwersytety miały prawa i przywileje, mogły swobodnie rozwijać naukę. Miały też duży wpływ na polityków. Dziś uniwersytety pełnią różne funkcje. KSAP jest szkołą, która pozostaje w istocie niezmieniona od wielu lat - nie zmienia programów, form i profilu kształcenia… A żyjemy w czasach bardzo szybkich zmian. KSAP kształci bardzo mało osób, w 2022 r. przyjęto tylko 24 osoby. Polska administracja potrzebuje dobrze przygotowanych urzędników do służby dyplomatycznej, organizujących pracę zespołów i zarządzających nimi, zdolnych prawników i analityków wspomagających polityków w przygotowaniu i realizacji programów. Braki w wykształceniu urzędników najlepiej widać w Sejmie, bo tam trafiają materiały opracowane przez urzędników.
Czy po KSAP można zrobić jeszcze karierę w administracji?
Tego nie wiem, ale nie widzę młodych absolwentów KSAP na wysokich stanowiskach.
Prof. Józefa Hrynkiewicz, polska socjolożka i nauczycielka akademicka, profesor nauk humanistycznych, dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej w latach 2006-2008, posłanka na Sejm VII i VIII kadencji / Dziennik Gazeta Prawna
Dyrektorzy generalni niechętnie patrzą na absolwentów KSAP, którym muszą zaoferować pracę, bo tego wymaga prawo…
Z pewnością nie tylko dyrektorzy generalni, lecz także niektórzy politycy. A przecież absolwentów jest teraz bardzo mało (21 osób w ostatniej promocji), nie powinno więc być trudności z ich zatrudnieniem. Gdy odchodziłam z KSAP, dla każdego z absolwentów było pięć propozycji zatrudnienia. Ale o miejsca pracy zabiegałam stale i wszędzie. Dbałam też o wysoki poziom zajęć, starałam się o najlepszych wykładowców z wielu uczelni. KSAP była miejscem ciekawych spotkań z wybitnymi postaciami życia społecznego, politycznego, debat, konferencji, które przygotowywali słuchacze szkoły. Bardzo aktywni byli też absolwenci, którzy mieli bliskie kontakty ze szkołą. Wykorzystywałam każdą okazję, żeby słuchacze mogli przekonać się, że zawód urzędnika jest ważny, ciekawy i atrakcyjny. Później było już inaczej…
Dlaczego?
Szkołą powinny zarządzać osoby związane z działalnością uniwersytecką, w tym naukową. Powinny kandydatom na urzędników państwowych pokazywać powagę, wartość i atrakcyjność tego zawodu. Daje on wielkie możliwości kreowania rzeczywistości, gdy kandydat jest dobrze przygotowany. Trzeba nieustannie zabiegać o prestiż szkoły i zawodu, do którego kształci.
Były nawet plany, by zlikwidować KSAP. Obecnie pewnie tak się nie stanie, bo szkoła nosi nazwę im. prof. Lecha Kaczyńskiego.
I właśnie dlatego, że KSAP nosi imię profesora Lecha Kaczyńskiego, z którym miałam szczęście i zaszczyt współpracować, powinna funkcjonować wzorowo pod każdym względem. To przykre, że szkoła, która ma wszelkie warunki do szerokiej aktywności, zamknęła się na inne uczelnie, na współpracę z administracją, instytucjami i wybitnymi postaciami życia społecznego.
Pozostaje mi tylko zapytać, czy można tę szkołę jeszcze uratować?
KSAP musi kształcić elity wysokich urzędników państwowych. Przygotowanych do pełnienia ważnych funkcji w państwie, w strukturach organizacji zagranicznych. Może to robić, ale musi się zmienić we wszystkich wymiarach, dostosować się do współczesnej szybko zmieniającej się rzeczywistości. Potrzebna jest zupełnie nowa koncepcja funkcjonowania tej szkoły...
Często pojawia się argument, że utrzymuje się taką szkołę dla zaledwie 20, 30 absolwentów rocznie. Czy tu nie powinno być zmian?
Należy kształcić zdecydowanie więcej osób, przygotowywać odpowiednio dobrane osoby na określone stanowiska. Szkoła powinna kształcić dyrektorów generalnych i prowadzić cykliczne szkolenia do realizacji określonych kierunków i programów zmian, systematycznie szkolić urzędników do realizacji nowych zadań, wykorzystując najnowsze wyniki badań naukowych. Niektóre reformy są bardzo trudne, urzędników trzeba przygotować do ich realizacji. Gdyby przeszkolono ich do reformy Polskiego Ładu, uniknęlibyśmy wielu problemów. Ciekawy program polityczny realizowały osoby nieprzygotowane do tego, więc wyszło wiadomo jak. Szkoła ma bardzo szerokie pole działania i nie wykorzystuje możliwości. Dlaczego?
A jaka jest pani opinia o szefie służby cywilnej?
Jest on ograniczony przepisami do bardzo wąskiego działania. Przepisy te wymagają istotnych zmian, podobnie jak służba cywilna, która musi się zmieniać, bo zmieniają się rządy, zmienia się sytuacja państwa. Administracja rządowa powinna być do tego przygotowywana. Niestety jest, jak jest.
Młodzi nie garną się do administracji, choć ofert pracy jest dużo. Część ekspertów uważa, że nie chcą pracować dla obecnej ekipy. Inni, że praca w urzędzie nie jest już nawet prestiżem.
Te liczne oferty zatrudnienia to na ogół praca dla osób z wyższym wykształceniem, ale za najniższe wynagrodzenie. Pieniądze na odpowiednim poziomie mają ogromne znaczenie. Potrzebujemy wykształconych urzędników, ponieważ to oni mogą chronić przed błędnymi i kosztownymi decyzjami.
Czy urzędnicy mianowani będą nadal odchodzić z administracji?
Tak, bo urzędy nie mają dla nich oferty, która zaspokoiłaby ich aspiracje.
W styczniu 2016 r. zlikwidowano konkursy na wyższe stanowiska w służbie cywilnej. Urzędnicy mianowani często nie mogą liczyć na posady dyrektorów, bo proponuje się je osobom z rynku. Czy to była dobra decyzja?
Każde rozwiązanie trzeba po pewnym czasie przeanalizować i zbadać, jakie przynosi skutki. Są odpowiednie służby w administracji, które mogą to oceniać. Jeśli metoda traci efektywność, trzeba ją zmienić. Może warto wrócić do państwowego zasobu kadrowego, z którego fachowcy mogliby być powoływani na stanowiska. Obecnie - muszę to stwierdzić z przykrością - nie ma zapotrzebowania na silną administrację. A taka bardzo by się przydała.
Czyli administracja uwiera polityków?
Nie wiem, czy uwiera. Politykom wydaje się, że wiedzą lepiej od urzędników. W ogóle politycy wszystko wiedzą najlepiej.
Jakaś rada dla polityków w tej kwestii?
Politykom nie udziela się rad. Gdy zostałam po raz pierwszy posłem, dowiedziałam się, że polityk wraz z mandatem poselskim zyskuje wiedzę doktora wszech nauk. Jakże można z kimś tak uczonym polemizować?©℗
Rozmawiał Artur Radwan